Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

LSTR

Dystans całkowity:15479.00 km (w terenie 1011.10 km; 6.53%)
Czas w ruchu:930:27
Średnia prędkość:16.64 km/h
Maksymalna prędkość:75.46 km/h
Suma kalorii:4079 kcal
Liczba aktywności:122
Średnio na aktywność:126.88 km i 7h 41m
Więcej statystyk

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXVIII - Do Polski

Czwartek, 20 sierpnia 2009 | dodano: 29.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie, Pół nocne, Seniūnija

Wczesna pobudka o 7:30 oraz szybkie spakowanie się. Nie można tracić czasu, gdy głód zaczyna przypominać o sobie. Po godzinie dojazd do Trok. Przejechało się przez całą tę miejscowość na wskroś korzystając z ulicy Vytauto. Jedyna przerwa po to, by zrobić kilka zdjęć, których zrobić nie można było zrobić przed dwoma laty. Zaraz za mostem skręt w lewo, tym skrótem objeżdżając jezioro Totoriškių.


08.45. Krajobraz po zachodniej stronie zamku w Trokach


08:45. Zamek w Trokach


08:46. Zamek w Trokach


08:49. Zabudowa karaimska w Trokach

Kurs prosto na zachód. Sprzyjała temu trasa, która z grubsza trzymała ten kierunek. Przed 12 przejazd przez Wysoki Dwór nad jeziorem Nava. Do tej pory teren był w miarę równinny, zaopatrzony w mniejsze lub większe podjazdy. 10 kilometrów dalej droga gwałtownie opadała, a przede mną roztaczał się rozległy widok w kierunku doliny Niemna. Rzeka została pokonana mostem w Prenach o 14:30. O 17 przejazd przez Mariampol (wcześniej odwiedzony autem z kolegą na początku lipca 2009), by prostą jak strzała drogą pognać ku granicy. Tuż po 18 ponownie przyszło mi zawitać w Kalwarii, a tuż za nią skręcić pod pomnik ominięty rok temu z powodu pośpiechu. Ogólnie rzecz biorąc, krajobrazy zapraszały do ponownych odwiedzin w przyszłości.


11:25. Okolice Wysokiego Dworu. Wody (o ile trafnie interpretuję) rzeki Verkne, tworzącej jezioro składające się z kilku pomniejszych jezior. Widok ku W


12:27. W dolinę Niemna
 

12:28. W dolinę Niemna


14:30. Niemen w Prenach


14:30. Niemen w Prenach


16:24. Pomnik ku czci poległych podczas II wojny światowej


18:40. Przerwa przy pomniku za Kalwarią


18:41. Przerwa przy pomniku za Kalwarią


18:41. Przerwa przy pomniku za Kalwarią


18:43. Przerwa przy pomniku za Kalwarią

Granica przekroczona została przed zachodem słońca o 19:30. Przerwa na posiłek w tym samym miejscu, co poprzedniego roku i wreszcie udało mi się najeść do syta. Zamówiony został de volai’a i naleśniki. Przesiedziało się tam ponad godzinę i wreszcie udało mi się naładować telefon. Gdy przyszła pora wyjść, na dworzu była już noc. Jazda do noclegu i sam nocleg w lesie, tak samo jak na Wyprawie Suwalskiej, pod Becajły. Rozbiło się obóz prawie w tym samym miejscu. Próbom zaśnięcia towarzyszyło słuchanie odgłosów dzikiego zwierza, jaki chodził koło namiotu. Zapewne dzik, ale nie interesował mnie to na tyle aby sprawdzać.


20:02. Kolacja w przygranicznym barze, już w Polsce

Krótko o jedzeniu. Tego dnia, na posiłku śniadaniowym, odwleczonym o kilka godzin od startu, zjedzony został ostatni jogurt, który chciało mi się zjeść już dnia poprzedniego. Przez cały poprzedni dzień trwały próby oszukania głodu, aby jogurt ów zostawić na ostatni etap. Udało się. Oszczędnie racjonowany był chlebek od gdańszczan. Podobnie z resztkami kotletów sojowych. Ostatnie resztki jakie mi zostały, skończyły się między Prenami i Mariampolem. Na szczęście duży zapas wody z promu wystarczył, by dotrzeć do kraju. Nigdy wcześniej tak nie zdarzyło mi się tak racjonować swoich zapasów. Przerwy raczej oszczędne, krótkie i treściwie. Przeważnie tylko po to, aby potwierdzać swoją pozycję na mapie, a jadąc odliczało się odległość do domu.

Zaliczone seniūnija:

7/8 Trakų rajono savivaldybė
- Aukštadvario
5/10 Prienų rajono savivaldybė
- Stakliškių
- Jiezno
- Prienų
- Balbieriškio
- Naujosios Ūtos
100% Birštono savivaldybė
- Birštonas (W+M)
4/6+3 Marijampolės savivaldybė

- Igliaukos
- Marijampolės (W+M [Narto])
Rower:Zielony Dane wycieczki: 167.00 km (0.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:15.18 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXVII - Do Wilna

Środa, 19 sierpnia 2009 | dodano: 29.03.2015Kategoria >200, 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie, Pół nocne, Seniūnija

Start długo po 11. Krajobraz tego dnia znów był bardzo przyjemny. Teren falisty i lekko pagórkowaty. Słonecznie, z morzem pogodnych cumulusów. Około pierwszej nastała przerwa na przystanku w terenie, skąd roztaczał się dość rozległy widok na okolicę. Zjadło się bardzo ubogie śniadanie. Zapasów nie było już zbyt wiele, nawet pomimo wspomagania ze strony różnych napotkanych wcześniej osób. Chwilę potem zjazd i przejazd obwodnicą miasteczka Kupiszki. Jakąś godzinę później dojechało się do Onikszty. Miejscowość ta szczyciła się pierwszym poważnym podjazdem - około 80 metrów wzwyż. Odtąd i krajobraz znacznie się urozmaicił.


13:17. Trasa 121. Pagojės tvenkinys na N od Onikszty


13:32. Onikszta (Anykščiai). Trasa 121. 55°31'25.40"N 25° 5'30.90"E. Widok ku SSE


14:02. Litewskie drogi między Oniksztami i Alanta


15:18. Kościół pw. św. Jakuba w Alanta


15:40. Litewskie drogi między Alanta i Malaty


15:51. Litewskie drogi w Avilčiai, między Alanta i Malaty

Ten i kolejny dzień jechało się oszczędzając zapasy i raz wspomagając się jeszcze niewyrośniętymi, zielonymi jabłkami przy drodze. Raz udało mi się zrobić zakupy na sumę 1,30 lita, gdyż tylko tyle było u mnie w lokalnej walucie. Trzeba było skupić się na jak najszybszym przedarciu do Polski. Po drodze jakiś Litwin próbował ze mną rozmawiać po rosyjsku. Niestety ja ów język znam słabo, a w jego wykonaniu nie udało mi się zrozumieć prawie nic. Facet wiózł jakąś bańkę. W powietrzu dało się poczuć delikatną woń znanego rozpuszczalnika.


18:46. Ranny lub oszołomiony ptak przed Wilnem

Nieco później, już w okolicach Wilna, na poboczu zdarzyło mi się znaleźć siedzącego na poboczu ptaka. Prawdopodobnie został ranny, uderzony lub tylko ogłuszony. Nie ruszał się ze swojego miejsca, ale widząc człowieka stroszył pióra, unosił skrzydła i rozwierał dziób, przyjmując postawę defensywną. Żal mi się go zrobiło, ale trzeba było ruszyć w drogę, nie mając możliwości, by coś tu poradzić. Kawałek dalej krótka przerwa przy pomniku litewskiego geometrycznego środka Europy.

Wilno nocą

Noc miała mnie zastać przed Wilnem, ale tak się złożyło, że do stolicy tej udało się dotrzeć jeszcze o zachodzie słońca około 20. Po chwili wahania naszła mnie myśl, że z powodu nadmiarowego czasu obejrzę sobie je raz jeszcze już teraz. Dzięki temu udało się nieco zwiedzić Wilno nocą. Oświetlone miasto tętniło swoim życiem. Być może nie tak samo jak w dzień, ale porównywalnie intensywnością do Warszawy czy Krakowa, a może nawet bardziej. Przejechało się koło Ambasady Polski, przez Plac Katedralny, koło Pałacu Prezydenckiego, pętelka na Placu Ratuszowym, Ostra Brama. Dalej ulicami Pylimo gatvė i Savanorių prospektas do krajówek A1, a potem A16.


20:47. Bazylika archikatedralna pw. św. Stanisława Biskupa i św. Władysława w Wilnie


20:59. Ulica Pilies w Wilnie


21:00. Cerkiew Piatnicka w Wilnie


21:07. Ostra Brama w Wilnie

Po zachwycaniu się atmosferą stolicy przyszło mi z trudem ruszyć w kierunku Trok. Wyjazd ciężki, pod górkę, z zakrętami, gdzie tylko się szło. Po wydostaniu się na znośny odcinek drogi, jechało się w totalnych ciemnościach. Na niebie było widoczne mnóstwo gwiazd. Na horyzoncie światła odległych miejscowości. Nie spieszyło mi się, chłonąc to wszystko. Nocleg udało się znaleźć w lesie na pograniczu województw.

Zaliczone seniūnija

3/6 Kupiškio rajono savivaldybė
- Kupiškio
- Noriūnų
- Šimonių
4/10 Anykščių rajono savivaldybė
- Viešintų
- Andrioniškio
- Anykščių
- Skiemonių
4/11 Molėtų rajono savivaldybė
- Alantos
- Luokesos
- Giedraičių
- Dubingių
3/23 Vilniaus rajono savivaldybė
- Riešės
- Nemenčinės (W)
- Paberžės
12/21 Vilniaus miesto savivaldybė
- Verkių
- Fabijoniškių (na skraju)
- Šeškinės (na skraju)
- Šnipiškių (na skraju)
- Žvėryno (na skraju)
Rower:Zielony Dane wycieczki: 208.00 km (0.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:18.91 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXVI - Łotwa

Wtorek, 18 sierpnia 2009 | dodano: 29.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie, Seniūnija

Wjazd do Rygi

Pobudka o ósmej. Dzień kiepski. Pochmurno i padał deszcz. Trzeba było zwijać się szybko O 10 już w Rydze. Wjazd do stolicy był okropny. Droga główna pokryta dobrym asfaltem, ale tuż obok ciągnęła się droga lokalna, z której przyszło mi korzystać, by uniknąć ruchu samochodowego. Pełno na niej łat i dziur wszelakich, co było ciężkie, gdy jechało się z wciąż obładowanym rowerem, nie posiadającym dwóch szprych.


10:23.Niby wspaniałe połatane drogi


10:49. Pałac Kultury VEF w Rydze


10:53. Budynek Valsts elektrotehniskā fabrika (VEF)


10:55. Wspaniałe domy


10:59. Ulica Krišjāņa Barona. W tle Sobór Trójcy Świętej w Rydze


11:07. Ulica Brīvības

W centrum Rygi

Początkowa zabudowa przepełniała smutkiem. Stan zabudowy można lekką ręką ocenić jako gorszy niż na Pradze. Widoczne ślady poprzedniej epoki, która odcisnęła swoje piętno. Atmosfera podobna do widocznej w Polsce, w niektórych miastach przed paru laty. Specyficznego klimatu dopełniał deszcz. Wszystko to mnie przybijało.


11:27. Sobór pw. Narodzenia Pańskiego w Rydze

Po pewnym czasie dojechało się do części obfitującej w zabytki. Każda ulica miała bardzo wysokie kamieniczki. Stopniowo, w miarę zbliżania się do centrum, wygląd zabudowy polepszał, choć wciąż gdzieniegdzie widać było jakiś stary albo rozwalający się dom. Prawdę powiedziawszy, najlepiej wyglądały cerkwie. Czym prędzej dojechało się do starówki, a potem przyszło skierować się na wschód, by wyjechać z miasta.


11:31. Uniwersytet Łotewski w Rydze


11:32. Pomnik Wolności w Rydze


11:40. Dom Bractwa Czarnogłowych (Dwór Artusa) w Rydze


11:57. Wieżowiec Akademii Nauk Łotwy w Rydze

Wyjazd z Rygi

Droga między miejscowościami była znośna, lecz gdy w deszczu przejeżdżało się przez pewne miasto, oddalone 10km od Rygi, wydawało mi się że mnie szlag jasny trafi. Dziura/łata/dziura/dziura/... Wszystko na głównej przelotowej trasie A7. Dziury zalane wodą, w połączeniu ze wzmożonym ruchem samochodowym, w jednej chwili wykończyły mnie psychicznie. Kilka razy trzeba było przystawać, a gdy w jedną się wpadło, zdawało mi się, że może urwała się jeszcze jedna szprycha albo rama pękła.

Burza 

Gdy wyjechało się na tereny ewidentnie wiejskie, deszcz nieco zelżał, aż w końcu przestał padać. Wreszcie można było się rozpakować z kurtki i trochę odetchnąć. Od Kekava prawie wcale nie widać już było samochodów. Skręt na zwykłą, prostą drogę ku granicy, prowadzącą przez Vecumnieki. Jeszcze na pożegnanie kraju, przede mną przetaczała się burzowa chmura. Zachciało mi się przyspieszyć, by spróbować przejechać przed nią, ale na szczęście była szybsza. Wypadała się i powędrowała dalej na wschód, zostawiając mi tylko nieco mokry asfalt.


17:08. Burza na pograniczu Litwy i Łotwy

Na Litwę

Wkrótce nastało spotkanie z dwójką Niemców, którzy jak i ja kończyli swoją wyprawę. Następnego dnia mieli wsiąść na prom z Rygi. Niestety, choć tylko nieco starsi ode mnie, operowali angielskim dobrze, ale z akcentem tak przypominającym brytyjską manierę, że ciężko szło ich zrozumieć. Rozmowa była krótka. W kilkanaście minut później przejazd przez granicę w Skaistkalne.

Nocleg na Litwie

Krajobraz z wolna nabierał nieco bardziej wyrazistego charakteru, choć wciąż dominował równinność i rozległe przestrzenie. Często bezdrzewne. W godzinach wieczornych przejechało się przez zachodnią część miasteczka Birże. Jechało mi się leciutko. Wieczór był już bardzo przyjemny, łatwo kojarzący się z letnią, sielską pogodą. Tak różny był od poranka... Nocleg udało się znaleźć za polem kukurydzy pod miejscowością Wobolniki.

Zaliczone seniūnija:

4/8Anykščių rajono savivaldybė
-Nemunėlio Radviliškio
-Biržų
-Širvėnos
-Vabalninko

Rower:Zielony Dane wycieczki: 166.00 km (0.00 km teren), czas: 12:00 h, avg:13.83 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXV - Z Estoni do Łotwy

Poniedziałek, 17 sierpnia 2009 | dodano: 29.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie


09:04. Niebezpieczny nocleg

Tego dnia pogoda świetna. Udało mi się przeżyć noc. Start około 9 rano. Było 50 km do granicy, z czego większość można było pokonać trasą, która biegł w pewnej odległości od głównej i bardzo blisko morza. Na główną wjechało się tylko po to, by przejechać przez nieczynny punkt kontroli granicznej. Nim tak się stało, w Kabli nastąpił zjazd na wybrzeże Bałtyku i wejście na wieże widokową. Przy okazji odpoczynek i trochę posilania. Przez pierwsze kilometry na Łotwie jechało się krajówką. W zasadzie prawie cały dzień w tym kraju. Przed miastem Salacgriva raz jeszcze przyszło mi spotkać rodzinkę z Gdyni. Tym razem było ze mną wszystko co potrzebne, ale i tak wmusili we mnie smaczny, suszony chlebek z ziołami i czosnkiem. Z mniej przyjemnych spraw, tego dnia przyszło się natknąć na najgorszy szalet w czasie wyprawy. Krajobraz tego dnia może nie powalał, ale bliskość morza, spokój i większa ilość miejscowości, stanowiły zauważalny atut. Pod koniec dnia skręt do Saulkrasti, nocując w lesie tuż za miastem.


12:45. Widok na Bałtyk z wieży w Kabli


12:49. Bałtyk w Kabli


12:53. Wieża widokowa w Kabli


12:59. Trasa 331. Przystanek w Kabli (Kabli kool)


14:29. Kolejny kraj
Rower:Zielony Dane wycieczki: 140.00 km (0.00 km teren), czas: 10:00 h, avg:14.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXIV - Estonia

Niedziela, 16 sierpnia 2009 | dodano: 29.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie, Pół nocne

Po obudzeniu się, okazało się, iż jest to dzień pochmurny i deszczowy. Była blisko 10. Z powodu deszczu nie było we mnie najmniejszej ochoty, by wyjść na zewnątrz, więc przeleżało się tak jeszcze z godzinę. Na dodatek po mojej nodze wędrował po mnie kleszcz. Na szczęście, z powodu chłodu spało się w ubraniu, więc nie miał wielkiego pola do popisu. Po wychynięciu z namiotu okazało się, że ów został zaatakowany przez ślimaki. Obsiadły tak namiot, jak i rower.


11:05. Trasa E67. Nieprzyjemny poranek


16:07. Trasa E67. Jeszcze długa droga do domu


17:05. Trasa E67. Most nad rzeką Vigala, leżący w pobliżu Märjamaa.


18:19. Między Märjamaa a Pärnu

Cały dzień walczyło się z wiatrem i deszczem, który wyładowywał się tego dnia kilka razy. Było okropnie i trudno. Główna trasa w zasadzie nie przedstawiała wielkich walorów krajoznawczych. Głównym obiektem, który utkwił mi w pamięci, był most nad rzeką Vigala, leżący w pobliżu Märjamaa. Teren co prawda nie był płaski jak stół. Było kilka lekkich, krótkich podjazdów pokonywanych nawet bez zwalniania. Po prawdzie niezauważalnych, jeśli jechało się po pagórkowatych lub wyżynnych terenach jeszcze kilka dni wcześniej. Jednym słowem wielka równina. No i pustka w głowie. Przy samej trasie raz widać było pola, raz lasy. Czasem jakaś wioska w okolicy. Gdyby pogoda była sprzyjająca, zapewne tego samego dnia wyjechało by się już z tego kraju.


20:59. Pärnu

Wieczorem dojechało się do Pärnu. Było to jedyne miasto i większa miejscowość odwiedzona tego dnia. Było też najciekawszym miejscem, przez które wtedy się przejeżdżało. Nocleg wypadł kilka kilometrów dalej, skrywając się w lesie. W nocy mogło być interesująco. Silny wiatr kołysał koronami wysokich drzew. Były dużo za wysokie w stosunku do swoich grubości. Zaniepokoiło mnie to, więc lepiej było sprawdzić ich wytrzymałość. No a jak!!! Pierwsze z brzegu drzew, i to te, o które opierał się rower, po ledwie lekkim tylko pchnięciu przewróciło się i połamało w kilku miejscach. W ziemi została tylko dolna część, na której opierała się moja maszyna. Wtedy zaniepokoiło mnie to nie na żarty. Rozpoczęło się chodzenie w ciemnościach w pobliżu namiotu, po omacku popychając kolejne drzewa. Po chwili szukania, w rejonie zagrażającym namiotowi, udało się znaleźć kolejne drzewo, które z pewnym hukiem również się przewróciło. Posprawdzało się jeszcze kilka, wciąż z lekkim niepokojem znikając potem w namiocie. Nie było pewności, czy sprawdziło się wszystkie, ale na pewno większość. Ta noc była najbardziej niebezpieczna spośród dotychczasowych. Wręcz trwała obawa o swe życie, zastanawiając, jak to głupio byłoby zginąć na kilka dni przed końcem podróży, nie mogąc się z nikim podzielić wrażeniami z jej przebycia...
Rower:Zielony Dane wycieczki: 124.00 km (0.00 km teren), czas: 09:00 h, avg:13.78 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXIII - Porvoo i Helsinki

Sobota, 15 sierpnia 2009 | dodano: 28.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie, Pół nocne

Poranek

Pobudka około 4-5. Nie dało rady spać dłużej, ruszyło się więc. Wnet dojechało się do pierwszego, od opuszczenia Sztokholmu miejsca, które już było mi znane. Pokręciło się nad rzeką i ruszyło podjazdem z kamieni pod kościół. Tam widać było małą, prywatną wycieczkę, z daleka słysząc dźwięki przypominające francuski pełne "ą" i "ę". Podjechało się bliżej, aby zrobić zdjęcie kościoła, a do moich uszu zaczęły nabiegać znajome słowa... po Polsku.


05:48. Ostatni nocleg w Skandynawii


07:23. Porvoo. Droga do kościoła


07:26. Starówka w Porvoo. Widok ze starego mostu nad Porvoonjoki


07:31. Kościół w Porvoo

Po odwróceniu się w ich stronę trwała chwila, patrząc na nich, po czym padło moje pytanie: „Polska?”. Tak, to byli rodacy na wyciecze. Poprzedniego dnia przypłynęli z Gdyni. Dopiero zamierzali trochę pojeździć po Finlandii, a potem wrócić przez 3 stolice (tak jak ja), tylko przemieszczając się głównymi drogami. Miło chwilę pogadaliśmy, po czym ruszyliśmy w swoje strony. Zanim to się jednak stało, zapytali mnie, czy czegoś mi nie brak, w odpowiedzi słysząc, że właśnie skończyła mi się woda. Pomimo wzbraniania się, wraz z nią dali mi również trochę jedzenia z Polski. Jak się później okazało, bardzo dobrze że tak się stało.

Zadowoliła mnie ta możliwość porozmawiania w ojczystym języku. Rozpoczęła się jazda do Helsinek. Oczywiście tak tylko mi się wydawało. Nie przyszło mi wziąć poprawki na dość wczesną godzinę i wydawało mi się, że cień wskazuje mniej więcej północ. W rzeczywistości był bliżej zachodu. Nie zwracało się więc dłużej na niego uwagi. Wiedziało się, że nie jadę prostą, bezpośrednią drogą do stolicy, trwała jednak nadzieja, że wnet będzie możliwość na nią odbić. Mapa Finlandii jaką się posiadało, miała oznaczone jedynie główne drogi krajowe i nieliczne o mniejszej randze, nie mogła mi więc pomóc.


08:21. Na S od Porvoo

Wyspy

W ten oto sposób poniosło mnie dalej na południe, dodatkowo zaliczając dwie wyspy w okolicach Porvoo. Gdy już było mi wiadomym jaka jest sytuacja, warto było nie zmarnować okazji i trochę pozwiedzać te okolice. Dzięki temu lepiej się je zrozumiało i zapamiętało. Wpierw dojazd do krańca asfaltu na wyspie Vessölandet, docierając do pętelki ulicy Majviksvägen we wschodniej części wyspy. Powrót tą samą trasą. Wypadła mi przerwa na przystanku w Sondby. Zauważyć tam można było pakunek przypominający czekoladę, z podziękowaniami dla listonosza. Chciałoby się taką zjeść, ale nie można było jej zabrać, ze względu m.in. na ewentualne komplikacje, jakie niósłby ten czyn w tamtejszej okolicy.


10:13. Na S od Porvoo

Za Hummelbro skręt w Kråkövägen, którą dojechało się do wyspy Kråkö. Wpadła tam po niej pętla przeciwna do ruchu wskazówek zegara, z przyjemnością podziwiając krajobraz i liczne łodzie. Nadłożywszy w ten sposób ponad 50 km, o 11:30 powróciło się do Porvoo. Czekała mnie jeszcze druga taka sama odległość – do Helsinek. Wyjechało się na ścieżkę rowerową przy trasie 170, biegnącej równolegle do trasy 7.


11:30. Porvoonjoki z mostu dla pieszych i rowerzystów w Porvoo

Porvoo

W Poorvo przejazd ulicami:
Pierwsza wizyta tego dnia: Przyjazd główną. Przejazd przez Mauno Eerikinpojankatu i nawrót na główną. Przez rzekę ze skrętem do starego miasta, w ulicę Mellangatan.  Na stary most i powrót tą samą ulicą do Placu Ratuszowego. Tym razem skręt w Flensborgsbrinken. Najbardziej stroma i kamienista droga, jaką pokonało się w czasie całej podróży. Wrzuciło się najniższe biegi, ale z uporem udało się podjechać. Od kościoła do Rauhankatu w kierunku wysp.

Druga wizyta tego dnia: Powrót tą samą trasa z odbiciem przez całą Wallgreninkatu. Przejazd na wskroś przez park przy Laivurinkatu. Ulicą Piispankatu dojazd do Raatihuoneenkatu, którą dojechało się nad rzekę. Przejazd promenadą i mostem na drugą stronę. Jadąc wzdłuż brzegu, wróciło się kawałek na południe i dojechało do Aleksanterinkaari. Przejazd na zachód, skręt w prawo i objazd budynku przy Näsintie. Powrót na trasę 55 i skręt w 170 we właściwym kierunku..


14:03. Między Porvooa Helsinkami.

Po drodze jakiś facet na kolarce powiedział mi, aby powiedzieć jego żonie, która została za nim parę minut w tyle, miejsce gdzie będzie na nią czekać. Zaskoczyła mnie ta prośba, jak również sposób jego podejścia do żony i zaufanie jakie pokładał w przypadkowo napotkanej nieznajomej osobie. "Ciekawe", jak by się ta historia potoczyła, gdyby nie udało mi się przekazać wiadomości.

Do Helsinek

W trakcie dalszej podróży nastąpiła jeszcze próba uzupełnienia brakującego zapasu wody. Nie powiodła się, gdy zapytany o nią został nieco starszy jegomości, który najwidoczniej nic nie rozumiał albo nie chciał. Machnął tylko ręką i sobie odszedł. Na szczęście chwilę później przyszło zatrzymać się w sklepie w Söderkulla. Zakupiło się litr mleka, który niemal od razu posłużył jako posiłek i napój chłodzący w ten upalny dzień. Zbyt nagłe i zachłanne picie zimnego płynu skończyło się niemiłym uczuciem w głowie.

Helsinki

Do Helsinek dojeżdżało się bocznymi drogami i ścieżkami rowerowymi wzdłuż trasy 170. Oczywiście jeśli tylko było można. Raz, przy wielkiej mapie zapytano mnie o kierunek drogi. Byli to jacyś obcokrajowcy w samochodzie. Cóż można było pomóc? Potem nieco mnie zamotało na ścieżkach przy skrzyżowaniu tras 170 i 103. Gdy udało się odkryć właściwy wyjazd, odtąd niosła mnie ścieżka do ulicy Linnanväenpolku. Ta, wraz z kontynuacjami, prowadziła mnie do skrętu w lewo w Filarvägen. Raz odbijając na moment w Transformatorgatan, w końcu dojechało się do Borgbyggarvägen. Przejazd na północna stronę trasy 170, a na południową powrót, jadąc przez wyspę Kulosaari.


14:15. Wjazd do Helsinek.


16:15. SE część Helsinek. W tle, w centrum, Uspenskin katedraali

Centrum Helsinek

O 16 dojechało się do właściwej części Helsinek. Najkrótszą trasą wzdłuż wybrzeża dojechało do przystani promowej. Było to pierwsze, co trzeba było zrobić. Wchodząc do budynku nieco ogarnęła mnie niepewność. Zakup biletu do Tallina, wykorzystując prawie całe zapasy euro. Zostały mi jakieś nędzne resztki. Poza tym okazało się, że do wypłynięcia zostały prawie 3 godziny. Można było więc jeszcze odwiedzić kilka znanych miejsc, poznać nowe oraz móc „połączyć je z roweru”.


17:08. Katedra w SE części  Helsinek

Na pierwszy ogień kurs pod Katedrę w Helsinkach, gdzie udało mi się zrobić zdjęcie na rowerze z samowyzwalacza. Dalej przejazd koło Narinkkatori, ulicą Mannerheimintie na północ, rundka na parkingu przy stadionie. Najkrótszą asfaltową trasą do Viborgsgatan z krótkim odbiciem w Tredje linjen. Na południe trasą Nordenskiöldinkatu, trzymając się głównej blisko wybrzeża.

Do stolicy udało się dotrzeć w dobrym czasie. Nastąpiło co prawda opóźnienie na poranny pokaz lotniczy, którego ostatnie samoloty jeszcze udało mi się z daleka ujrzeć, ale udało się zdążyć na maraton. Tysiące biegaczy, również z innych krajów. Impreza na całego. Można było także korzystać z kilku zablokowanych dla samochodów dróg. Pełna swoboda. Minęło się jakieś koncert, gdzie ludzie docierali w większości na rowerach.


17:44. Zawody sportowe po mieście.

Wracając, przyszło mi spotkać przy zachodnim porcie jeszcze Francuza, który dopiero rozpoczynał podróż po Finlandii. Udało mi się dzięki temu dowiedzieć, że po francusku nic nie rozumiem. Na szczęście rozmawialiśmy w angielskim. Było nam równie spieszno, więc wnet się rozstaliśmy. Było jeszcze pół godziny do przybycia promu, a port był po drugiej stronie centrum.


18:37. Port południowy w Helsinkach

Port

Jakoś tak się stało, że choć już właściwy port był blisko, poniosło mnie na południe ulicami: Erottajankatu, Yrjönkatu, Tarkk'ampujankatu i Laivurinkatu. Głównymi trasami wzdłuż wybrzeża wróciło się do odpowiedniego portu. Na miejsce dotarło się dokładnie w chwili, gdy prom już wpływał. Na spokojnie można było zająć miejsce na czele kolejki. Poza mną, byli tam jeszcze czterej inni rowerzyści, a wśród nich trzech wesołych Włochów. Po kilku minutach oczekiwania na załadunek, wjechaliśmy na górny pokład ładowni. Do tej pory z Adamem pakowaliśmy się na dolny. Wyższy był „nieco” niższy.


19:27. Port południowy w Helsinkach

Na promie

Przypięło się rower, zabrało ze sobą niezbędne rzeczy, oraz wszystkie puste butelki i kartony. Udało się odnaleźć łazienkę. Uzupełniło się wodę w zapasach, po czym powrót do roweru. Drzwi do ładowni zamknięte. Niespodzianka. Co robić. Wędrując z ciężkimi butelkami będzie nie dość, że niewygodnie, to jeszcze podejrzanie. W gonitwie myśli wpadła jedna, by ukryć je za schodami, licząc na to, że nikt ich nie odnajdzie i nie potraktuje jak coś niebezpiecznego. Na szczęście nikt się tym nie zaopiekował.


20:13. Widok z promu w Helsinkach

Powrót na górę. Obejrzało się pokład statku, zachodzące słońce, mijane skalne wysepki, twierdzę, którą odwiedziło się zimą. Ostatnie pożegnanie z Helsinkami, reprezentującymi Finlandię i cały etap podróży przez Skandynawię. Przede mną jeszcze jedna długa prosta prosto do Polski
.

20:14. Widok z promu w Helsinkach


20:35. Widok z płynącego promu w Helsinkach

Promem podróż

Przez ponad dwie kolejne godziny trwało moje odpoczywanie na promie. Ten czas minął mi na siedzeniu w pobliżu okna. Z pewnością w oczach innych osób mój wygląd mógł sprawiać menelowate wrażenie - bez roweru i kasku, wizualnie odstając od tej grupy społecznej. W międzyczasie pobieżnie przyszło mi analizować zabrane mapy, słuchać muzyki, jaka brzmiała na pokładzie i rzucać okiem na współpasażerów. Oczy nieco mi się kleiły i z łatwością by się tam zasnęło, gdyby podróż była dłuższa. Gdy dobiliśmy do Estonii, było już ciemna noc. Udało się zapakować ze wszystkim i zjechać na ląd. Fińskie zakupy i woda z promu sprawiły, że masa, która opuściła pokład promu, ważyła blisko 150 kg.


22:19. Wnętrze promu z Helsinek do Tallina.

Poszukiwanie noclegu w Estonii

Była północ podczas przejazdu przez Tallin. Po drodze zagadał do mnie lokalny biker. Zamieniliśmy tylko parę zdań. Poniosło mnie w stronę Parnuu, nocując zaraz za stolicą. Na nocleg wypadło liche miejsce, gdzie już nie było widać zabudowy, a pojawiły się jakieś krzaczki. Było bardzo ciemno. Około 1:30 w końcu udało mi się zasnąć. Bardzo szybko.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 167.00 km (0.00 km teren), czas: 12:00 h, avg:13.92 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXII - Lahti

Piątek, 14 sierpnia 2009 | dodano: 28.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie

Zwinięcie nastąpiło tylko trochę wcześniej niż dnia poprzedniego. Po pięciu kilometrów zjazd na trasę biegnącą w pobliżu tej głównej. Wkrótce po tym przyszło mi się natknąć na niecodzienne zachowanie. Będąc jakieś 500 metrów od skrzyżowania, można było zobaczyć jak z lewej dojechał samochód. Kierowca czekał do momentu aż przejadę, a dopiero potem ruszył. Trasa była zaciszna i po raz pierwszy od dawna, solidnie zaopatrzona w tereny rolne. Tuż za Lusi pierwszy poważniejszy podjazd i równocześnie przejazd nad główną trasą. Gdy była okazja, rower trzymał się świetnych ścieżek rowerowych. Również z powodu wysokiej temperatury, po ostatnich chłodnych dniach, ponownie jechało się w krótkich, rozlatujących się spodenkach. Przejazd przez Heinola wraz z przedmieściami, a w pobliskim Vierumäki skręt na zachód. Był to błąd nawigacyjny, wskutek którego przejechało mi się w pobliżu tartaku do trasy 313, nią kilometr na zachód, po czym skręt w lewo w las. Nie chciało mi się, ot tak po prostu się cofnąć. Po dość ostrej jeździe złamała się kolejna szprycha. Dojechało się na powrót pod tartak i wróciło do właściwej trasy na południowy zachód. Półtorej godziny później ukazało się Lahti. Po pierwsze - do skoczni. Kilka zdjęć i wyjazd do centrum. Tam postawiono wielkiego, sztucznego mamuta, na którym falowało futro, a dzieciarnia podchodziła i go dotykała. Po chwili podszedł do mnie, mówiący po angielsku jegomość, który jak wielu innych na trasie, zainteresował się moją podróżą. Chwilę pogadaliśmy. Do swojego synka zwrócił się mówiąc - ”Do you know where is Poland? And what is a capitol?”


10:13. Po spakowaniu. Widok ku N


10:44. Trasa 140. Tuusjärvi. 61°18'59.2"N 26° 7'38.70"E. Widok ku SWW


11:48. Heinola. 61°11'49.80"N 26° 1'38.30"E. Widok ku SEE


12:48. Tartak w Vierumäki przy Urajärventie


14:18. Wjazd do Lahti trasą 140


15:02. Skocznia w Lahti. 60°58'58.90"N 25°38'10.90"E. Widok ku W


15:03. Lahti. Pomnik koło skoczni

Gdy mieliśmy się rozstać, poinformował mnie, że wkrótce będzie wraz z rodziną wybierał się na coś do jedzenia. Jako że i mnie zaczynał trawić głód i mi się o tym przypomniał, to jeszcze z mojej strony padło pytanie, czy skoro jakiś czas już tu mieszka, to może zna jakieś miejsce z tanim, a pożywnym jedzeniem. Przez chwilę również zaczął narzekać na dość wysokie ceny jedzenia w tym kraju (podobnie jak napotkany wcześniej szwajcar). Wspomniał, że ma znajomego, który pracował w jakiejś pizzerii i zaproponował mi, że jeśli ten będzie dziś pracował, to mam szansę na darmową pizzę. Głód przystał na tę propozycję i udało mi się napełnić żołądek, zawierając nowe, tymczasowe, jednorazowe znajomości. Pizza z cebulą, tuńczykiem, serem i oliwkami (o ile dobrze pamiętam). Ten ciepły posiłek, wesoła atmosfera i możliwość komunikacji z kimkolwiek, znacznie podniosły mnie na duchu. Dodały też sił, by efektywniej pokonać kolejne kilometry trasy.

Pierwotny plan zakładał, że kolejnym punktem trasy będzie Poorvo. Było to małym miasteczko z przystanią rybacką, kościołem i zabytkowym starym miastem wykonanym z drewna, które przyszło mi odwiedzić pół roku wcześniej. Wyjeżdżając z Lahti czuć było, że lepiej będzie nie jechać planowaną drogą. Po chwili wahania nastąpił skręt na Helsinki. Ujechało się spory kawałek. W Kaukalampi ukazało się skrzyżowanie, na którym dość odruchowo poniosło mnie w lewo. Z początku trasa biegła na wschód, z wolna skręcając na południe. Jechało się po uroczym terenie pełnym pagórków, wzniesień i załamań terenu. Pola przemieszane były z lasami i porozsiewanymi gdzieniegdzie zabudowaniami. Od Savijoki niosło mnie doliną rzeki Porvoonjoki. Jeśli pamięć mnie nie myli, mijało się jakąś ruinę chatki położoną blisko drogi.


17:14. Trasa 140. Piękne chmury na zachód ode mnie


18:43. Rämsä. 60°40'17.70"N 25°33'1.10". Widok ku SE


19:03. Trasa 1635. 60°37'53.6"N 25°34'59.50"E. Widok ku SE


19:22. Trasa 1635. Piękne wieczorne niebo

Przed zmrokiem udało mi się natknąć na kotły erozyjne. Ciekawe zjawisko geologiczne, w postaci ogromnych i głębokich skalnych dołów, wydrążonych w czasie obecności lodowca. Najgłębsza miała ok. 10 metrów, a kompleks ten był drugim co do wielkości, z trzech do tej pory poznanych na świecie - przynajmniej jak głosiły informacje na tablicy. Po obejrzeniu, sfotografowaniu, zachciało mi się trochę pobiegać wśród skał jak za dawnych czasów. Teren bardzo sprzyjał takiej formie aktywności, o ile nie było to w pobliżu dziury. Trzeba było w końcu wrócić do roweru, który pozostawiony przed lasem, zaprzątał mi jakąś część umysłu. Naszło mnie zmęczenie. Ujechało się jeszcze ~15 km, nocując 10 km przed Poorvo. Miejscem był las na niewielkim zboczu, który trochę utrudniał przyzwoity sen.


19:37. Ciekawa "rzeźba" z okolicznych głazów


19:42. Kotły erozyjne


19:44. Kocioł erozyjny


20:25. Kolejna jasna noc
Rower:Zielony Dane wycieczki: 144.00 km (0.00 km teren), czas: 10:00 h, avg:14.40 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXI - Mikkeli

Czwartek, 13 sierpnia 2009 | dodano: 24.09.2009Kategoria 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie

Z powodu długiej jazdy nocnej, ten dzień zaczął się później. Ruszyło się grubo po 10. Początkowo długo niosło mnie na południe. Było słonecznie, ciepło i przyjemnie. Nie został nawet ślad po deszczu. Nim jeszcze na dobre się wdrożyło w jazdę, nastała kilkuminutowa przerwa po godzinie jazdy. Juva została ominięta bokiem. Gdyby tam skręcić, przybliżyłoby się ku granicy z Rosją i oddaliło od promu. Od tego miejsca kierunek podróży został ustalony na południowy-zachód. Przed 15 nastała półgodzinna przerwę na miejscu postojowym przy jeziorze Suuri-Särkämäinen. Zjadło się śniadanie, rozprostowało i oglądało lokalną faunę.


14:42. Podczas przerwy. Rudzik

O 16 wjazd do Mikkeli. Odbiło się tym samym od głównej trasy, na którą nie wróciło się zbyt prędko. Przez miasto przejechało się ulicami Tenholankatu, Maaherrankatu, Hallituskatu do podnóży kościoła i wzdłuż niego do Otavankatu i dalej jej przedłużeniem. W tym mieście, po raz pierwszy od długiego czasu, czuć było, jakby już było się w terenach bardziej odpowiadając naszej szerokości geograficznej, choć może bardziej na zachodzie. Miasto opuszczone trzymając się ścieżki rowerowej, która biegła sobie w różnej odległości od szosy. Po ponad 5 kilometrach zjazd na drogę, skręt w kierunku trasy 5, ale gdy wjechało się na wiadukt ponad nią, ogarnęło mnie zwątpienie. Nawrót do ścieżki rowerowej. Ona sama skończyła się dopiero w Tokero, po przejechaniu nią prawie 10 przyjemnych kilometrów. Niebawem minęło się z boku Otavę, przejechało nad trasą 5 i dwa kilometry dalej wróciło na nią.


16:31. Mikkeli. Kościół


19:48. Most Vihantasalmi nad Lahnavesi

Przed 20 przejazd ciekawym mostem przerzuconym nad zwężeniem jeziora Lahnavesi. Dosłownie kilka kilometrów dalej trwała przebudowa drogi w okolicy Mäntyharju. Na szczęście obyło się bez zrywania nawierzchni. Najzwyczajniej w świecie, przygotowywano się do położenia drugiego pasa. Ciekawym było obserwować odkrywki glebowe, których głębokość sięgała ledwie kilkudziesięciu centymetrów. Niżej położona była pofalowana powierzchnia skały macierzystej, którą w innym miejscu budowy było widać już wydobytą, a w innym stanowiła podkład. Krótko mówiąc oglądało się ostatnie chwile trasy 5 w jej ówczesnym kształcie.


20:09. Trasa 5. Prace nad budową drogi, przecinając południowy fragment jeziora Korkiasaarenselka. 61°26'4.40"N 26°35'18.40"E (GE). Widok ku E


20:22.Trasa 5. Prace nad budową drogi w okolicy jeziora Korkiasaarenselka.


20:24.Trasa 5. Prace nad budową drogi w okolicy jeziora Korkiasaarenselka.

Kilka kilometrów dalej, przy pierwszej sposobności zjechało się do Kuortti. Skręt w pierwszą w lewo. Chciało mi się zrobić drobne zakupy, uzupełnić wodę, ogólnie odpocząć trochę. Objechało się jeden z marketów przy ulicy Hennalantie. Chwila odpoczynku. Nawrót i kontynuacja przejazdu przez miejscowość. Z wolna zapadła noc, lecz na niebie widoczny był jasny księżyc. Spokojna drogą wyjechało się z Kuortti. Było cicho. Wręcz relaksująco. Odprężenie. Krótki postój gdzieś w okolicy jeziora Koskio. Było chłodno. Nie minęło wiele czasu, gdy wróciło się na główną trasę. Ujechało jeszcze z pięć kilometrów, po czym weszło się do lasu, po przekroczeniu drewnianej, łatwo zamykanej bramki. Noc była zimna i nie było ochoty ponownie jechać po nocy do późna. Rzecz jasna, szukało się odpowiedniego miejsca już w okolicy Kuortti, lecz nie udało się natrafić na nic interesującego. Dawno nie było tak spokojnego i relaksującego miejsca obozowego.


21:31. Noc
Rower:Zielony Dane wycieczki: 144.00 km (0.00 km teren), czas: 10:00 h, avg:14.40 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXX - Deszczowe Kuopio

Środa, 12 sierpnia 2009 | dodano: 27.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie

Namiot opuszczony nieco wcześniej niż poprzedniego dnia. Zlazło się ze skał, przekroczyło rów i znów można było jechać. Mniej więcej do 12 jechało się w porządku. Było słonecznie, nieco pochmurnie. Później rozpadał się deszcz. Była nadzieja, że może potrwa z godzinę czy dwie. Gdzie tam... Lało do wieczora, a nocą wszędzie mokro.


9:05. Nocleg pod skałami

Nieciekawą pogodę udało się dostrzec przed Siilinjärvi. Zmusiło mnie to do zjechania z głównej trasy i przemieszania się do niej równoległą, wyżej położoną, drogą lokalna. Nie skręciło się tam, gdzie trzeba i trzeba było nadrobić w sumie pięć dodatkowych kilometrów, jadąc do Syrjä. Podobnie było na początku Toivola, gdy niepotrzebnie skręciło się w ulicę Kehvontie (tu już na szczęście tylko dwa kilometry). Pierwszy deszcz złapał mnie gdzieś w tych okolicach. Do Kuopio wjechało się na mokro. Przez miasto na mokro mokry. Cały dzień tak mokro, że nie było ochoty jechać, a jednocześnie było trzeba, by utrzymać ciepło.

W mieście jazda ścieżkami rowerowymi, nawet czasem chodnikami, jeśli psychicznie zmiażdżył mnie deszcz. Na samym początku, jeszcze w pobliżu trasy 5, nastała przerwa w centrum handlowym. trzeba było uzupełnić zapasy. Rower wraz z całym bagażem w został w odpowiednim miejscu. Nie było linki czy innego zabezpieczenia poza kaskiem, który przynajmniej sprawiał wrażenie zapięcia. Trochę też trwało gramolenie przy rowerze, udając że takowe posiadam. Na wszelki wypadek. Zakupy zrobione szybko, martwiąc się, czy będę mieć po co wracać na dwór.


16:12. W Kuopio


19:38. Spławianie drewna

Jedzenia nakupiło się dużo, a przy okazji była to okazja, by się trochę ogrzać. Rower na zewnątrz stał nietknięty. Od razu, korzystając z zadaszenia, zjadło się posiłek, następnie niechętnie ruszając dalej. Kluczyło się ulicami: Päivärannantie, Kettulanlahdentie, za wiaduktem skręt w Jäniksenpolku i wyjazd na nieco znaczniejszą Pihlajaharjuntie. Po dłuższej jeździe, skręt w Kellolahdentie, znikając w ścieżce przez las, prowadzącej mnie od Karppasentie. Odtąd długi zjazd z ładnymi widokami i chwilową przerwą w deszczu. Skręt w kierunku Juhani Ahon katui, wydostając się na Pohjolankatu. Najkrótszą trasą dojechało się do Tulliportinkatu i przejechało plac na wskroś, mijając ratusz od zachodu. Wjechało się w Vuorikatu, która poprowadziła mnie na południe i wyprowadziła na główną trasę

W zasadzie nie na główną, lecz jedyną, rozsądną, alternatywna trasę, biegnącą podobnie jak trasa 5. Tyle tylko, że w dużej części wśród zabudowy i wijąca się o wiele bardziej. Z Kuopio wyjechało się około 17. Około 19 nastała przerwa na przystanku. Deszcz prawie ustąpił, ale to jeszcze nie było to. Udało mi się spostrzec, że rower stracił jedną ze szprych. Mimo wszystko, nie odczuwało się tego braku jakoś specjalnie.


22:51. Trasa 5 w Varkaus. Po lewej ja

Wilgoć w powietrzu i na podłożu nie nastrajała optymistycznie. Jechało się i jechało do późnych godzin nocnych. Około 23 przejazd przez Varkaus. Zabudowa została z boku. Główna trasa przecinała miasto na dwie części, a jej jakość przypominała drogę ekspresową. Kilkukrotnie się przyszło mi się zatrzymywać, choćby dla zrobienia zdjęć. Wtedy najbardziej było przez mnie odczuwalne, jak jestem daleko, jak bardzo muszę liczyć tylko na własne siły i jak to się jeździ naprawdę samotnie. Namiot rozstawiło się w lesie, po skręceniu w szutrową dróżkę. Jazda skończyła się przed północą. Nim się zasnęło, jeszcze zachciało mi się zjeść kolację. Mimo całego trudu, udało się dotrzeć do rejonu, który szacunkowo miał być moim noclegiem na koniec tego dnia wyprawy.

15:27 zakupy w Kuopio w K-CM przy Päivärannantie 27 za sumę 23,23 Euro
Rower:Zielony Dane wycieczki: 161.00 km (0.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:14.64 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XIX - Kajaani

Wtorek, 11 sierpnia 2009 | dodano: 23.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie

Noc wyjątkowo chłodna. Całe ciało było schowane w śpiworze, łącznie z  twarzą. Przyczyniła się do tego wczorajsza burza, skutkiem czego namiot opuszczony został po dość długim czasie zwykłego odpoczywania. Do Kajaani wjechało się około 11. Zachwyciło mnie to, że znów mam okazję zobaczyć tylu ludzi. Miasteczko ładne, z interesującym kościołem, na zewnątrz zaopatrzonym w liczne, drewniane zdobienia. Widać było tam całkiem sporo lokalnych rowerzystów, w większości dziecięcych.


11:26. Kościół w Kajaani


11:31. Plac ratuszowy w Kajaani

Przez miasto przejechało się ulicami Pohjolankatu, skręcając przy kościele w Koivukoskenkatu. Dojazd do ulicy Kauppakatu, gdzie trochę odpoczęło się na placu przed ratuszem. Wkrótce potem wyjechało się na trasę główną w kierunku południowo-zachodnim. Dłuższa przerwa wypadła na miejscu postojowym z jakimś budynkiem w okolicy Mainua. Jakiś czas później, w rejonie Sukeva, przyszło mi odpocząć leżąc przy poboczu i chłonąc promienie słońca. Jakiś motocyklista się zawrócił i zatrzymał, pytając czy nie mam jakiegoś problemu. Po odrobinie rozciągania można było ruszyć w dalszą trasę.

Około 15 spotkało się Szwajcara, który zmierzał na północ (w planach jeszcze prawie roku w Skandynawii). Uprzednio jechał przez wschodnią Polskę i kilka innych krajów. Wcześniej odwiedził nawet Australię. Po przyjemnej rozmowie jechało się lepiej. W kilkanaście minut później udało się napotkać kobietę podlewającą trawnik. Uzupełniła wodę na dalszą trasę. Przed 18 przejechało się przez Iisalmi. Prowadziło mnie przy głównej trasie lub na ścieżkach rowerowych. W nocy ominęło się Lapinlahti i wkrótce, w Mäntylahti, można było rozłożyć się z namiotem na skałach powyżej drogi. Nieco skrywając go w krzewinkach, obniżyło się dla pewności jego wysokość, bo namiot i tak było można w miarę łatwo dostrzec z drogi.


18:54. Mapa IIsalmi


21:46. Powrót do przyszłości?
Rower:Zielony Dane wycieczki: 151.00 km (0.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:13.73 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)