Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

2 Osoby

Dystans całkowity:26525.91 km (w terenie 1765.95 km; 6.66%)
Czas w ruchu:1738:50
Średnia prędkość:15.25 km/h
Maksymalna prędkość:75.46 km/h
Suma kalorii:15203 kcal
Liczba aktywności:301
Średnio na aktywność:88.13 km i 5h 47m
Więcej statystyk

W 40 dni dookoła Bałtyku V - Niemieckie wybrzeże. Ku Danii

Sobota, 18 lipca 2009 | dodano: 07.04.2015Kategoria 2009 Skandynawia, 2 Osoby, LSTR, Pół nocne, Z Księgowym

Poranek niezbyt sympatyczny. Przez niebo przetaczały się ponure, szare chmur. O słońcu mogliśmy pomarzyć, albo powspominać. Ruszyliśmy dopiero o 10:30. Jechaliśmy jak najkrótszą trasą do Danii. Zrezygnowaliśmy z wizyty w centrum Lubeki. W Neuenhagen skręciliśmy na podrzędną drogę prowadzącą do Harkensee. Po raz pierwszy, na polach zamiast zbóż, rosło pełno kapusty.

W pobliżu Pötenitzer Wiek skręciliśmy w prawo, objeżdżając ów zbiornik od północy. Wjechaliśmy do Priwall i skręciliśmy na północ w ulicę Am Priwallhafen. Jechaliśmy wzdłuż nabrzeża portowego do promowego przejścia dla pieszych. Tam się okazało, że musimy jechać do samochodowego. Wróciliśmy do głównej o skrzyżowanie wcześniej, uprzednio robiąc przerwę przy kampingu. Musieliśmy trochę poczekać na przewóz, więc wykorzystaliśmy go z pożytkiem.


12:33. Nabrzeże w Priwall. Widok ku NE


12:35.Nabrzeże w Priwall. Widok ku W.


13:21. Na promie przez kanał Trave. W tle Travemünde.

Przeprawa trwałą niespełna pięć minut. Byliśmy na przedzie promu, więc wyjechaliśmy jako pierwsi. Już w Travemünde, na drugim brzegu, byliśmy nieco zdezorientowani. Skorzystaliśmy z tamtejszej mapy. Po ogarnięciu dalszego kierunku jazdy, przejechaliśmy ulicą Kurgartenstraße do parku i zorientowaliśmy się, że ponad torami kolejowymi, o których nie wiedzieliśmy, gdzie się kończą. trochę się cofnęliśmy do ulicy Rose - tam gdzie najbliższy przejazd. Po drugiej stronie wjechaliśmy w Mühlenberg do Fallreep. Tuż za parkiem ze jeziorkiem, dojechaliśmy do promenad nadmorskiej. Pojechaliśmy nią na północ.


14:47. Brodten. Stromy brzeg w Obszarze Ochrony Krajobrazu (LSGBrodtener Winkel. 

Droga wyłożona różnokolorową kostka, tworzącą geometryczne wzory, w pewnym momencie odbiła od wybrzeża i zmieniła się w zwykłą szutrówkę. Wyjechaliśmy na wierzch wybrzeża klifowego, skąd roztaczały się odległe, przyjemne widoki. Tuż za miejscowością, w czasie robienia zdjęcia, zagadała do nas pewna para ze Śląska, będąca na wczasach. W czasie pogawędki przejeżdżał jakiś Niemiec na rowerku, pytający czy nie pomoglibyśmy mu z jego rowerem. Przerwa trwała ponad pół godziny.


14:55. Brodten. Stromy brzeg w Obszarze Ochrony Krajobrazu (LSGBrodtener Winkel. Po prawej w tle Niendorf. Widok ku W


14:55. Brodten.
Stromy brzeg w Obszarze Ochrony Krajobrazu (LSG) Brodtener Winkel. W centrum w tle Niendorf. Widok ku W
 
O 15 wjechaliśmy do Niendorf. Szutrowy szlak przeszedł w deski nadbrzeżnego chodnika. Końcówkę opuściliśmy schodząc grzecznie po niewysokich schodach, by wkrótce jechać Strandstraße. Przez ponad 10 kilometrów podróżowaliśmy przez szereg nadmorskich miejscowości, trzymając się dróg blisko wybrzeża. Zdumiewając, większość mogliśmy podróżować po szerokiej, nieco wijącej się, asfaltowej ścieżce rowerowej. Była położona miedzy wydmami i główną ulicą. Jechało się tak przyjemnie, jak nigdy wcześniej od początku wyprawy. Obserwowaliśmy ludzi na wakacjach, nowoczesne i zadbane budynki tak mieszkalne, jak i zwykłe obiekty turystyczne. Spacerujących, jadących i leżących ludzi była po prostu rzesza.


15:00. Niendorf. Plaża w pobliżu uliczki Osseeallee Widok ku E

Z wybrzeżem pożegnaliśmy się przed Sierksdorf, które przemierzyliśmy już ulicą Pohnsdorfer. Ponownie ujrzeliśmy morze, gdy znaleźliśmy się w Neustadt in Holstein, tuż po przekroczeniu mostu. Odpoczęliśmy tam kwadrans. Tym razem jazda wybrzeżem trwało krócej. W Pelzerhaken zatrzymaliśmy się, by raz jeszcze odpocząć i zastanowić, jak wrócić na główniejszą trasę. Po kwadransie pojechaliśmy ulicami Mastkobener Weg i Sonnenblumenweg, którymi wróciliśmy do lokalnej przelotówki przez miasteczka, biegnącej z dala od wybrzeża.


16:42. Ograniczenie prędkości gdzieś między Sierksdorf Neustadt in Holstein.


16:55. Neustadt in Holstein. Lienaustraße.  W centrum widoczna wieża kościoła Stadtkirche. Widok ku E


16:58. Nadmorska dróżka w S części Neustadt in Holstein.


17:01. Port w S części Neustadt in Holstein. Widok ku NNW


17:24. Schody po w SE części Neustadt in Holstein. Na horyzoncie wybrzeże w okolicy Niendorf

Gdy tylko oddaliliśmy się od morza, prędkość znacznie wzrosła. Minęliśmy wiele nieistotnych wtedy miejscowości. Gdy tylko się pojawiały ścieżki rowerowe, od razu na nie wjeżdżaliśmy. Zaliczyliśmy kilka krótkich przerw na nabranie oddechu, a gdy tylko dotarliśmy do Heiligenhafen, skończyło się wszelkie pobłażanie. Wyjechaliśmy na trasę nr 207. O 21 przejechaliśmy przez most na wyspę Fehrman. Trzymaliśmy tempo w okolicach 35-40 km/h. Nie wiedząc o której odpływa ostatni prom, gnaliśmy na złamanie karku. Najważniejsze było dotrzeć TAM i dowiedzieć się na czym stoimy. Awaria nawet nie wchodziła w grę. Nocleg na wyspie także. Później długo wspominaliśmy ten szaleńczy pęd na prom.


19:46. Augustehof. Tu prosto, zamiast na zachód, bo krócej. Widok ku N


20:01. Silosy w Heringsdorf po E stronie szosy. Widok ku NE


21:02. Most Fehmarnsund.Widok ku NNE


21:05 Już na wyspie, a za mostem. Widok ku NW


21:05. Już na wyspie, a za mostem. Widok ku E

Pół godziny po wjechaniu na wyspę, dotarliśmy do bramek w porcie. Po kwadransie trzymaliśmy już kartoniki z przepustką na prom do Danii. Kolejne kilka minut oczekiwania w kolejce aut i dostaliśmy sygnał do pakowania się na prom. Wjechaliśmy na pokład, przypięliśmy rowery za pomocą specjalnego pasa i udaliśmy się na górny pokład, by obserwować morze, wyspę i zachodzące słońce.


21:34. Bramki przed wjazdem na prom Widok ku N

Była 22:00 gdy odbiliśmy od brzegu. Po zlustrowaniu pokładu i wiszącej na ścianie mapy, zasiedliśmy przy stoliku, dając odpocząć tak bardzo dziś wymęczonym nogom. Przerwa na promie trwała około trzy kwadranse. Wybrzeże Danii oglądaliśmy już w nocy. Wyjazd z promu przypominał start w jakimś wyścigu czy maratonie.


21:57. Na promie

Oczywiście, nie znaliśmy tego miejsca, zasad, skrzyżowań, rozjazdów, objazdów i było zbyt ciemno, by cokolwiek kombinować. Założyliśmy, że droga, którą jechaliśmy, była analogiczna do tej po niemieckiej stronie. Nie była. Pędząc dość znacznie, choć już nie tak intensywnie jak do promu, zauważyliśmy samochód, którego kierowca zechciał nas poinformować, iż jechaliśmy po autostradzie. Zdążyliśmy zorientować się, że trasa nie jest tym, czym byśmy chcieli, ale nie znaliśmy żadnej alternatywy. Tuż po opuszczeniu promu chcieliśmy wjechać do Rødbyhavn. No i wyszło... W to miejsce przemierzyliśmy 4 kilometry autostrady Sydmotorvejen.


22:51. W Danii po raz pierwszy

Lekko sfrustrowani opuściliśmy pas autostrady, przy wiadukcie ponad poziomem drogi. Przerzucaliśmy rowery przez barierkę, leźliśmy przez krzaki, a wszystko po ciemku. Nie był to koniec dnia, gdyż trzeba było znaleźć nocleg. Pierwsze kilometry po lokalnych drogach - wsie, pola i drzewa rosnące prawie zawsze tylko przy domach.

Od autostrady ujechaliśmy ~10 kilometrów, nieco klucząc. W akcie desperacji, nocleg rozłożyliśmy tuż przy Holeby. Ściślej - pomiędzy drogami Højbygårdvej i Nystedvej. Jeszcze dokładniej - tuż za ścianą krzewów, które posadzono przy turystycznym szlaku pomiędzy tymi dwiema drogami. Wreszcie z radością zasnęliśmy.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 141.60 km (0.00 km teren), czas: 08:16 h, avg:17.13 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku IV - Do Wismar

Piątek, 17 lipca 2009 | dodano: 04.04.2015Kategoria 2009 Skandynawia, 2 Osoby, LSTR, Z Księgowym

Obudziliśmy się około 10 rano i ruszyliśmy pół godziny później. Przez kolejne dnie w zasadzie powtarzaliśmy ten schemat, czasem zbierając się trochę krócej, czasem dłużej, ale mniej więcej w tym przedziale czasowym. Poza dwoma wyjątkami, o których później.

Zasugerowaliśmy się mapą przed Karow, która wskazywała szlak czerwony przecinający las prawie prosto na zachód. Początkowo wydawało się to nawet w porządku. Mogliśmy bardzo łatwo i szybko ściąć trasę do Sternberg. Tak nam się przynajmniej wydawało. Głównie z mojej strony pochodziły namowy na przejazd tą trasą.

Przez 5 kilometrów przemierzaliśmy las. Było bardzo upalnie. Droga była nieco pofalowana. Zdarzyło się kilka niewielkich podjazdów i zjazdów. Część trasy to dość mocny szuter, śmiało stawiający oporów dla naszych rowerów. Niestety, tylko część. Całą resztę "części" trasy stanowił piasek. Na tyle uprzykrzał trasę, że ten niewielki odcinek przejechaliśmy w pół godziny, częściowo tracąc dobry humor. Cóż. Było męcząco, ale od nadmiaru asfaltu dobrze było zrobić sobie taką odskocznię od codzienności. Choćby i kosztem sił i nerwów...

Gdy dobrnęliśmy do normalnej drogi, z radością powitaliśmy asfalt. Przejechaliśmy przez leśną wieś Wooster Teerofen, gdzie przez kwadrans odpoczywaliśmy przed kolejnym odcinkiem podróży. Ostatecznie - las znacznie nas wyczerpał. Po przerwie, przez 4 kilometry jechaliśmy w kierunku NE, a potem skręciliśmy w lewo - prawie prosto na zachód. Mijaliśmy tereny wojskowe, które też mogły stanąć nam na drodze, gdybyśmy kontynuowali jazdę przez las.


13:24. Na  SE od SternbergDorfstrasse. Na rozstaju dróg.

Skończył się las i wyjechaliśmy na trasę 192. Przejechaliśmy przez Dobbertin, za którym czekał nas przyjemny odcinek leśny. W tamtym czasie, człowiekowi mało obeznanemu z krajobrazami widzianymi z roweru, na myśl nasuwały się skojarzenia z przejazdem przez tereny górskie lub przynajmniej zalesione wyżynne. O 12:30 odpoczywaliśmy na poboczu w Borkow. Do godziny 13. Kolejne pół godziny pozwoliło dotrzeć nam do Sternberg. Dojechaliśmy do centrum i zatrzymaliśmy się przy ścianach kościoła. W międzyczasie w okolicy przechodziła chmura burzowa, która nawet do nas nie zajrzała. Księgowy postanowił wreszcie wykorzystać do czegoś statyw. Był to jeden z niewielu momentów, kiedy przedmiot ten został wyciągnięty z bagażnika. Przed kościołem krótka sesja fotograficzna. Później druga wewnątrz kościoła, ale już z ręki. Wchodziliśmy na zmiany, by pilnować rowerów. W środku panowało tak przyjemne zimno, że spokojnie można było dostać szoku termicznego.


13:34. Sternberg. Stadtkirche St. Maria & St. Nikolaus. Widok ku NE


13:34. Sternberg. Rynek. Po prawej ratusz. Widok ku NW 


13:38.  Sternberg. Stadtkirche St. Maria & St. Nikolaus.


13:40.  Sternberg. Stadtkirche St. Maria & St. Nikolaus.


13:37.  Sternberg. Stadtkirche St. Maria & St. Nikolaus.

Niebo przesłoniły cienkie warstwy chmur, które nieco ułatwiły nam regulację termiczną. Słońce już tak nie grzało. Tradycyjnie, poruszaliśmy się drogą rowerową w krajobrazie pagórków pokrytych zbożem. W Blankenberg musieliśmy poczekać przed szlabanem na przejazd pociągu. W międzyczasie mijała nas duża kolumna motocyklistów, jadących w przeciwną stronę. Tuż za lasem, w którym traciliśmy już siły po intensywnej jeździe, zatrzymaliśmy się pod lidlem na samym początku Warin. Księgowy zaopatrzony w lokalną walutę poszedł na zakupy, wracając z chlebem. Naprawdę miło było posmakować świeżego pieczywa.


14:58. Warin. Przerwa pod Lidlem.

Posileni pojechaliśmy dalej. Znów nabraliśmy tempa. Zrobiło się chłodnawo. Było już wiadomym, że będzie nieprzyjemnie. Burza dopadła nas w okolicach Reinstorf. Całkowicie zmoczeni dotarliśmy pod pawilon przy jakimś budynku. Tam Księgowy w kilku słowach wyjaśnił naszą sytuację, dzięki czemu najgorszy czas przesiedzieliśmy na ławeczce w otoczeniu kilku "cioć". Silna burza pobrzmiała, pobłyskała i wylała hektolitry wody. Przymusowa przerwa trwała zbyt długo. Rozpogodziło się. O 18 dobrnęliśmy do Kritzow. Po burzy było chłodno i zbliżał się wieczór, więc założyliśmy warstwę izolacyjną. Przejechaliśmy nad autostradą A20. Dojechaliśmy do końca drogi, która została ucięta wskutek zmian w topografii terenu. Zawróciliśmy, okrążyliśmy stację benzynową i wjechaliśmy na trasę wprost do miasta.

W Wismar przejechaliśmy ponad torami i okrążyliśmy stację przy Dr.-Leber-Straße. Tam już udało się zatrzymać w słusznym celu. Po prawie pół godziny wróciliśmy na drogę. Skręciliśmy w pierwszą w prawo między parkingami. Następnie w ulicę Schatterau do Mecklenburger, którą wyjechaliśmy na główny rynek, gdzie w oczy uderzała ilość kamienic i zabytków.


19:01. Wismar. Rynek. Wasserkunst. Po prawej ratusz. Widok ku NW


19:11. Wismar. Rynek. Po prawej Wasserkunst. Widok ku SEE


19:03. Wismar. Rynek. Widok ku E

Przejechaliśmy przy południowej stronie pozostałości Katedry pw. św. Marii, a chwilę potem minęliśmy równie okazały Kościół pw. św. Jerzego. Wyjechaliśmy w kierunku Lubeki. Raz tylko, jeszcze przed opuszczeniem miasta, niepotrzebnie skręciliśmy w prawo, w kierunku ogródków działkowych z drogą po betonowych płytach. Księgowy zapędził się odrobinę dalej. Przynajmniej roztaczał się stamtąd ładny widok w kierunku portu. Kolejne kilometry spędziliśmy głośno podśpiewując, w treści zawierając wszelkie przemyślenia, obserwacje i emocje dotychczasowej wyprawy. Głównym jej tematem były wszechobecne pola.


19:22. Wismar. Kościół St.-Georgen-Kirchhof. Widok ku NE


19:37. Ulica Werftangente w W części Wismar. W tle morze i port. Widok ku NE

W Gägelow skręciliśmy i zjechaliśmy z głównej trasy, utrzymując stały kierunek. Powoli zbliżał się wieczór. Po 20 dotarliśmy do wybrzeża Bałtyku w okolicy Niendorf. Zeszliśmy na brzeg i łaziliśmy, fotografowaliśmy i odpoczywaliśmy, oświetlani ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Zapuszczaliśmy się po kolana w morze, przy okazji obserwując masy chełbi. O 21:30 zebraliśmy się i pojechaliśmy szukać noclegu. Ten znaleźliśmy pod lasem, ukryci nad rzeczką Tarnewitzer Bach, tuż za wsią Oberhof.


20:20. Plaża na NE od Niendorf, tuż obok trasy L 01. Chełbie we... morzu


20:26. Plaża na NE od Niendorf, tuż obok trasy L 01.


20:59. Plaża na NE od Niendorf, tuż obok trasy L 01.


21:19. Plaża na NE od Niendorf, tuż obok trasy L 01. Napis ułożony przez Księgowego
Rower:Zielony Dane wycieczki: 107.00 km (0.00 km teren), czas: 06:16 h, avg:17.07 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku III - Neusterlitz, Müritz, Karow

Czwartek, 16 lipca 2009 | dodano: 04.04.2015Kategoria 2009 Skandynawia, 2 Osoby, LSTR, Z Księgowym

Ogarnięcie namiotu trochę potrwało. W końcu to pierwsza noc na wyprawie. Wyruszyliśmy przed 9:00. Wpierw pieszo dotarliśmy do drogi, a potem wjechaliśmy na ścieżkę rowerową, która biegła po jej południowej stronie, miejscami w pewnym oddaleniu. Większość tego odcinka poprowadzono przez las.

Na właściwą stronę przejechaliśmy już w Neustrelitz. Z Woldegker Chaussee skręciliśmy w Strelitzer Chaussee. Na pierwszym, niezbyt odległym skrzyżowaniu z An der Fasanerie zawróciliśmy do stacji paliw po drugiej stronie ulicy. Uzupełniliśmy tam wodę i nieco się ogarnęliśmy. Przerwa trwała prawie pół godziny, nim ruszyliśmy do centrum, wykorzystując zachodnią ścieżkę rowerową. Spędziliśmy kilka minut na głównym placu przy ratuszu i kościele.

Ruszyliśmy kontynuując poprzednio obrany kierunek. Wkrótce skręciliśmy w ulicę Zierker Seegang, a potem skręt docierając do drogi okrążającej jezioro Zierker od południowego wschodu. Minęliśmy nabrzeże, gdzie cumowały statki, ogródki działkowe/letniskowe, a tuż za nimi ogrodzenie skansenu wioski słowiańskiej. Przejechaliśmy drogą przez las i zatrzymaliśmy się tuż za kanałem Kammerkanal. Tuż przed 11 wypakowaliśmy sprzęt kuchenny i zabraliśmy się za sporządzenie pierwszego, ciepłego posiłku na wyprawie, skromnie okraszonego mięsem z konserwy. Po posiłku jeszcze poleżeliśmy w cieniu, spokojnie trawiąc makaron. Ruszyliśmy kwadrans po 12. Przejechaliśmy przez Userin i Zwenzow, mijając wpierw jezioro Useriner z prawej, a potem Großer Labussee z lewej.



Po posiłku przy Kammerkanal.

Roggentin odbiliśmy na południe. W Mirow znów na zachód, przejeżdżając nad dwoma kanałami z widokiem na jezioro Mirower. Wkrótce, przy lotnisku tuż za Lärz, spinka się poddała. Kwadrans zleciał na skleceniu łańcucha w całość przy pomocy tradycyjnych środków. Gorzej, że akurat trafiło się to na obszarze bezleśnym, przez co byliśmy wystawieni na smażące działanie słońca. Chwilę potem, około 15, krótka przerwa związana z telefonem z/do Polski, przez Księgowego. Udało się skorzystać z okazji i również wyjąć swój, ale z jakiegoś powodu nie chciał się włączyć. Zrzuciło się tę dysfunkcję na rozładowaną baterię i wrzuciło komórkę gdzieś na dno sakwy. Przyczyna była inna. Zrobiło się jakieś zwarcie czy coś, przez co bateria naładowana nawet do pełna, szybko się rozładowywała nawet przy braku aktywności komórką.


13:39. Mirow. Wjazd od północy.


13:48. Mirow. Sprawdzanie mapy w centrum wsi


13:55. Mirow. Po lewej śluza Mirower Kanal w SW części wsi.


13:53. Mirow. Mirow See. Widok ku N


14:22. Lärz. Hangary lotniska Müritz Airpark. Widok ku N


14:57. Vietzen. Budowa mostu. Widok ku W

W Vipperow odbiliśmy na północ. Zatrzymaliśmy się na chwilę przed domem jakichś starszych ludzi, skąd pozyskaliśmy wodę. Całą rozmowę prowadził (i przez kilka kolejnych dni) wyłącznie Księgowy, który liznął trochę niemieckiego. Dyskusja, nalewanie wody i okazyjna zabawa z ichnim psem, rasy przypominającej szpica, trwały kwadrans. Kolejny kwadrans - dojazd do Ludorf. Ulicą Kirchenstraße, mijając stare przyrządy rolnicze, dojechaliśmy nad jezioro Müritz. Tam przesiedzieliśmy ponad godzinę. Księgowego taplał się w wodzie, a mi chciało się po prostu poleżeć pod drzewem z książką. Było tak ciepło i przyjemnie, że zdrzemnęło mi się na kilkanaście minut.


Okolice Vipperow. Uzupełnienie zapasów wody


15:47. Ludorf. Octogonkirche w centrum wsi


15:51. Ludorf. Południowo-zachodni obszar jeziora Müritz

Nim ruszyliśmy w dalszą trasę, obsiadły nas dziesiątki biedronek. Prawdziwy zmasowany atak. Do miejscowości wróciliśmy przez park. Kilkanaście minut później dojechaliśmy do Röbel/Müritz. W zasadzie trzymaliśmy się głównej trasy, z jednym tylko odstąpieniem w uliczkę Predigerstraße, w którą wjechaliśmy za kościołem. Za miastem trzymaliśmy się wijącej, asfaltowej drogi rowerowej. Po obu stronach przyjemnie złociły się hektary zbóż. Kilkukrotnie mijaliśmy rolników w swych wielkich maszynach. Tych którzy już zaczynali zbiory albo je kończyli.


17:39. Röbel/Müritz. Ulica Mühlentor. W centrum dach kościoła pw. św. Nikolai


17:49. Röbel/Müritz. Ulica Strasse der Deutschen Einheit. W centrum kościół Sankt-Marien-Kirche w północnej części miejscowości


17:57. Na NW od Röbel/Müritz. Droga rowerowa wzdłuż trasy L24. Po lewej kościół Sankt-Marien-Kirche w północnej części miejscowości


17:59. Na NW od Röbel/Müritz. Droga rowerowa wzdłuż trasy L24. Widok ku NNW


19:01. Widok na Malchower See chyba z ulicy Stämmenberg po E stronie Malchow

O 19 wjechaliśmy do Malchow. Tam przejazd przez wysepkę i krótka przerwa przy moście obrotowym Drehbrücke Malchow. Akurat nie zdążyliśmy i zostaliśmy zmuszeni obserwować proces przepuszczania statku. Gdy już mogliśmy ruszyć i skierowaliśmy się do wyjazdu, okazało się, że na dużym rondzie w pobliżu kościoła pomyliliśmy kierunek. Nieznacznie, ale konkretnie. Pojechaliśmy ulicą Biestorfer Weg. Pół godziny później dojechaliśmy do Lenz, położonego przy kanale, łączącym jeziora Petersdorfer See i dużo większe Plauer See.


19:09. Malchow. Drehbrücke Malchow. Widok ku SW


19:45. LenzPlauer See. Widok ku NW


19:45.Lenz. Plauer See. Widok ku SW

Ujechaliśmy kilkanaście metrów na drugą stronę kanału, po czym zawróciliśmy. Mimo wszystko, dopisywało nam szczęście. Nie musieliśmy się wracać do Malchow. Z Lenz wiódł szlak turystyczny, biegnący wzdłuż jeziora. Dróżka była szutrowa, z licznymi łagodnymi hopkami i dołami. Jazda w takim terenie, po twardym szutrze sprawiała wiele radości. Sam las był bardzo przejrzysty, dodatkowo oświetlany promieniami z wolna zachodzącego słońca. Jako bonus objechaliśmy malutkie jezioro Aalsee, wyjeżdżając tym samym na główna trasę, ale wnet kontynuowaliśmy terenowy szlak, aż do Jürgenshof.


20:03 Wzdłuż NE części Plauer See, między Lenz Alt Schwerin


20:06. Wzdłuż NE części Plauer See, między Lenz a Alt Schwerin


20:26. Okolice Aalsee

Po łącznie około ośmiu kilometrach od Lenz, dojechaliśmy do głównej trasy, spokojnie, lecz szybko przemieszczając się drogą rowerową przez Alt Schwerin i dalej na zachód. Zatrzymaliśmy się dopiero na skrzyżowaniu tras 192 i 103 w pobliżu Karow. Po słońcu schowanym za horyzontem pozostała wciąż jasna łuna, a my dywagowaliśmy nad kolejnym etapem podróży, roztrząsając gdzie szukać noclegu.


20:56. Droga rowerowa między Alt Schwerin a Karow. Widok ku NW

Wybraliśmy podróż na północ, wzdłuż trasy 103. Przejechaliśmy przez fragment Karow i prawie dwa kilometry od zabudowań, skręciliśmy w las na zachód od szosy. O zmierzchu ruszyliśmy leśną drogą i skręciliśmy w jedną z dróg w lewo. Namiot rozłożyliśmy w pobliżu torów kolejowych, około 300 metrów od zabudowań. Pół godziny spędziliśmy na przygotowaniu i pochłonięciu torebkowego "mlecznego ryżu" z 2-3 opakowań. Zasnęliśmy niemal od razu po kolacji, obawiając się tylko głośnych jęków pociągów.


21:21. Droga rowerowa na wschodnim skraju Karow


21:51. Pierwsza kolacja


21:52. Miłe kolory płomienia
Rower:Zielony Dane wycieczki: 114.80 km (0.00 km teren), czas: 07:06 h, avg:16.17 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku II - Szczecin, Pasewalk, Woldegk

Środa, 15 lipca 2009 | dodano: 03.04.2015Kategoria 2009 Skandynawia, 2 Osoby, LSTR, Gminy, Z Księgowym

Pociąg sunął przez Polskę do Szczecina. Obudziliśmy się na długo przed przyjazdem, dzięki czemu mogliśmy obserwować nieznane, mijane tereny. Nie udało mi się wyspać. Wszystko mnie bolało i czuć było, że w takim stanie nie mam ochoty na wielki wysiłek.


7:43.Szczecin Główny

Szczecin powitaliśmy po 7 rano. Przemierzając obszary zabudowane, pociąg jechał dużo wolniej, niż do tej pory. Chyba pół godziny tej nużącej jazdy minęło, a my wyglądaliśmy za okno i z niepokojem szukaliśmy tablicy z napisem "Szczecin Główny". Przegapienie jej byłoby męczące i woleliśmy nie ponosić takich konsekwencji. Szczęśliwie dostrzegliśmy ją w porę i zabraliśmy się za wypakowanie rowerów oraz bagaży na korytarz. Zaczekaliśmy, aż pociąg stanie po czym powoli, ale żwawo zabraliśmy wszystko na peron.

Ku naszemu zmartwieniu, pierwszym zadaniem było wnieść wszystko po schodkach kilka metrów w górę. Zmęczeni tym wysiłkiem, odpoczęliśmy na górze i zastanawialiśmy się, w którą stronę powinniśmy ruszać. Niedaleko nas stała dwójka Niemców, również na rowerach i chyba również nie wiedzących dokąd się udać.

Zeszliśmy na stały ląd i musieliśmy jeszcze się trochę pomęczyć, podjeżdżając małą, stromą uliczką, którą dojechaliśmy do ulicy 3 Maja. Powoli zmierzaliśmy na północ, cały czas prosto. W obcym mieście, toczyliśmy się z bagażami, nieprzyzwyczajeni do takiej wagi rowerów. Za Placem Rodla napotkaliśmy galerie handlową. Weszliśmy, na zmiany, do środka. Skończyło się tak, że przyszło mi czekać na Księgowego na dworzu, gdy on tymczasem zrobił jeszcze trochę uzupełniających zakupów, a w tym przy okazji nowe opony do mojego roweru. Poprzednie, choć jeszcze dobre, lepiej było wymienić. W końcu rozpoczynała się długa podróż w obce strony i nie wiadomo, co mogło się zdarzyć. Kolejnym punktem była poczta i konieczność opłaty mandatu w terminie 7 dni. Udało się ją znaleźć niebawem, bo na Placu Witosa w dużym budynku, skupiającym również wiele sklepów. Wykonawszy misję, udaliśmy się do Niemiec.


11:23. Urząd Miasta w Szczecinie


11:30. Pomnik Czynu Polaków

Nie było to takie proste. Wpierw ruszyliśmy między blokami na Podhalańskiej i dotarliśmy do Placu Grunwaldzkiego. Stamtąd szeroką ulicą prosto pod Urząd Miasta. Tam kilka zdjęć, nim przejechaliśmy do pobliskiego parku Jasne Błonia. Jechaliśmy zachodnią uliczką, ostatecznie docierając do Teatru Letniego. Korzystając z tamtejszej informacji, w postaci tablicy z mapami, zawróciliśmy pod Pomnik Czynu Polaków. Chcieliśmy dotrzeć do przejścia w Lubieszynie, lecz zanadto oddalaliśmy się na północ.


11:34.Teatr Letni

Główną trasą dojechaliśmy do Alei Piastów, gdzie skręciliśmy w ulicę 26 kwietnia. Trzymając się jej, nieświadomie oddalaliśmy się od planowanego przejścia granicznego. Ostatecznie skręciliśmy w Modrą ku Bezrzeczu i dalej na Wołczkowo. W lesie za ową wsią dwie krótkie przerwy techniczne. We wsi gminnej Dobra spotkaliśmy dwóch rowerzystów, którzy zaoferowali się odeskortować nas do jednego z przejść granicznych. Wspólnie przejechaliśmy przez Buk i na przejściu się rozdzieliśmy.

Pierwszą miejscowością było Blankensee. Do Mewegen przejechaliśmy asfaltową ścieżką, prowadzącą przez dwa lasy. Podobny, choć krótszy odcinek prowadził do Rothenklempenow. Stamtąd kontynuowaliśmy jazdę na zachód, z dala od głównych szlaków. Ścieżką, już częściowo z kostki, przejechaliśmy nad rzeczką Randow, w terenie rozlegle pokrytym polami. W Koblenz wyjechaliśmy na drogę już uczęszczaną przez auta. W lesie za Krugsdorf musieliśmy zrobić wreszcie przerwę. Odpoczywaliśmy chwilę w cieniu drzew, żar bowiem po prostu nas spalał.

Po przerwie wjechaliśmy do Pasewalk. Skręciliśmy w ulicę wyjazdową Torgelower, ale spostrzegliśmy się dość późno, że to nie ten kierunek. Zjechaliśmy w lewo w Gemeindewiesenweg, którą udało się nam zawrócić do centrum przez ulicę Lindenstraße. Od południa objechaliśmy kościół Nikolaikirche, gdzie zrobiliśmy krótką przerwę, by z zewnątrz przyjrzeć się kościołowi i mapom. Ulicą Marktstraße dotarliśmy do wyjazdowej Bahnhofstraße. Na rozwidleniu ujechaliśmy niepotrzebne pół kilometra na północ i tyleż samo musieliśmy się cofać, by wjechać na trasę 104.

Przejechaliśmy wiaduktem nad autostradą. O 17:30 zatrzymaliśmy się na początku Strasburga, by odpocząć na pomoście nad niewielkim jeziorem Stadtsee. Była okazje by przynajmniej częściowo spłukać gorąco z ciała. Tuż za Woldegk trochę się rozpadało. Przeczekaliśmy to w garażu pewnego mieszkańca, który przy okazji podarował nam trochę wody na dalszą trasę.

Dalsza jazda od razu świeższa i chłodniejsza po opadach. Jechaliśmy jeszcze godzinę, nim postanowiliśmy rozłożyć namiot w lesie. Trochę tam pochodziliśmy, nim znaleźliśmy optymalne, choć pełne komarów, miejsce z dala od drogi. Do wieczora jeszcze trochę czasu zostało, ale niezbyt przespana noc, trudy dnia poprzedniego i wyjazd ze Szczecina skutecznie zachęcały do wcześniejszego snu. Tym bardziej, że teren sprzyjał. I tak, jak na pierwszy dzień podróży, sporo ujechaliśmy.

Zaliczone gminy

- Szczecin
- Dobra
Rower:Zielony Dane wycieczki: 121.00 km (0.00 km teren), czas: 07:30 h, avg:16.13 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku I - Przygotowania do wyprawy

Wtorek, 14 lipca 2009 | dodano: 03.04.2015Kategoria 2 Osoby, 2009 Skandynawia, LSTR, Pół nocne, Samotnie, Wyprawki w regionie, Z Księgowym, Warszawa, Z rodziną

Przygotowania przed wyprawą trwały kilka dni, przy czym dopiero ostatniego z wykorzystaniem roweru.

3-5 Lipca
Piątek- Niedziela


Zakończyły się praktyki w Olecku i nastąpił powrót do domu. Przez te trzy dni nie pamiętam niczego konkretnego oprócz odpoczywania. Przez internet trwały konsultacje z P. co do wybory ramy. Mój wybór padł na ramę Accent Shannon w kolorze czarno-zielonym. Został zamówiony, a następnego dnia rano rodzice podwieźli mnie na drugą część praktyk – w Murzynowie.

11 i 12 Lipca
Sobota, Niedziela


Nie powiem żeby te dni przyniosły coś przebojowego. Rozpoczęły się „ostatnie przygotowania”, których i tak główna część została wykonana nazajutrz. Zapakowane zostały:

  • mapy
    • Finlandii - ogólna, w której tak naprawdę były zaznaczone tylko znaczniejsze drogi
    • szczegółowe Estonii, Łotwy i mini-atlasik Litwy z Mazurami i północnym Mazowszem
    • mało szczegółowa Sztokholmu i okolic
  • gramatyka języka hiszpańskiego (duży format - duża waga), by zabić czas, gdyby naszła mnie nuda
  • aparat (2 karty po 2 Gb; 2 pary akumulatorków i jedna zwykłych baterii) w pokrowcu
  • kilka lekarstw, bardziej zapobiegawczych i wzmacniających niż realnie leczących
  • śpiwór (nieco wysłużony i z dolnej półki cenowej)
  • tygodniowy zapas bielizny
  • 4 koszulki
  • krótkie spodenki
  • długie spodnie
  • bluza z kapturem
  • windstoper (chroniący od wiatru)
  • kurtka lekka (z wywietrznikami)
  • kilka zupek chińskich (częściowo wróciły do Polski)
  • komórka z ładowarką
  • mała kuchenka i gaz (kupione kilkanaście dni wcześniej)
  • mały komplet przyrządów:
    • do higieny
    • do napraw
    • do jedzenia
  • ok. 3000zł z czego (szacunkowo):
Przed wyprawą ~1350 zł
    • rama ok. 300 zł
    • 5 sakw typu Crosso Expert, pomniejszonych o 2 najmniejsze woreczki ok. 500 zł
    • 250 – 300 zł stracone w serwisie
    • 200 zł stracone na zakupy w Polsce
    • 50 zł na bilet do szczecina
    • 20 zł mandatu
W Podróży ~1350 zł
    • 1200 zł wymienione na 3000 koron Szwedzkich
    • 30-40 zł obiadokolacja po powrocie do kraju
    • 80-100 zł jedzenie na trasie po powrocie, z czego wiele wróciło do domu
Tak więc całość wyniosła ok. 2700 zł, przy czym realny koszt samego wyjazdu to nieco ponad 1500zł

13 lipca
Poniedziałek


Obudzono mnie wcześnie rano. Zjedzone zostało śniadanie (chyba jajecznica) i zabrane do auta ostatnie rzeczy. Tata odwiózł mnie do Nowego Dworu, pod serwis rowerowy w dużym budynku przy targu. W tamtym miejscu, po krótkiej rozmowie z serwisantami, założyli mi nowy suport, a dodatkowo zakupione zostały stery. Stare nie nadawały się już do nowego roweru. Co do samej rozmowy, nie byli zbyt przyjaźnie nastawieni nagłym zdarzeniem. W końcu sezon i mieli dużo roboty, ale mimo to się zgodzili. Nieco lepszy mieli humor, gdy okazało się, że to nowa rama i nie muszą się urabiać po łokcie z moją maszyną.

Podziękowawszy, na blacie metalowego „stołu” na targowisku zostały rozłożone moje podręczne narzędzia i nowe stery. Rozkręcone zostało to, co było trzeba, a więc: poodkręcane zostały koła, przerzutka, wyjęty został widelec, a także, omijając zaplątujące się linki, wyjęte w końcu zostały stare i założone nowe stery. Były przy tym pewne problemy z dopasowywaniem ich elementów w odpowiedniej kolejności. Przykręciło się to, co było można z powrotem i rower wreszcie nadawał się do jazdy. Lecz nie do podróży... Nie było możliwości wyregulowywania całego osprzętu. Poza tym łańcuch spięty został nadwyrężoną już spinką, której jakość była fatalna. Wiadomym już było, że niewiele ujadę nim mi pęknie.

W czasie mojej pracy z nieba lał się żar, a po placu opustoszałego targowiska, jeden z serwisantów jeździł skuterem. Czy to o testował, czy też się bawił nie obchodziło mnie. Przeszkadzało się skupić na składaniu roweru. Po kilku godzinach spędzonych w tamtym miejscu, wreszcie można było ruszyć na prawie-ostatecznie-gotowej maszynie. Powróciło się do Modlina, skąd zabrane zostały z samochodu, do tej pory zbędne, sakwy wypełnione bagażem. Następnie ruszyło się do mostu i przejechało na drugą stronę. Ostrożnie jechało się przez miasto, a nieco spokojniej już za nim, na trasie do Wieliszewa. Dało się znać Księgowemu o tym, że się zbliżam.


14:59. Remont mostu kolejowego w Nowym Dworze Mazowieckim. Widok ku SSW

Mój nie-do-końca sprawny rower z dużym oporem toczył się do Legionowa. Skręt na Olszewnicę, wjeżdżając od ulicy Kolejowej. Tam rozmowa z Księgowym przez telefon i wkrótce potem spotkaliśmy się pod jego blokiem. Zanieśliśmy bagaże do mieszkania i pojechaliśmy do pobliskiego sklepu rowerowego po linki oraz inne drobiazgi. Po powrocie zjedliśmy mięsny obiad i udaliśmy się do piwnicy, gdzie Księgowy zajął się szczegółami remontu roweru tzn. regulacją przerzutki, hamulców, wymiana linek i naoliwienie tego, co naoliwienia wymagało. W każdym razie zajęło to wszystko dużo czasu.

Zaraz po skończeniu niezbędnych poprawek, poszliśmy na górę by podzielić bagaże, które znajdowały się u Księgowego. Do mojej sakwy na bagażnik dodatkowo trafił śpiwór Księgowego i stelaż jego namiotu. Reszta owinięta w karimatę trafiła później na drugi bagażnik. Wszystko załadowaliśmy do samochodu ojca Księgowego. Chwilę potem wraz z rowerami zapakowaliśmy się do autobusu i korzystając z dwóch biletów 20 minutowych na głowę, dotarliśmy w okolice Placu Zamkowego z jedną przesiadką na Konwaliowej. Przesiadłszy się na rowery, skierowaliśmy się do metra Świętokrzyska. Tam krótkie (chyba pierwsze) spotkanie z kuzynką Kasusa, którym wtedy pożyczone zostały dwie sakwy (zwrócone jakoś niebawem w kolejnym semestrze). Obie (w tym samym czasie co i my) również udawały się do Szwecji, ale podróżowały inną trasą i krócej (z ich opowieści pamiętam, że trafił im się przynajmniej jeden nocleg pod dachem).

Z dostarczeniem było trochę problemów, gdyż z powodu napraw roweru "trochę" przyszło się spóźnić, tym samym niecierpliwiąc ową kuzynkę. Po opuszczeniu podziemi metra ruszyliśmy przez most Świętokrzyski na Dworzec Wschodni, gdzie po krótkich poszukiwaniach zakupiony został bilet do stacji Szczecin Główny (przez Kutno, Poznań, Krzyż Wielkopolski) o 22:23. Sprawdziliśmy jeszcze godzinę odjazdu i pojechaliśmy przez most Poniatowskiego, Alejami Jerozolimskimi do Dworca Centralnego. W Złotych Tarasach zaopatrzyliśmy się w tymbarka. Przyszło mi pójść po niego na dół, by stać w długiej kolejce, ale niewątpliwie przydał się – nie wiem czy butelka po nim nie wróciła wraz ze mną.

Przed Złotymi, na placu w dole, trwał mały koncercik. Trochę posłuchaliśmy skracając czas potrzebny do odjazdu. Dotarliśmy do Świętokrzyskiej i Krakowskim ruszyliśmy na Plac Zamkowy. Kilka minut później, którąś trasą do Świętokrzyskiego mostu i znów wjechaliśmy na Dworzec Wschodni, gdzie czekał już tata Księgowego. Z nieba zaczął padać drobny deszcz. Doczepiliśmy sakwy na rowery i wraz z ojcem Księgowego, weszliśmy do wnętrza Dworca Wschodniego. Po uzyskaniu dalszych informacji o pociągach, wspięliśmy się na peron. Oczywiście PKP nas nie zawiodło. Nawet jeślibyśmy się spóźnili, to i tak nie pozwoliliby na to, aby dwójka rowerzystów do niego nie wsiadła - pociąg spóźnił się tradycyjnie.

Chwilę trwało nim wnieśliśmy sakwy i rowery do wnętrza. Ustawiliśmy rowery w ostatnim wagonie przy drzwiach, Księgowy związał je zipami. Ojciec Księgowego pożegnał nas uściskiem dłoni i ruszyliśmy. W czasie przejazdu przez Warszawę ustawialiśmy sakwy w przedziale, który na szczęście był pusty przed naszym przybyciem. Na Zachodnim do wagonu wtoczyła się jeszcze jakaś rowerowa para, tak więc rowery przestawiliśmy do naszego przedziału, uprzednio rozwalając zipy. Później dołączano dodatkowe wagony.

Tamta dwójka usiadła w wagonie obok. My tymczasem rozpanoszyliśmy się w naszym przedziale. Sakwy na górę, rowery między nas. Na chwile zachciało mi się rozłożyć, opierając nogi o siedzenie naprzeciwko. Chwile potem usłyszeliśmy urocze „dobry wieczór” i dwóch facetów w zielonych kamizelkach. Rozpoczęła się krótka pogawędka. Nie wiadomo mi było o co chodzi, ani do kogo mowa, dopóki nie powiedział, iż nie wolno trzymać nóg w butach na siedzeniu. Długo trwało szukanie dowodu osobistego po wszystkich sakwach, bo nie było zamiaru używać go w podróży. Wypisali mi mandat na 20zł i ostrzegli, że mogli wystawić nawet na 40zł, więc łagodnie mnie potraktowali. Dodali także, że jakby trzymało się nogi bez butów, to nie byłoby wykroczenia. Cóż było zrobić - mandat przyjęty. Nie zmartwiło, a raczej rozbawiło mnie to zajście. Gdy się uspokoiło, sakwy powędrowały z powrotem na górę. Trochę się poczytało, po czym mi się przysnęło. Początkowo mieliśmy spać na zmiany, żeby nas ktoś nie okradł, ale posnęliśmy naraz. Z drugiej strony, rowery blokowały przejście, a bez powodowania hałasu raczej nikt by ich nie ruszył.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 46.00 km (0.00 km teren), czas: 03:00 h, avg:15.33 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Praktyki w Murzynowie II - Nad Skrwą

Wtorek, 7 lipca 2009 | dodano: 14.03.2022Kategoria 2 Osoby, 2009 Murzynowo, Wyprawy po Polsce
Tym razem zajęcia z tele i hydro. Trzeba było przejść się po swoich kawałkach terenu i naocznie sprawdzić, nanieść sposób użytkowania terenu, by nazajutrz wykonać mapę na podstawie zdjęcia lotniczego, oraz dokonać kilka pomiarów głębokości studni i wypełnić ankiety z ich właścicielami. Był to ciekawy dzień, spędzony na wędrówce i podziwianiu przyrody. Wędrowało się w duecie z A., który robił sporo zdjęć swoim aparatem.


09:28 Cierszewo lub Biskupice lub Murzynowo w rejonie Doliny Skrwy


09:37. Cierszewo (okolice domu nr 2). Droga w dolinie Skrwy, wiodąca od DW562 do Siecienia. Widok ku N


09:38. Cierszewo (okolice domu nr 2). Chaber przy drodze w dolinie Skrwy, wiodącej od DW562 do Siecienia.


09:39. Cierszewo (okolice domu nr 2). Rumianek przy drodze w dolinie Skrwy, wiodącej od DW562 do Siecienia. Widok mniej więcej ku NE


09:55. Cierszewo. Most przez Skrwę. (współrzędne wg układu 1992 (EPSG 2180): 53° 35' 44.9" N, 19° 31' 55.3" E). Widok ku E


09:56. Cierszewo. Skrwa widziana z mostu. (współrzędne wg układu 1992 (EPSG 2180): 53° 35' 44.8" N, 19° 31' 56.4" E). Widok ku N


10:09. Cierszewo. Ośrodek rekreacyjno - szkoleniowy po E stronie Skrwy. Widok ku NNE


10:09. Zachodnia ściana lasu Brwileńskiego, widoczna z S części terenu ośrodka rekreacyjnego ku NEE


10:32. Cierszewo (północne). Meandrująca Skrwa. Po NE stronie rzeki, tereny wsi Lasotki (SE). (współrzędne wg układu 1992 (EPSG 2180): 53° 35' 59.2" N, 19° 32' 25.5" E). Widok ku NEE


10:33. Cierszewo (północne, po wewnętrznej stronie meandru). Zarośla w lesie nad Skrwą. (przypuszczam, że współrzędne wg układu 1992 (EPSG 2180) w rejonie: 53° 36' 07" N, 19° 32' 30" E). Widok chyba ku E.


10:34. Cierszewo (północne, po wewnętrznej stronie meandru). Kwiaty i owady w lesie nad Skrwą.


11:20. Cierszewo (wschodnie). Pola pod Lasem Brwileńskim. (przypuszczam, że współrzędne wg układu 1992 (EPSG 2180) to: 53° 35' 50.5" N, 19° 32' 28.8" E). Widok ku SW


11:51. Cierszewo (skrajnie wschodnie) Mokradła w lesie Brwileńskim. (przypuszczam, że współrzędne wg układu 1992 (EPSG 2180) w rejonie: 52° 35' N, 19° 33' E).


13:14. Okolice granicy między Cierszewem a Ulaszewem w pobliżu głównej leśnej drogi.


14:14. Gdzieś nad Skrwą.


14:20. Gdzieś nad Skrwą.


14:24. Gdzieś nad Skrwą.


14:45. Dolina Skrwy. Lasotki albo Radotki


14:59. Dolina Skrwy. Lasotki albo Radotki


15:05. Tablica na terenie pogranicza Lasotek i Radotek


15:22. Lasotki SE. Droga w wąwozie, po S stronie terenów ośrodka wypoczynkowego, wiodąca między Siecieniem a S części wsi Radotki w dolinie Skrwy. (współrzędne dna wąwozu (dokładniejszego położenia wykonania zdjęcia raczej nie mogę ustalić) wg układu 1992 (EPSG 2180): 52° 36' 17.8" N, 19° 32' 49.3" E). Widok ku NW


15:25. Lasotki SE. Kwiaty rosnące w pobliżu W krańca wąwozu


16:25. Raczej droga na wysoczyźnie między Lasotkami a Cierszewem


16:30. Raczej droga na wysoczyźnie między Lasotkami a Cierszewem


18:30. Murzynowo (wschodnie). DW562. Tablica na początku ścieżki dydaktycznej przez Brudzeński Park Krajobrazowy, znajdująca się w pobliżu domu nr 2A (w tle). Widok ku NNE


18:57. Murzynowo w pobliżu bazy noclegowej. Skrzyżowanie DW555 (z lewej) i 562 (na wprost). Widok ku SE
Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Opuszczam Wawę I - Do Serocka

Piątek, 19 czerwca 2009 | dodano: 26.06.2009Kategoria 2 Osoby, LSTR, Samotnie, Wyprawki w regionie

Z rana na wydział przez PM, Hożą i NŚ-KP. Powrót Mokotowską, Piękną, Nowowiejską, Mianowskiego i do Akademika. Zabrało się swoje rzeczy, tę resztę jaka mi została. Po obładowaniu roweru i siebie sakwami (wyprowadzka z akademika, bo koniec semestru (de facto) się zbliżał) przyszło wyruszyć ścieżkami wzdłuż Prymasa i AK. Na drugim brzegu zjazd w Modlińską. Na obwodnicy w Legionowie zsunęła mi się sakwa z pleców, przez co zaliczyło się asfalt, poprzez przewrót do przodu. Bez większych uszkodzeń, tylko trochę zadraśnięć i obicia. Po tym jak się udało pozbierać, przejechało się główną trasą do Serocka. W Zegrzu złapał mnie deszcz, który padał aż do końca.

Skręt w w Zaokopową i wnet nastąpiło spotkanie z Mary koło 17. Po przerwie, około 20 ruszyło się razem polną drogą do Słonecznej Polany i dalej do Polnej. Przed Pobyłkowską skręt w prawo. Przejechało się wzdłuż granicy lasu ku północy. Zanim wyjechało się na asfalt, nastąpił skręt w las, na zachód (od lewej rysując krzywe M), aż dojechało się do Dłużewskich. Stamtąd przejazd przez piaskowe doły w Dębinkach. Za nimi dróżką do wsi Kępiaste, gdzie skręt w las raz jeszcze, na leśny skraj Woli Smolanej, kierując się na północ do skrzyżowania za DW 622. Przed Błędostwem skręt w prawo. Polną dróżka ku Ciepielinowi, ale gdy wyjechało się na drogę tam prowadzącą, nastąpił nawrót do Powielina. Asfaltem wróciło się do Serocka, wstępując jeszcze na zakupy przy Zaokopowej. Gdzieś na trasie raz jeszcze złapał nas deszcz.

~12km w dzień. W czasie jazdy do Serocka i wycieczki 78.78km.


Ciekawostka w kalendarzu


Serock


Serock. Droga (łącząca okolice ul. Pabla Picassa z ul. Słoneczna Polana) równoległa do Nasielskiej (biegnąca ok. 140 m ku N). Kilka lat później ten obszar został przecięty przez zachodnią obwodnicę Serocka. Widok ku NWW


Serock. Okolice skrzyżowania Leśnej i Dłużewskich. W tle okolice Gór Pobyłkowskich. Widok ku SE


Serock. Okolice skrzyżowania Leśnej i Dłużewskich.


Marynino. Nasielska (ok. 600m ku SEE od skrzyżowania z DW622). Widok ku NW


Zalesie Borowego. Widok na zachodnią część tej wsi (z punktu w rejonie lasu i ok. 300 m ku S od głównego skrzyżowania w tej wsi) ku NWW. W tle dolina Klusówki.
Rower:Unibike Dane wycieczki: 91.00 km (16.00 km teren), czas: 05:15 h, avg:17.33 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Puszczy po burzę

Wtorek, 9 czerwca 2009 | dodano: 26.06.2009Kategoria 2 Osoby, LSTR, Wyprawki w regionie

Po zajęciach spotkanie z P.. Rower został naprawiony dzień wcześniej. Przyszła pora na test. Trasa: PM, Marszałkowska, Żurawia, Królewska, Siedmiogrodzka, Obozowa, Księcia Janusza. Za miastem polecieliśmy przez Latchorzew do Truskawia, a potem południowym szlakiem żółtym wyjeżdżając w Zaborowie. Dużo piasku na trasie. Zerknęliśmy na cmentarz w Wiktorowie.


Zaborów Leśny. Widok ku S


"Cmentarz wojenny w Wiktorowie na cmentarzu tym spoczywają prochy 12 żołnierzy Wojska Polskiego z 9 pułku Ułanów Małopolskich Podolskiej Brygady Kawalerii poległych 17 i 18 września 1939 r, w Puszczy Kampinoskiej oraz 124 ofiar terroru hitlerowskiego osób cywilnych żołnierzy Armii Krajowej zamordowanych przez Gestapo w areszcie śledczym w Zaborowie w latach 1942-1944 cmentarz założono w 1945 r. zakończono budowę w 1965 r."


Cmentarz w Wiktorowie


Cmentarz w Wiktorowie

W Lesznie dotarliśmy do krajówki, wyjeżdżając z Polnej, po czym znów zagłębiliśmy się w lesie. Przebyliśmy przez Grabinę, z której pozostały piwnice. Na moment wychynęliśmy w Łubcu, skąd odbiliśmy na północ. Z Nowych Bud na Nową Dąbrowę w prawo. Zaatakowała nas burza. Na szczęście przy Kanale Łasica znajdowały się dwie wiaty, wiec schroniliśmy się pod nimi. Było mokro. Po przerwie ruszyliśmy przez Nową Dąbrowę, skręciliśmy na Górki i przejechaliśmy super szutrówką do Leoncina. Krótka przerwa w sklepie. Odtąd jechaliśmy na wschód głównymi trasami. W Kazuniu moje odbicie na Warszawę (przejazd techniczną), a Piotrek na NDM. Przed Łomiankami lało na mnie niemało. Gdyby nie to, wróciłoby się na kołach, zamiast wsiadać do metra na Młocinach.


Piwnica w okolicy Szymanówka i Grabiny


Kanał Łasica w pobliżu Nowej Dąbrowy. Widok ku W


Kanał Łasica w pobliżu Nowej Dąbrowy. Widok ku S


Kanał Łasica w pobliżu Nowej Dąbrowy. Widok ku SE


Przy Kanale Łasica w pobliżu Nowej Dąbrowy. Widok ku NW


Kanał Łasica w pobliżu Nowej Dąbrowy


Kanał Łasica w pobliżu Nowej Dąbrowy. Widok ku S


Przy Kanale Łasica w pobliżu Nowej Dąbrowy. Widok ku NW
Rower:Unibike Dane wycieczki: 110.00 km (25.00 km teren), czas: 06:00 h, avg:18.33 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Waypoint na wale

Niedziela, 3 maja 2009 | dodano: 03.05.2009Kategoria 2 Osoby, Zwykłe przejażdżki, Z rodziną

Na spokojnie po wale. Do lasu, aby zdobyć świeżego jeszcze WP w ambonie. Krótka wycieczka z bratem. Prawie 10km w pół godziny. Bardzo ładna pogoda.
Rower:Unibike Dane wycieczki: 9.26 km (0.00 km teren), czas: 00:33 h, avg:16.84 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Po Waypointy do Legio i Białołęki

Wtorek, 21 kwietnia 2009 | dodano: 22.04.2009Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, 2 Osoby, LSTR, Pół nocne, Warszawa Uczestnicy

Jazdy przez Śródmieście nie pamiętam. Początek to zapewne jazda na wydział i z powrotem. Potem znów na wydział, a po zajęciach Modlińską do Legionowa. Tam spotkanie z Pa. Wspólnie (absolutne minimum tej wspólnej jazy to 10 kilometrów, ale w rzeczywistości mogło być sporo więcej) udaliśmy się DK61 za Łajski do Lasu Nieporęckiego. Tam przy torach był zaniedbany cmentarz w pobliżu mokradeł (zachodnia strona drogi), a w głębi lasu strzelnica wojskowa (wschodnia strona drogi). Po waypointy rzecz jasna tamtejsze ta wycieczka. Gdzieś się rozdzieliliśmy i nawet przybliżony przejazd nie utkwił w mej pamięci. Wg danych Pa., jego przejazd tego dnia to:
  • DST 27.30km
  • Czas 01:26
  • VAVG19.05km/h
  • VMAX31.90km/h
Z powrotem jakoś przejechało mi się do Rembelszczyzny, raczej DW 632. Potem Płochocińska. Udało się zdobyć WP w pobliżu Kobiałki (już w okolicy zachodu słońca, albo nawet i po ciemku), a potem (już raczej w nocy) na Mochtyńskiej/Ostródzkiej (zależy z której strony mostu patrzeć). Później przejazd Warzelniczą, Białołęcką (tu o północy kilka minut spędzonych na fotografowaniu jeża przy drodze), chyba Wysockiego do Odrowążą i jakoś znów przez Śródmieście do akademika (będąc tam ok. godziny 1 lub 2).


23:57. Jeżyk spotkany nocą na Białołęckiej
Rower:Unibike Dane wycieczki: 94.40 km (0.00 km teren), czas: 04:48 h, avg:19.67 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)