- Kategorie:
- >10 osób.67
- >200.48
- >300.13
- >400.1
- 2 Osoby.315
- 2007 Gdynia.5
- 2007 Pielgrzymka do Wilna.13
- 2007 Powiśle Puławskie.3
- 2008 Kraków.1
- 2008 Kraków 360.2
- 2008 Mazowieckie S.3
- 2008 Mazowsze W.2
- 2008 Murzynowo.3
- 2008 Suwalszczyzna.6
- 2008 Świętokrzyskie.6
- 2008 Świętokrzyskie 2.7
- 2008 Toruń.1
- 2009 Bieszczady.6
- 2009 Mazowsze NW.1
- 2009 Mazury.7
- 2009 Murzynowo.5
- 2009 Podlasie.3
- 2009 Skandynawia.40
- 2009 Tallin, Helsinki, Sztokholm.1
- 2009 Trójmiasto.4
- 2010 Pieniny.6
- 2010 Pińczów.23
- 2010 Podlasie.5
- 2010 Siedlecczyzna N.5
- 2010 Środek Polski.2
- 2010 Świętokrzyskie.5
- 2010 Wyżyna Małopolska W.2
- 2011 Kotlina Żywiecka.4
- 2011 Lubelskie W.4
- 2011 Lubuskie E.4
- 2011 Mazowsze SE.2
- 2011 Powiśle Gdańskie.4
- 2011 Wielkopolska E.4
- 2011 Włochy.39
- 2012 Bawaria.13
- 2012 Brevet Mazurski.3
- 2012 Kujawy, Pałuki, Krajna.4
- 2012 Małopolska.9
- 2012 Maraton BB.4
- 2012 Południowopolskie.10
- 2012 Pomorze Nadwiślańskie.5
- 2012 Prusy Górne.3
- 2012 Siedlecczyzna S.3
- 2012 Śląsk.3
- 2013 Gąsocin.2
- 2013 Górny Śląsk.3
- 2013 Mazury.4
- 2013 Pogórze Beskidzkie.9
- 2013 Pomorze.14
- 2013 Samoklęski.9
- 2013 Wielkopolska S.5
- 2014 Dolny Śląsk.7
- 2014 Gdynia.5
- 2014 Mazowsze NE.3
- 2014 Podlasie.5
- 2014 Pojezierze Pomorskie.9
- 2014 Wielkopolska.12
- 2014 Wyżyny Polskie W.7
- 2014 Ziemia Lubelska W.2
- 2015 Beskid Wyspowy.5
- 2015 Lubuskie.4
- 2015 Polesie.9
- 2015 Pomezania.2
- 2015 Roztocze.3
- 2015 Siedlecczyzna N.2
- 2015 Wyżyny Polskie W.6
- 2015 Zamojszczyzna.4
- 2015 Ziemia Dobrzyńska.1
- 2016 Beskidy.7
- 2016 Dolny Śląsk.7
- 2016 Górny Śląsk.11
- 2016 Podkarpacie.4
- 2016 Pomorze Nadwiślańskie.3
- 2016 Roztocze.1
- 2016 Warmia.2
- 2017 Alpy.6
- 2017 Dolny Śląsk.9
- 2017 Łódzkie S.4
- 2017 Łódzkie W.3
- 2017 Mazowieckie S, Kraków.4
- 2017 Świętokrzyskie.2
- 2017 Żuławy.6
- 2018 Radom.2
- 2024 Płaskowyż Kolbuszowski.0
- 3-4 Osoby.66
- 5-10 Osób.35
- Gminy.319
- LSTR.122
- Maratony.17
- Nocne.33
- Podróżerowerowe.info.32
- Pół nocne.220
- Samotnie.810
- Seniūnija.5
- Warszawa.129
- Wyprawki w regionie.157
- Wyprawy po Polsce.374
- Z Kasią.334
- Z Księgowym.95
- Z rodziną.181
- Zwykłe przejażdżki.520
Wpisy archiwalne w kategorii
Z Kasią
Dystans całkowity: | 23493.86 km (w terenie 1428.85 km; 6.08%) |
Czas w ruchu: | 1571:21 |
Średnia prędkość: | 14.95 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.20 km/h |
Suma kalorii: | 15149 kcal |
Liczba aktywności: | 293 |
Średnio na aktywność: | 80.18 km i 5h 23m |
Więcej statystyk |
Do Rzymu i przez Alpy XXXVII - Wyżyna Berounki
Czwartek, 11 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią
Dzień 37
Plzneňská pahorkatina
Przebudzenie po siódmej. Do 8:20 zdążyło się zwinąć namiot, oświetlani i ogrzewani przez poranne słońce. Pogoda była wspaniała. Wyjechało się na drogę, po czym wpadło kilka zdjęć w kierunku Pilzna. Teraz czekał nas szybki zjazd. We wsi chwilę czasu zajęło nam określanie właściwego kierunku. Potem kolejny zjazd i w następnej wsi zdjęcie zamku/dworku Nebilovy. Później przejazd przez las, prawie do krajówki. Kilkadziesiąt metrów dalej zjazd z niej, kontynuując objeżdżanie Pilzna. Zjeżdżając w dół, po drodze już nie najlepszej jakości, można było pozwolić sobie na nieco większe prędkości.8:19. Okolice noclegu miedzy Háje i Netunice. Švihovská vrchovina. W centrum w tle Pilzno. Widok ku N
8:19. Okolice noclegu miedzy Háje i Netunice. Pilzno. Widok ze zbocza wzgórza Hájsko (520 m n.p.m) ku N
8:36. Zamek Nebílovy z początku XVIII w. Widok ku S
W Šťáhlavach oczekiwanie przy przejeździe kolejowym, gdzie ustawiło się całkiem sporo aut. Potem trzeba było podjeżdżać lub podchodzić, przed słońcem ukrywając się wśród drzew. Ze wzgórza po raz ostatni widoczne było Pilzno. Czekał nas jeszcze jeden długi zjazd do Rokycan, gdzie urządziło się śniadanie na przystanku. Była 10:20. Po przerwie przejazd przez miasto, bez głębszych refleksji nad nim. Tuż za miastem dało się zauważyć pomnik, wskazujący na linię, bądź miejsce, spotkania się armia wschodu i zachodu pod koniec IIWŚ. Dalej jechało się na wschód, drogą biegnącą wzdłuż ekspresówki, co jakiś czas się z nią przeplatającą. Było nam stosunkowo gorąco. Wiatr wiał zza naszych pleców, a czas zdawał się upływać powoli. Niezmiernie mnie zdziwiło, gdy o 12 okazało się, że do Pragi zostało już tylko około 60 km. Całkowicie zmieniło to plan na ten dzień, w którym to Pragę miało się zwiedzać dopiero kolejnego ranka.
Brdská oblast
Niedługo potem zatrzymujemy się na przystanku, by odpocząć i uzupełnić zapas wody u ludzi z naprzeciwka. Po przerwie zjeżdżamy w dół, by znów wjechać na te samą wysokość, po czym okazuje się, że trasa którą się jechało, jest w pewnym stopniu nieprzejezdna. Trwał właśnie jakiś remont i przejazd pod ekspresówką był zajęty przez robotników. Trafiło się akurat na moment, gdy przewozili coś pod nimi, niesamowicie kombinując swoim pojazdem, by pomieścić się między różnymi przeszkodami. Gdy skończyli, przemknęło się wśród nich, by ruszyć dalej. Po niedługiej chwili, przejechało się przez niewielką osadę Żebrak, gdzie w oczy rzucał się (bardziej) kościół i (nieco mniej) zbór husycki. Zaraz za nią, wiaduktem wróciło się na południową stronę. Przestrzeń szeroko i daleko się otworzyła. Na północy widoczny był zamek na wzgórzu. Przed Zdicami ponowny powrót pod wiaduktem na północną cześć, ciągnąc się nią do Beroun. Droga do tego miasta była bardziej zróżnicowana - częste podjazdy i zjazd o dość znaczne wysokości - szczególnie przed Kraluv Dvor.12:47. Cerhovice. Widok ku NNE
13:13. Wiadukt między Žebrák i Zdice. Widok ku NE
13:46. Levin. Widok na miasta Králův Dvůr i Beroun ku NE
13:48. Levin. Widok na miasta Králův Dvůr i Beroun. Widok ku NE
Praga
Pół godziny jazdy później, dotarło się do granicy Pragi. Była 16. Po 40 minutach, głównie wypełnionych przez jazdę w dół i omijanie dziur w jezdni, dojechało się nad Wełtawę. Drogi w centralnej części miasta w większości były brukowane i okropnie się po nich jechało.17:02. Praga. Most Legií. Widok na most Karola ku NNE
17:29. Praga. Plaża w pobliżu muzeum Franza Kafki. W tle kopuła kościoła pw. Františka z Assisi. Widok ku SE
17:44. Praga. Most Karola. Wełtawa w Pradze. Widok ku S
Kurs ku północy na Małą Stranę. Przejazd koło ambasady polskiej i muzeum Franza Kafki. Pieszo przez Most Karola, wypełniony ludźmi, sprzedawcami jakichś badziewi lub rysowników/malarzy. Czasem zdarzył się muzyk. Co kilka metrów mijało się kolejne wielkie rzeźby. W połowie drogi dało się słyszeć:
- O! Jacyś podróżnicy. Ciekawe z jak daleka jadą...
- Z Polski. - rzucam nagle.
- Z Polski... Z POLSKI?!
Potem przez chwilę się z nimi pogadało, ogólnie streszczając wyprawę.
Po drugiej stronie mostu kurs na wielki plac, którym próbowało się przejść. Stało tam niestety dużo ludzi pod kościołem. Zdziwiło nas, co też oni tam robią. Chwilę potem, o osiemnastej, z góry dobiegł nas dźwięk trąbki i wysłuchany został utwór, który zebrał gromkie owacje. Gdy tylko się skończył, tłum od razu ruszył z miejsca. Trudno było się przemieszczać. W pewnym momencie trzeba było się zatrzymać, aby na kogoś nie najechać, ale ów jegomość był zbyt zajęty patrzeniem wszędzie, byle tylko nie koło siebie. Zawadził nogą o przednie koło, spojrzał się pogardliwie i niby strzepnął coś ze spodni, tak jakby on nie był winien swego czynu.
18:01. Zegar astronomiczny "pražský orloj" z 1410 r. na ścianie Ratusza Staromiejskiego. Widok ku N
Pokręciło się tam jeszcze 20 minut, aż dojechało się do mostu, którym przejechało się na drugą stronę. Próba opuszczenia miasta trwała do 19:40. W międzyczasie doszło do manewru zmiany pasa jezdni w niedozwolonym miejscu w okolicach ślimakowych wiaduktów, potem robiąc przerwę na jedzenie i ewentualne odjechanie policji, która mogła nas zauważyć (a również przejeżdżali i nawet chyba zatrzymali się w pobliżu). Nie było pewności, więc lepiej było nie ryzykować. Potem długo wchodziło się pod górkę. Kolejna część próby wyjazdu skończyła się pomyślnie, ale nie tak szybko. Poniosło nas w północno-wschodnią cześć miasta, mijało się podmiejskie osiedla i dotarło w rejon wiejski, ale nie tą drogą, którą planowało się wybyć. Kluczyło się do zapadnięcia zmroku. Tereny co prawda były miłe dla oka, ale już niezbyt widoczne. Dzień zakończył się po 21, rozstawiając namiot pod śliwą (czerwoną) około 500 metrów od drogi. Na 90% nie było nas widać od strony drogi, a 10% dopełniało maskujące ubarwienie namiotu. Nawiązało się ponowny kontakt z domem, tym razem ustalając plan powrotu.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
130.00 km (0.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:16.25 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Rzymu i przez Alpy XXXVI - Las Bawarski/Szumawa
Środa, 10 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią
Dzień 36
Landkreis Regen
Najzimniejszy nocleg. W pełnym ubraniu przespało się noc w śpiworach. Zza przystanku co chwila wydostawało się chłodne i wilgotne powietrze z płynącego tam strumienia Höllbach. Wymarzło się, ale jakoś też się odpoczęło, choć z przerwami. Ruszyło się dopiero po 7 rano, uprzednio trochę się rozciągając. Forma była tragiczna. Idąc powoli w górę, przebyło się spory odcinek nowo położonego asfaltu. Po prawie 4 kilometrach można było wsiąść na rowery.6:50. Zimny nocleg na przystanku w Häckermühle
O 10 wjazd do Regen, po południowej stronie rzeki Schwarzer Regen. Odbicie na południe ulicą Rinchnacher Straße, zatrzymując się w McD. Wreszcie była okazja napić się czegoś ciepłego, odbijając tym sobie chłód noclegu. Odpoczynek trwał około pół godziny, w trakcie którego zaplanowało się kolejne posunięcia na mapie. Powrót na trasę E53 po wschodniej stronie miasta. Tuż za strumieniem Rinchnacher Ohe trzeba było skręcić w prawo, ze względu na zakaz jazdy rowerem.
9:58. Regen nad rzeką Schwarzer Regen. Widok ku N
Przejechało się przez Rinchnachmündt do Schweinhütt. Niosła nas rowerowa ścieżka, biegnąca w pobliżu krajówki. Po 11 wjechało się do Zwiesel. Miasto przejechane zostało po północnej stronie rzeki, przekraczając ją na drugim moście od południa i wracając z powrotem ostatnim. Powtarzało się tym samym przebieg czerwonego szlaku rowerowego, biegnącego przez miasto. Przerwa nastąpiła na ostatnim przystanku, gdzie odpoczywało się kilkanaście minut.
11:20. Zwiesel. Widok ku NE
Dalsza trasa prowadziła nas w górę, jednak pozwalała jechać. Dzięki ścieżce, także obyło się bez problemów z ruchem ulicznym. W spokoju można było zająć się walką ze zmęczeniem, jaki jeszcze pozostał po noclegu. Około 12:30, tuż za Ludwigsthal przejechało się przez parking pod głównym ośrodkiem Nationalpark Bayerischer Wald. To samo miejsce odwiedzone zostało później w 2013 roku, w ramach wyjazdu studenckiego. Odtąd jechało się już ulicą.
Czechy
O 13:20, przejeżdżając przez Bayerisch Eisenstein, wkroczyło się do miejscowości Železná Ruda po czeskiej stronie granicy. W oczy rzucało się sporo różnych turystycznych obiektów. Ogólnie wszystko to, co znajdowało się przy prawie każdym przejściu granicznym. Od miasta pokonało się jeszcze około 5 kilometrów, nim (w dużej mierze pieszo) osiągnięta została kulminacja trasy, położonej na ponad 1030 m n.p.m. Teren był tu lesisty i wyludniony. Szybki zjazd i kolejne krótkie podejście do mniejszej kulminacji, a już o 15 rozpoczął się początek długotrwałego zjazdu. Początkowo lesisty krajobraz, szybko ustąpił w łąkom i pastwiskom. Teren stał się trochę bardziej płaski, lecz tylko do wsi Čachrov. Stamtąd prowadził drugi ostry zjazd, który zakończył się w Vrhaveč o 16:15, po około 20 kilometrach od kulminacji. Przerwę urządziło się na pierwszym lepszym przystanku po drodze.15:58. Čachrov. Janovický úval. Widok ku NNW
Klatovská kotlina
O 17:20 przejeżdżało się przez Klatovy i jego brukowaną starówkę. Tuż za miastem przerwa na stacji benzynowej, gdzie spędziło się blisko godzinę. Kontakt z rodziną w kwestii powrotu, tak naprawdę odzywając się po raz pierwszy od naszego wyjazdu (pomijając SMS).17:22. Rynek w Klatovy. Widok ku NNW
W dalszą trasę wyruszyło się o 18:20. Droga była płaska, krajobraz przyjemny dla oka. Z wolna zbliżał się wieczór. Po tych wszystkich dniach spędzonych na południu, wreszcie czuć było, jakby już się prawie było w Polsce.
19:52. Długa prosta do Přeštice. Widok ku NNE
O 20 przejeżdżało się przez Přeštice. Do miasteczka prowadziła długa prosta, zwieńczona męczącym, choć krótkim podjazdem, jeśli porównać go do pozostawionych za nami. Za centrum skręt na wschód. Oglądając zachód słońca i księżyc w pełni, przejechało się przez Střížov na niewielkim podjeździe.
20:02. Přeštice. Barokowy kościół pw. Nanebevzetí Panny Marie. Widok ku NNE
Był już chłodny wieczór, gdy mijało się Vodokrty, skąd trzeba było wejść dodatkowe 120 m w pionie. Pod koniec tego marszu, na skrzyżowaniu we wsi Háje, do uszu naszych dotarł niepokojący dźwięk, tak dobrze znany mi ze wsi. Było już bardzo ciemno, warkot ów dochodził od strony drogi, w którą zamierzało się udać. Przeczekało się na poboczu kilka minut, gdy pojawiły się światła reflektorów, a z tuż za nim korowód kilku pojazdów rolniczych, wraz z kombajnem i stalowymi wozami załadowanymi po brzegi. Kilometr za wsią można było rozłożyć się z namiotem na łące koło pola. Niesamowicie jasny księżyc umilał zaśnięcie, zakłócane jedynie przez odgłosy wyjących psów.
20:11. W centrum Přeštice i kościół pw. Nanebevzetí Panny Marie. Widok ku SWW
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
122.00 km (0.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:15.25 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Rzymu i przez Alpy XXXV - Niederbayern
Wtorek, 9 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią
Dzień 35
Landkreis Freising
Mokry namiot nie należy do najprzyjemniejszych obiektów, do zapakowanie w sakwy. Tym bardziej, gdy uprzednio ponownie trzeba pozbyć się z niego ślimaków. Z powodu opadów powietrze było trochę chłodne, a nawierzchnia jeszcze nie zdążyła wyschnąć. Od początku wiatr nam sprzyjał. Silny, przemieszczający się w tym samym kierunku. Dzień był słoneczny, pełen cumulusów. Początkowo wiodła nas trasa nr 11. Przed Langenbach zjechało się na drogę po lewej stronie. Po godzinie podróży, wjechało się tam do centrum i zjadło śniadanie na ławeczce w pobliżu ratusza. Na trasę nr 11 powróciło się po przejechaniu nad nią z ulicy Mosburger Straße z niewielkim podjazdem. Po nieco ponad kilometrze zjechało się na drogę wzdłuż głównej trasy.W Moosburg odbicie od niej, gdyż podążało się za biegiem drogi. Z tego powodu pojechało się ulicami Kreuzstraße i KanalStraße z półkilometrowym odcinkiem po południowej stronie kanału Amper-Überführungs. Później kolejnymi, Gärtnerstraße i Jägerstraße wróciło się na trasę 11. Tuż za rzeką Isar, przejechało się na drogę po lewej stronie trasy. Dojazd nią do Degernpoint, do momentu, gdy zakończyła się w polu. Cofnięcie o niewielki odcinek, po czym kurs na północ.
Dojechało się do Werkkanal, przejeżdzając nad nim kilometr dalej na wschód. Odtąd wiódł nas rowerowy szlak D11. Po drugiej stronie czekał nas rozjazd z asfaltem na północ i szutrem na wschód. Później długo rozpamiętywało się tę rozmowę:
- Dokąd jedziemy?
- W lewo...
- To dobrze, że nie w prawo.
- ...To znaczy w prawo.
Przejechało się na południową stronę Alter Werkkanal, a w chwilę później nad Mittlere Isar. Potem wzdłuż trasy 92, tuż przed kanałem przedostając się na drugą stronę pod wiaduktem. Przejechało się przez Shapolterau i Weixerau. Drogą nad kanałem do Eching i wnet powrót w pobliże trasy nr 11.
Landkreis Landshut
O 12 dobrnęło się do Landshut. Za nami do miasta dobrnęła też deszczowa chmura z obfitymi opadami. Przerwa w zadaszonym pomieszczeniu w pobliżu Zeughaus. Znajdowała się tam elektroniczny przewodnik po mieście i okolicach, z ograniczonym dostępem do internetu. Jedynie udało mi się zorientować w pogodzie na najbliższe dni. Przeczekało się tam z pół godziny, po czym jechało się wzdłuż rzeki.Zgubił się ślad szlaku rowerowego, który i tak odbijał w innym kierunku, niż dla nas odpowiedni. Drugim mostem wjechało się na Mühleninsel, a wyjechało kolejnym, w pobliżu dużego parkingu. Bocznymi ulicami dojechało się do trasy nr 299, pod którą przejeżdżało się, korzystając ze ścieżki rowerowej. Tuż przed tym, chwilę trwało motanie się, nim udało nam się w tym miejscu zorientować.
12:33. Landshut. Heilig-Geist-Kirche z XV w. Widok ku SEE
Skręt w Eischfeldstraße do Blumenstraße. Wnet dojeżdżało się do drogi wzdłuż trasy nr 15. Wiodła nas przez około 2 kilometry. Przy wiaduktach zamieniło się ją na towarzystwo trasy St2074. W pobliżu Unterahrain rzucała się w oczy mała elektrownia atomowa Isar. W pobliżu nastała krótka przerwa.
13:33. Wattenbacherau. Elektrownia atomowa Isar w Unterahrain. Widok ku SEE
Landkreis Dingolfing-Landau
Odcinkiem, ponad 20 km przez serię miasteczek, dojechało się do Dingolfing. Tam nasza trasa trochę odbiła od głównej i wróciło się na nią, po 2km kręcenia po uliczkach przemysłowej części miasta. Pod koniec Dingolfing przerwa w cieniu. Tuż po tym przejazd na północną drogę. Na trasę główną wróciło się w Gottfriedingerschwaige, 4 kilometry dalej. W Peigen odwiedziny markecie, gdzie zakupiło się jedzeni i baterie. Wreszcie można było wrócić do standardowego trybu robienia zdjęć. Na rynku w pobliskim Pilsting, można było usiąść na przystanku i załadować świeże baterie do aparatu, a jedzenie w nas. Bardzo cieszyła nas słoneczna pogoda i to, że potężna chmura z deszczem podążyła bardziej południową trasą.17:12. Ścieżka za Pilsting. W tle góry Lasu Bawarskiego. Widok ku NE
Dość żwawo trwało przemieszczanie się w kierunku Wallersdorf. Tym żwawiej, im bliżej znajdowała się kolejna chmura deszczowa, która tym razem ewidentnie znajdowała się na kursie kolizyjnym z nami. W chłodnej atmosferze i ciemnym otoczeniu, przejeżdżało się przez miasto, na szybko wybierając kolejne ulice. Było już pewne, że chmura przejdzie nad nami i że niosła ze sobą burzę.
Landkreis Deggendorf
Dramatycznie zwiększyło się tempo, bijąc rekordy prędkości na płaskim terenie w czasie tej wyprawy. Dwa kilometry za miastem, w Haunersdorf, zastanawiało na, czy nie szukać schronienia w pobliskim przejeździe pod wiaduktem kolejowym. Przejechało się połowę trasy i raz dwa zawróciło. Chmura była ogromna, a trudno przewidzieć jakiego rodzaju burza to będzie. Miejsce nie nadawało się na schron. Kolejne dwa kilometry dalej było Otzing. Skręt na południe, po 100 metrach schraniając się na przystanku o najlepszej ekspozycji, jaką mógł mieć.18:02. Burza między Haunersdorf i Otzing. Widok ku NEE
Było po 18. Od czasów gradu w Słowenii, była to najsilniejsza burza w tej wyprawie. Przeczekało się prawie godzinę do momentu, aż uspokoił się opad deszczu. W międzyczasie można było zajadać się kremem czekoladowym, kupionym w Peigen. Na początku pod przystanek schroniły się dwie młode Niemki. Pogadały, popaliły papierosa i uciekły dalej w deszczu, gdy już minęła największa nawałnica.
18:53. Burza nad Dunajem i Lasem Bawarskim. Widok sprzed Plattling. Widok ku NE
Przed 19 jechało się w ślad za chmurą, która oblekła niebo w różnych odcieniach szarości. Po godzinie, po przejechaniu przez Plattling, Shiltorn, Fischerdorf, przekroczyło się Dunaj. Na moście gadanie z lokalnym rowerzystą, który być może chciał nam jakoś pomóc, ale przyszło nam się od tego wykręcać potrzebą dalszej jazdy, jak najdłużej możemy.
19:25. Plattling. Zjawisko mammatus przy cumulonimbusie. Widok ku E
19:53. Dunaj w Deggendorf. Widok ku NW
Przejechało się przez centrum Deggendorf i skręt w trasę St2135. Czekało nas jeszcze 5 kilometrów marszu, który zakończył się na przystanku, bo nie wypatrzyło się dobrego miejsca na rozłożenie namiotu. Sił oczywiście już zbrakło, a było grubo po zapadnięciu nocnych ciemności. Ostatecznie miasto opuściło się o 20:30.
20:01. Centrum Deggendorf wraz ratuszem z 1535 r. Widok ku N
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
135.50 km (1.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:16.94 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Rzymu i przez Alpy XXXIV - Oberbayern
Poniedziałek, 8 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią
Dzień 34
Landkreis Weilheim-Schongau
O poranku przed 9 rano - ślimaki. Mokro i wilgotno po nocnych opadach. Na niebie pełno chmur,ale słonecznie. Z biegiem czasu coraz bardziej. Było chłodno, więc jechało się w kurtkach i bluzach przez prawie całą trasę. W gruncie rzeczy nie padało, lecz wędrowały po niebie chmury, którym na tym zależało. Głównie na południe od Ammersee.Kilka minut po starcie nastąpiła przerwa w markecie przed Schongau. Próba pozbycia się nadmiaru plastikowych butelek, w maszynie przystosowanej do ich zbierania i zamiany na eurocenty, z jakiegoś powodu nie chciała ich przyjąć. Dodam, że butelek tych było około 10. Po zakupach podjadło się trochę w ramach śniadania i pojechało do centrum miasta. Przejechało się całą Münzstraße od północy. Po szybkim, ostrym zjeździe, przejechało się na wschodnią stronę rzeki Lech.
Dalej ponad dwukilometrowe podejście i takiż zjazd przez las. Jechało się na północny wschód przez urokliwe, obficie zielone, pagórkowate tereny wiejskie. Tuż za Sankt Leonhard Im Forest czekał nas największy zjazd o około 200 metrów w dół, zakończony w pobliżu Zellsee. Około 12 mijało się DLR Bodenstation Weilheim (ZDBS), gdzie stało kilkanaście różnego rodzaju anten satelitarnych. Chwilę potem wjechało się w krótką, asfaltową wijącą się leśną dróżkę. Potem wśród pól do Wielenbach.
11:07. Okolice Sankt Leonhard Im Forst. Widok ku SE
11:48. Okolice Lichtenau. DLR Bodenstation Weilheim (ZDBS). Widok ku NE
12:59. Pähl. Dolina rzeki Amper w kierunku Raisting. W centrum stacja radarowa. W tle stoki morenowe. Widok ku SWW
Landkreis Starnberg i München
Kurs do Pähl. Tam pod górkę, ale z tego pomysłu lepiej było się wycofać. Między rozsianymi gospodarstwami dojechało się do trasy St2056. Podążało się nią, jadąc ścieżką przy wschodnim brzegu Ammersee do Herrsching. Tam krótka przerwa. Odcinek w pobliżu Pilsensee główną trasą. Na ścieżkę ponownie, między końcówką Seefeld i początkiem Weßling. Tuż za miasteczkiem zakupy i przejazd aż do lotniska całą ulicą Argelsrieder Feld, która była strefą niskich biurowców.13:20. Między Aidenried i Wartaweil. Trasa nad Ammersee. Widok ku N
Przejechało się przez Oberpfaffenhofen koło lotniska i kopalni kruszywa. Później przez Gauting i Neuried do południowych dzielnic Monachium. Platllinger Straße na północ do skrętu Höglwörther Straße. Później kolejno Johann Clanze Straße, Passaurestraße, Margaretenstraße, Lindwurmstraße pod torami i przejechało się przez wschodnią część otwartej przestrzeni Theresienwiese. Objechało się kościół pw. St. Paul i dalej ulicą Schwantalerstraße.
18:22. Monachium. Plac Theresienwiese. W centrum kościół pw. Sankt Paul z lat 1892-1906. Na lewo od niego Olympiaturm (291 m). Widok ku N
Dotarło się do dwupasmówki, którą następnie podążało się na północ do Oskar-von-Miller-Ring, skręt na wschód do Isar, przejazd ścieżką do Isarring, skręt w Ungerstraße ku północy. Wjazd na trasę 11 i wyjazd nią przez serię podmiejskich miasteczek. Podróż zakończyła się tuż przy trasie E53 przed Achering. Z wolna się rozpadało.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
126.00 km (1.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:15.75 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Rzymu i przez Alpy XXXIII - Przez Allgäu
Niedziela, 7 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią
Dzień 33
Landkreis
Budziło się kilkukrotnie, ale ostatecznie około siódmej lub ósmej. Zmieszanie wzbudzał fakt, że ciągle padał deszcz, a zmieniała się co najwyżej jego intensywność. Przesiedziało się na ławce chowając pod śpiworami, bo powietrze było chłodne, a nam nie chciało się ruszać. Tym bardziej, że nie zapowiadało się na rozpogodzenie. Niebo było szare. Kolejne fale chmur przetaczały się nad doliną, zostawiając po sobie mokry ślad. Noc, jaką się spędziło, nie należała do najprzyjemniejszych i dziwne, że nie odczuwało się po niej większego zmęczenia. Gdy do 10 nie przestało padać, trzeba było się w końcu ruszyć. Ociągając się, zabezpieczone zostały buty torebkami foliowymi, wszytko zostało spakowane, zjedzone to, co było pod ręką i o 10:20 ruszyło się w drogę. Wyczekało się momentu, gdy przestało lać i wtedy pożegnane zostało suche schronienie.10:19. Dolina rzeki Weißach. Przed wyruszeniem w drogę. Widok ku NW
Zrazu jechało się po płaskim, ale wnet trzeba było zjechać nieco w dół do Oberstaufen, która nosiła znamiona wypoczynkowej, lub nieco bogatszej niż okoliczne. Niestety, deszcz lał regularnie i ani myślał się rozpierzchnąć. Wydostanie się stamtąd wymagało długiej i powolnej jazdy w górę, podczas gdy woda pokrywała całą drogę, kilkukrotnie wypływając z rowów na drugą stronę silniejszym strumieniem i osadzając na jezdni piach.
Była to okropna mordęga, każdy centymetr okupiony dużym kosztem psychicznym i nieco mniejszym fizycznym. W gruncie rzeczy nie można było się nawet zatrzymać, żeby buty nie zmokły bardziej niż musiały. Po dość długiej wędrówce, która wydawała się wiecznością, dojechało się do trasy 308, biegnącej po wzgórzu, dużo wyżej niż miasto. Przerwa nastąpił na poboczu przed wkroczeniem na nią. Po pięciu minutach stania i analizowania mapy w deszczu, ruszyło się z jej biegiem. Droga okrążała górę Staufner Berg (1032 m n.p.m.) od południa i kontynuowała bieg ku wschodowi. Tuż za nim rozpościerała się szeroka płaska dolina, zamknięta dość niskimi pasmami wzgórz, na których zatrzymywały się chmury.
Jechało się przed siebie, bez zaangażowania myślowego. Buty powoli przemakały. Niebawem widoczne stało się, po lewej stronie drogi, jezioro Großer Alpsee, a nieco dalej pierwsze zabudowania Immenstadt, miasteczka, w którym była nadzieja znaleźć jakiś sklep. Kurs do centrum, ale było totalnie wyludnione. Przejechało się koło kościoła i wyjechało z powrotem ku trasie przelotowej. Wpierw czekał nas zjazd, a wkrótce potem ostry podjazd. Dojechało się do ronda. Sugerując się jakąś reklamą, rozpoczęły się poszukiwania jakiegokolwiek marketu z jedzeniem. Kurs na wprost, lecz raczej kończyła się tam strefa zabudowana. Nawrót do ronda, przejeżdżając koło marketu, ale budowlanego. W załamani, zadecydowało się, by opuścić miasto.
Przejechało się nad rzeką Iller. Wszelkie widoczne wzgórza były skryte za warstwami kropel deszczu. Tam gdzie było płasko, horyzont ginął w szarości. Zjechało się z trasy, uprzednio trzymając się ścieżki po lewej stronie jezdni i przejeżdżając przez niewielki obszar domków w Rauhenzell. Trzeba było trochę podjechać w górę. Ostatecznie dojechało się do szerokiej krajówki, na którą nie można było wstąpić bezpośrednio z naszej ścieżki.
Przejechało się nad nią, a po drugiej stronie skręt w prawo, wnet chroniąc się w tunelu dla małych pojazdów pod drogą. Rozpoczęła się pierwsza przerwę, w czasie której nieco się udało przesuszyć i pozbyć nadmiaru wody z butów. Oczywiście, uzupełniło się też nieco paliwa w żołądkach. Nieco wcześniej mijało się innego rowerzystę. Zadało się mu pytanie, czy trasa prowadzi do kolejnej dla nas miejscowości, mówiąc tylko " Kempten". Zapewne zrozumiał to jako niemieckie "walczyć" i przytaknął z uśmiechem, nie wskazując drogi do miasteczka, gdzie chciało się udać. Żaden z nas się nie zatrzymał.
12:40. Przerwa za Immenstadt, tuż przy trasie 19. Widok ku N
Postój trwał może 15, może 30 minut. Zarówno czas, jak i zorientowanie przestrzenne w tamtych warunkach były słabe do określenia. W gruncie rzeczy, jechało się prawie na oślep, bez bieżącego sprawdzania mapy. Intuicja przydawała się bardziej niż kiedykolwiek. W zniechęceniu, w końcu się ruszyło. Trzymało się ścieżki, prowadzonej po prawej stronie jezdni. Teren poza drogą był płaski, nieco zalesiony i zdawało się obficie nasiąknięty wodą lub po prostu bagienny. Po kilkunastu minutach, widoczność znacznie wzrosła. Nawet się nie udało połapać kiedy.
Wjeżdżało się na intensywnie pagórkowaty obszar. Wszędzie było zielono, deszcz bardzo osłabł, aż w końcu zostały na niebie tylko przypominające o nim chmury. Do kolejnej, widocznej osady trzeba było wejść pod górę o około 50-100 metrów. Gdy nadarzyła się okazja, znów usiadło się na przystanku, gdzie dokonana została kolejna rewizja mokrych butów i skarpetek. Chciało mi się też uzupełnić wodę z pobliskiego kraniku, takiego jak w Alpach, ale napisane było, iż tamtejsza się do tego się nie nadaje.
Przez większość Rettenberg przeszło się, przy okazji rozgrzewając mokre spodnie. Pod koniec mijało się jakiś niewielki, zdaje się browar, a zaraz za nim czekało nas spore podejście. Potem przez dłuższy czas jechało się po bardzo szerokiej, zielonej dolinie. Niebo zdążyło się rozpogodzić, lecz wciąż było chłodno. Później czekało nas kolejne podejście, lecz tym razem dłuższe i nie wiadomo było, kiedy miało się skończyć. Minęło się niewielką osadę, która ledwo odcisnęła się w pamięci, w przeciwieństwie do widoków, jakie roztaczały się od północy.
14:40. Między Kranzegg i Wertach. W tle po lewej masyw Edelsberg (1630 m n.p.m.); po prawej masyw Starzlach Berg (1585 m n.p.m.), a w centrum, nieco po lewej, Kühberg z tegoż masywu. Widok ku SEE
Od grzbietu swobodnie zjeżdżało się na południową stronę, jadąc w kierunku wschodnim. Spadek nie był stromy, ale pozwalał utrzymać znaczną prędkość bez potrzeby wysilania się. Zrazu otwarta przestrzeń ustąpiła drzewom, wpierw z prawej, a w końcu po obu stronach. Zrobił się płasko, lecz nadal jechało się nieznacznie w dół. Przerwa nastąpiła dopiero przed rondem, gdyż udało się dostrzec tam mapę, która pozwoliła lepiej zrozumieć sytuację w jakiej się było. Rondo zostało objechane, skręcając w lewo, przejechało się przez Wertach, złożone z dość nowych domów. Pod koniec miejscowości ujrzało się market, ale niestety - zamknięty z powodu niedzieli.
Przecięło się trasę B310 i jechało na północny-wschód jedną z podrzędniejszych, a mimo to dobrych tras. Objeżdżało się jezioro Grüntensee, po jego południowej stronie, którego nie widziało się z powodu drzew i domków letniskowych. Droga to wznosiła się, to opadała, przy czym były to wysokości rzędu 10 metrów.
Landkreis Ostallgäu
Bez większych problemów dojechało się do Nesselwang, położonego w dolinie rzeki Mühlbach. Tam wjechało się na trasę 309, pomimo wskazówek tubylca informującego, że była też droga lokalna prowadząca od razu do miasta. Zamiast tego zjechało się serpentyną, przy okazji robiąc ładne zdjęcie. W miasteczku pękła mi do reszty ochronka na prawą manetkę. Dosyć szybko opuściło się miasteczko, zatrzymując się na przystanku, po pokonaniu około 50 metrowego zbocza doliny. Siedząc, nakładło się papieru do butów, aby odsączały wodę i ogólnie było w nich bardziej komfortowo.15:35. Nesselwang. W tle pasmo Ammergauer Alpen nad jeziorem Weißensee i kryjące zamek Neuschwanstein. Widok ku SEE
Kolejny odcinek można określić jako rozległy, trochę pofałdowany teren, z obfitością łąka, często lasów, rzadko zwykłych pól. Na horyzoncie południowym, dość dobrze widoczne były Alpy. Uogólniając - krajobraz ładny, bez szczególnych, charakterystycznych miejsc. Wsie mijało się prędko.
16:55. Wimberg. W tle góry w NE Allgäuer Voralpen östlich der Iller. Widok ku SSW
Przed 18 dojazd do większego miasteczka Marktoberdorf. Znalazł się bar wietnamski i zamówiło się po porcji kurczaka w sosie (w plastrach). Skonsumowany został z radością. W tle słychać było dźwięki z anime, oglądanego przez jakieś dziecko (może pracowniczki, może właścicielki - nie wiem, a pytań o to nie było z naszej strony). Po posiłku szybko się udało zebrać i miasto opuścić, gdy zaczynało kropić.
17:51. Posiłek w Marktoberdorf
Znowu marsz pod górkę, ale już za nim poszło gładko. Trasa 472 przypominała tą sprzed miasta. Na niebie tylko chmury wciąż pokrywały całe niebo. Skończyła się jazd po kolejnych dwóch godzinach. Była 20:20, gdy rozstawiało się namiot w pobliżu kukurydzy, ukrywając przed ewentualnym wzrokiem z drogi (na dodatek lokalnej i rowerowej). Chmury miały specyficzny, niebieski niczym woda, kolor.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
95.00 km (0.00 km teren), czas: 09:00 h, avg:10.56 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Rzymu i przez Alpy XXXII - Liechtenstein
Sobota, 6 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią
Dzień 32
Szwajcaria - Liechtenstein
O 8:45 wyjazd w drogę, po uprzednim uporaniu się ze ślimakami na namiocie. Poranek był ciepły, suchy i słoneczny, zupełnie nie przypominając dnia poprzedniego. Przejechało się przez Maienfeld. Po około kilometrze marszu pod górkę, nastała przerwa na wspaniałym parkingu przy fontannie Heidi. Były tam toalety, ławeczka, dużo przestrzeni i sporo głazów. Spędziło się tam blisko godzinę na doprowadzaniu się do porządku, śniadaniowaniu i odpoczywaniu po przeżyciach dnia poprzedniego. W międzyczasie autokarem przyjechała wycieczka z Japonii, a jedna z turystek postanowiła z nami chwilę porozmawiać.08:45. Landquart. Zbocza masywów górskich: po lewej Hochwang (2534 m n.p.m.), po prawej zachmurzonego Calanda (2805 m n.p.m.). W centrum masyw Fulhorn (2529 m n.p.m.), u stóp którego leży Chur. Widok ku S
08:47. Po prawej Jenins u stóp góry Vilan (2377 n.p.m.). W centrum Regitzer Spitz (1135 m n.p.m.). W tle po lewej masyw Alvier (2343 m n.p.m.). Widok ku N
09:12. Ratusz w Maienfeld. Widok ku NW
09:45. Fontanna Heidi pod Maienfeld. Widok ku NEE
Z dużo większym optymizmem ruszyło się dalej. Tuż po 11 przekroczyło się St. Luzisteig Pass (713m n.p.m.) i pojechało w dół Wjechało się do Liechtensteinu. O 11:42 przekroczona została granicę Vaduz. Z tego niewielkiego kraju wyjechało się 12:42. Trasa nasza była tam w większości płaska, z niewielkimi podjazdami.
11:03. Granica między Austrią i Liechtensteinem. Twierdza St. Luzisteig z XVIII w. Po prawej Wörznerhorn (1713 m n.p.m.). W tle po lewej łańcuch górski Alviergruppe; w centrum Alpstein. Widok ku NNW
11:10. Po lewej zamek Gutenberg w Balzers. W tle po lewej szczyt Gauschla (2310 m n.p.m.). Po prawej Alvier (2343 m n.p.m.). Widok ku NW
11:53. Vaduz. Zamek książęcy. Widok ku SE
12:14. Schaan. Łańuch górski Alpstein. Widok ku NW
Austria - Niemcy
Przed granicą Austriacką nie było pewności, czy nie czeka nas aby jakaś kontrola graniczna. W końcu Liechtenstein nie należał do UE. Na szczęście obyło się bez tego i wkrótce udało się zrobić pierwsze od Aosty zakupy. Pierwsze od 400 kilometrów, podróżując w górach przez 4 dni. Nie ukrywam, że przez ten czas, nieodnawiane zapasy kurczyły się nieubłaganie. Żywność oszczędnie się racjonowało tak, by starczyła nam do tego momentu. Lekki głód stale nam towarzyszył. To co najbardziej utkwiło w pamięci, to niesłychanie śmierdzący, ale równie niesłychanie smaczny ser, który był tym lepszy, im było cieplej.13:27. Feldkirch. Po prawej Katzenturm z 1507 r. W tle Altes Steinle (617 m n.p.m.). Widok ku NEE
Cały czas trzymało się się trasy 190. Głównie ścieżkami rowerowymi. Jedynie w Dornbirn chwilowo odbijało się ulicami Doktor-Anton-Schneider i Ludwig-Kofter. Za miastem skręt w trasę nr 200 do Shwarzarch. Dojechało się do Helbernstraße, gdzie udało się zorientować, co do niewłaściwości obranego kierunku. Pytając miejscowych, zawróciło się do Tobelstraße, którą raz jeszcze ruszyło się w góry. Co było do przewidzenia - pieszo. Od Abershwende byla przyjemność zjechać przez 4 kilometry, by rozpocząć kolejne podejście pod Hittisau. Później do wieczora już tylko się zjeżdżało. Na tym etapie widać było, z wolna zachmurzające się za nami niebo i odległe chmury kłębiaste, zwiastujące deszcz, a po jakimś czasie burze na południu.
18:48. Sankt-Annakapelle w Lingenau. Po lewej stoki grzbietu Rotenberg (974 m n.p.m.) W centrum Koppachstein (1537 m n.p.m.). Po prawej Hittisberg (1328 m n.p.m.). Przy prawej krawędzi wzniesienia otaczające Ittensberg. Widok ku E
O 20 przekroczyło się granicę Austriacko - Niemiecką, wstępując do Bawarii. W przygranicznej wiosce Aach trwał festyn i słychać było muzykę w wykonaniu muzyków ze straży pożarnej. Jechało się dalej powoli, poszukując miejsca na nocleg. Ostatecznie, przerwa nastąpiła na drewnianym przystanku. 100 metrów za nami stał jakiś domek. Przynajmniej 500 metrów przed nami stały, prawdopodobnie małe ośrodki wypoczynkowe, pod postacią miejsc noclegowych. Dalej była dolina niczym z okolic Gór Świętokrzyskich. O 21 zaczęło padać. Przekąsiło się niewiele i przysnęło.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
100.00 km (0.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:14.29 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Rzymu i przez Alpy XXXI - Kanton Graubünden
Piątek, 5 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią
Dzień 31
Oberalppass
Obóz opuszczony o 9:05. Nim się ruszyło, podziwiany był poranek w dolinie Urserental, którą spływała rzeka Reuss. Na dobry początek dnia rozgrzewka w postaci marszu, przez ponad 7 kilometrów. Teren ponad poziom doliny był zamglony, czy może raczej zachmurzony. Tereny były puste, obsiane kamieniami i łąkami, na których pasły się zwierzęta hodowlane. Wędrowało się małą doliną strumienia Oberalpreuss, wypływającego z strong>Oberalpsee. Droga nad jeziorem była schowana w prawie kilometrowym tunelu galeriowym.8:26. Andermatt w dolinie Urserental. Przy lewej krawędzi stoki Gemsstock (2961 m n.p.m). Po lewej Winterhorn (2661 m n.p.m). W centrum Stotzigne Firsten (2747 m n.p.m). Na prawo od niego zjazd z Furkapass (2436 m n.p.m). Po prawej, SE grzbiet masywu Dammastock. Widok ku SE
9:05. Salbitschijen (2981 m n.p.m) i zachmurzony Rorspitzli (3220 m n.p.m) z masywu Fleckistock (3417 m n.p.m). Widok ku NNW
Przed 10:30 dotarło się do Oberalppass (2046 m n.p.m.), gdzie stało kilka mniej lub bardziej turystycznych budynków i kręciło się sporo ludzi. Również na rowerach. Nie traciło się wiele czasu i wnet wsiadło się na rowery, zmierzając na drugą stronę przełęczy.
10:26. Przełęcz Oberalppass (2046 m n.p.m.). W tle Piz Cavradi (2612). Widok ku SSE
10:39. Zjazd z przełęczy Oberalppass (2046 m n.p.m.). W tle Pazolastock (2740 m n.p.m.). Widok ku W
Bezirk Surselva i Imboden
Najbardziej stromy etap zakończył się tuż przed Putnengia (1450 m n.p.m). Trwał niecałe 10 kilometrów i był trochę łagodniejszy niż wczorajszy. Tym razem jechało się razem, nie oddalając zbyt daleko. Przerwa na poboczu, gdzie ugotowało się budyń z żelkami. Nie zmieniło to nic w smaku, ale stanowiło ciekawe zastępstwo makaronu, którego już nie gotowało się do końca tej wyprawy. Ciepły posiłek rozgrzał nas i można było ruszyć dalej.11:41. Obiad przed Putnengia w Szwajcarii
11:59. Dolina rzeki Vorderrhein. Od lewej miejscowości: Rueras, Tujetsch, Sedrun. Po lewej masyw Oberalpstock (3328 m n.p.m.). Widok ku NE
Początkowo droga wiodła łagodnie przez alpejskie miejscowości w okolicy Tujetsch, co trwało jednak tylko przez około 5 kilometrów. Około 12:40 przejeżdżało się przez Disentis/Mustér z charakterystycznym opactwem Benedyktyńskim (od 720 r.). Swobodna jazda skończyła się tuz za Ilanz (~710 m n.p.m.). Przez 8 kilometrów szło się do Flims (~1130m n.p.m.). Tam przypadkiem udało się znaleźć, leżącą na ziemi monetę ½ franka szwajcarskiego, wędrującą do skromnej kolekcji z wyprawy.
12:39. Disentis/Mustér. Opactwo Benedyktyńskie założone w 720 r. Widok ku NNE
Dzień ogólnie był dość pochmurny, jednak z biegiem czasu coraz bardziej szary. Od Flims jechało się w deszczu, z początku niewielkim, później większym, aż do formy pośredniej. Od Trin (~900 m n.p.m.) rozpadało się na tyle mocno, że zamiast zjeżdżać, zeszło się z rowerów, sprowadzając je po mokrej nawierzchni. Deszczu nie było sensu przeczekiwać. Nie zapowiadało się na rychły koniec.
Chur
Swobodnie jechało się od okolic Tamins (~650 m n.p.m.). Powoli, walcząc z deszczem, dojechało się do Chur, wjedżając tam do centrum. Jeździło się głównie ścieżkami i chodnikami, a woda była wszechobecna. Dodatkowo, gdy podczas opuszczania miasta wzdłuż trasy nr 13, Kasia się przewróciła, to nasza odporność psychiczna sięgała najniższych wartości na całej wyprawie. Gdy wyjechało się już z miasta, to deszcz trochę osłabł, lecz nadal stanowił nieprzyjemny element podróży. Rozbiło się jeszcze przed zachodem słońca, którego i tak nie było widać. Skryły nas przydrożne drzewa tuż za Landquart. Nasze ciała były mokre. Zziębnięte. Psychika zszargana chyba jak nigdy wcześniej.Rower:Zielony
Dane wycieczki:
109.00 km (0.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:15.57 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Rzymu i przez Alpy XXX - Furkapass
Czwartek, 4 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią
Dzień 30
Bezirk Östlich Raron i Goms
Start o 8:20. Dolina była już dość wąska. Udało się nam przejechać kilka kilometrów, nim zsiadło się na serpentynach w Deisch. Dalej było nieco łatwiej, już wystarczająco by jechać. Po drodze mijało się kilka drewnianych domów, wybudowanych w starym, alpejskim stylu. Powtórka spacerowa tuż za miasteczkiem Fiesh.9:56. Grengiols u stóp masywu Bättlihorn (2992 m n.p.m.) w dolinie Rodanu. Widok ku SW
10:20. Tradycyjna zabudowa w Lax. Widok ku NW
11:27. Między Fiesch i Niederwald. Widok ku NE
11:47. Tradycyjna zabudowa w Blitzingen. Widok ku NW
12:28. Między Reckingen i Münster. Widok ku NE
Pierwszą dłuższą przerwę urządziło się w Münster przed godziną 13. Za miasteczkiem stosunkowo krótki, łagodny, ale najdłuższy tego dnia zjazd w kierunku przełęczy.
12:39. Tradycyjna zabudowa w Münster. Widok ku N
12:46. Wnętrze kościoła w Münster
13:31. Z Obergesteln do Oberwald. W tle pasma gór Muttenhörner (3099 m n.p.m.) oraz odleglejsze Dammastock (3630 m n.p.m.). Widok ku NE
Od Oberwald pieszy marsz. Wędrowało się północnym brzegiem Rodanu, poprzez malowniczą dolinę z serpentynami. Trudził nas ten spacer. Ciągle odliczało się, jak jeszcze daleko do przełęczy. Nieco poniżej poziomu drogi biegła linia kolejowa, a jeszcze niżej sam Rodan, jeszcze w postaci strumienia. Przeszło się tak sześć kilometrów. Weszło się z poziomu ~1400 do 1750 m n.p.m. co zajęło nam niespełna 1,5 godziny. Nagrodziło nas to wspaniałym widokiem, podczas wejścia do Gletsch.
15:12. Ostatni odcinek serpentyn do Gletsch. W tle serpentyn na przełęcz Grimselpass (2165 m n.p.m.) na stokach Hohhoren (2771 m n.p.m.). Widok ku N
15:34. Gletsch (osada na wysokości około 1800 m n.p.m.) i źródło Rodanu w masywie Dammastock. Po prawej przełęcz Furkapass (2436 m n.p.m). Widok ku NE
W Gletsch udało dowlec się za skrzyżowanie z trasą nr 6, biegnącą przez Grimselpass (2164 m n.p.m.) w kierunku Brienz. Zeszło się tam w prawo, do niewielkiego parku, gdzie można było posiedzieć blisko godzinę na ławeczce i zbierać siły. Podjadło się przy okazji i uzupełniło wodę. W pobliżu znajdowało się kilku innych rowerzystów, ale nie było sił, by zagadywać. O 16:40 znów w trasie. Znów pieszo. Mijali nas szosowcy. Po godzinie doszło się na wysokość lodowca Rhonegletscher. Tam przerwa na tarasie koło restauracji Belvédère (2270 m n.p.m.), by go obejrzeć z bliższej odległości. W ramach posiłku zjadło się pierwszą w życiu ciecierzycę z puszki. Przerwa trwała około pół godziny.
17:35. Początek Doliny Rodanu. Z lewej droga prowadząca z Gletsch ku Furkapass (2436 m n.p.m). Z prawej ku Grimselpass (2165 m n.p.m.). Widok z Belvédère (2270 m n.p.m.). Widok ku SW
17:53. Rhonegletscher. Widok ku NNW
Prawie godzinę później zawędrowało się już na Furkapass (2436 m n.p.m), drugą co do wysokości przełęcz na tej wyprawie. Dochodziła godzina 19. Trzeba było ubrać się w kurtki. Duża wysokość i obecność lodowca znacznie obniżały temperaturę.
18:51. Przez Furkapass (2436 m n.p.m) do doliny Urserental. Po lewej dolina prowadząca do Oberalppass (2046 m n.p.m.). Widok ku NEE
18:54. Zjazd z Furkapass (2436 m n.p.m) w dolinę Urserental. Z lewej Galenstock (3586 m n.p.m.) oraz Gross i Chli Bielenhorn (3210 i 2940 m n.p.m.). Widok ku NE
Kanton Uri
Najwspanialszy na całej wyprawie zjazd o długości ~10 km do poziomu poniżej 1600 m n.p.m. trwał prawie godzinę. Kasia jechała ostrożnie, a mnie poniosła trasa. Co jakiś czas, raczej ostrożnie używało się hamulców, co kilka minut zatrzymując się, by i one, i obręcze mogły się nieco schłodzić. W tych przerwach z wolna docierała Kasia, a po chwili znów niosło mnie dalej. Najdłuższa 1-3 km odległość miedzy nami pojawiła się na serpentynach w rejonie Hostetten.Słońce powoli chowające się za górami, oświetlało wschodnie zbocza doliny rzeki Reuss, a obszar nasłonecznienia dość szybko się przemieszczał i z wolna przyciemniał. Gdy razem udało się zjechać, na dole wciąż było jeszcze jasno, choć oświetlane były już tylko najwyższe partie gór. Kilkanaście minut później, zjeżdżając łagodnie pochyloną drogą, dojechało się do Andermatt na ~1450 m n.p.m. Przejeżdżało się przez centrum, gdy z wolna narastała wieczorna szarówka.
20:09. Dolina Urserental. W centrum Rienzenstock (2962 m n.p.m.). W tle za nim masyw Piz Giuv (3096). Po prawej dolina prowadząca do Oberalppass (2046 m n.p.m.). Widok ku NE
Kurs do trasy nr 19, rozpoczynając kolejny marsz, tym razem w poszukiwaniu noclegu, którego nie udało nam się znaleźć przez ostatnią godzinę. Po dwóch kilometrach przeszło się przez tunel, a za nim trochę się cofnęło udeptaną ścieżką, która biegła po jego zewnętrznej stronie. Kilkanaście metrów dalej udało się rozłożyć z namiotem na wysokości 1620 m n.p.m. Było po 21.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
78.00 km (0.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:9.75 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Rzymu i przez Alpy XXIX - Kanton Valais
Środa, 3 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią
Dzień 29
Bas-Valais
Przebiedowało się do 8:15 rano. Na szczęście nikt nam nie przeszkadzał, pomimo obecności kilku pobliskich domów. Jedynie sporadyczne auta nieco przeszkadzał, gdyż przystanek znajdował się po wewnętrznej stronie zakrętu głównej trasy.8:20. Serpentyny przed Fontaine Dessous. Najniższy punkt - w Orsières w tle, na wysokości o ~300 m niższej. W tle Le Catogne (2598 m n.p.m.). Widok ku NW
Było chłodno. Opatuliwszy się trzeba było zjechać 20 kilometrów. W Orsières po raz pierwszy zagroziły nam deszczowe chmury, z których trochę pokropiło. Gdy przyszły opad był dla nas pewny, tym bardziej pospieszyło nas na dół, im bardziej nie chciało się używać hamulców na ostrych zjazdach po opadach. Na szczęście udało się dotrzeć do Sembrancher, a chmura została za nami i skierowała się w inną stronę.
8:27. Orsières. Masyw Le Catogne (2598 m n.p.m.). Widok ku NW
Teren tu był dość płaski, co było nieco mylące, lecz tuż za miasteczkiem zjeżdżało się ponownie. Ta nazbyt swobodna jazda skończyła tuż za Martigny w Dolinie Rodanu. Odtąd jechało się w terenie bardzo płaskim i nieznacznie, prawie niezauważalnie wznoszącym się, z niewielką tylko ilością podjazdów, rosnącą wraz z postępem podróży. Dość częste i charakterystyczne były ronda z rzeźbami lub instalacjami powiedzmy że artystycznymi. Były to tak przedstawienia humanoidalne, jak i najzwyklejsze, wielkie winogrona.
9:27. Plantacje winorośli w okolicy Martigny. Widok ku NNW
Początkowo jechało się dość szybko, w czym pomagał nam wiejący na wschód wiatr. Dodatkowym czynnikiem była kolejna chmura opadowa, wędrująca ślad w ślad za nami. Przerwa w Saxon pod wiaduktem, ale miejsce mało wygodne, a deszcz jeszcze nie nadchodził. Raz jeszcze się ruszyło, walcząc z czasem, zatrzymując się 1,5 km dalej, tuż za miasteczkiem. Tam nas dopadła ulewa i nie było sensu jechać dalej. Udało się schronić pod wiaduktem ulicy prostopadłej do kierunku jazdy. Ledwie na chwilę, nim przeszła największa ulewa. Przerwę wykorzystało się na ugotowanie makaronu. Niestety - skończyła się sól i z trudem przełykało się obrzydliwie smakujący posiłek. Nawet nie dokańczało się resztek, jak to bywało do tej pory. Przerwa trwała do 12 i pozwoliła zebrać siły, których nie można było uzupełnić na "noclegu". Droga była mokra, a na stokach gór formowały się chmury, powstające ze świeżych opadów. Będąc prawie pół kilometra nad poziomem morza, podstawy chmur zdawały się bardzo nisko zawieszone.
12:19. Wjazd na most nad Rodanem w pobliżu Riddes. Po lewej L'Ardève (1501m n.p.m.). Po prawej masyw Haut de Cry (2969 m n.p.m.). Widok ku N
12:40. W pobliżu granicy między Leytron i Saint-Pierre-de-Clages. La Routia (1314 m n.p.m.) w masywie Haut de Cry (2969 m n.p.m.). Widok ku N
Wraz z upływem czasu nawierzchnia schła, powietrze stawało się coraz cieplejsze, a pogoda ładniejsza i przyjemniejsza, aż do dość gorącej. Kurtki zdjęło się przed Ardon. W oczy rzucały się uprawy winorośli, rosnących w systemie tarasowym tak na stokach gór, jak i w sąsiedztwie płaskiej drogi. Od Sion trasa trzymała się blisko rzeki, która po ostatnich opadach była wezbrana i niosła dużą ilość zawieszonego w niej materiału.
12:40. Przed Ardon. Z lewej stoki masywu Mont Gond (2710 m n.p.m.). W tle po prawej, odległe o ~5km wzgórze Crêtes des Maladaires (569 m n.p.m.) w Pont-de-la-Morge. Widok ku NE
13:18. Sion. Château de Tourbillon (658 m n.p.m.) i Basilique Notre-Dame deValère (611 m n.p.m.) z XIII w. Widok ku NEE
13:30. Sion. Basilique Notre-Dame deValère (611 m n.p.m.) z XIII w. Widok ku NNW
13:31. Sion. Château de Tourbillon (658 m n.p.m.) z XIII w. Widok ku NW
Haut-Valais
Przy niewielkim dworcu w Les Crêtes przerwa w jego cieniu. Kilometr dalej wjechało się na drogę równoległą do trasy nr 9. Podążało się nią 1,5 km, a sama trasa zapewniła nam podjazd o 20 metrów jazdy ponad pobliskim tunelem.14:55. Noës przed Sierre. Od lewej masywy Wildstrubel (3243 m n.p.m.), Balmhorn (3698 m n.p.m.) i odległy o ~20km Bietschhorn (3934 m n.p.m.) w pobliżu Raron. Z prawej masyw Illhorn (2717 m n.p.m.). Widok ku NEE
W Noës przejazd na południową stronę torów kolejowych. Dzięki temu ominęło się centrum Sierre, jadąc przez tereny przemysłowe. Wróciwszy na trasę 9, przejechało się w pobliżu amfiteatru i Lac de Géronde, po prawej stronie mając strome ściany niewielkiego wzgórza, a w międzyczasie zabawiając nas niewysokim podjazdem. Kilka kilometrów za miastem, naszła nas by spróbować przejechania tunelem, ale z tego pomysłu lepiej było wycofać się przed samym wjazdem. Problemem był zakaz wjazdu dla rowerów. Nie znające długości podziemnej drogi, wybrało się bezpieczniejszą, dłuższą trasę, prowadzącą przez położone ~40 m wyżej Salgesch. Na właściwą trasę wróciło się po skręceniu z Varenstrasse w Tschütrigstrasse. 15 metrów wyżej, niż było nam trzeba, gdy udało się zorientować, że droga dalej prowadzi tylko w górę.
16:51. Agarn. Stoki masywu Balmhorn (3698 m n.p.m.) widoczne z Agarn. Widok ku NNW
17:06. W pobliżu granicy między Turtmann i Steg-Hohtenn. Po lewej szczyt Chistehorn (2785 m n.p.m.) w masywie Bietschhorn (3934 m n.p.m.). Widok ku NE
18:01. Rzeka Vispa w Visp. Końcowy odcinek dolin Saastal i Mattertal. W tle Balfrin (3796 m n.p.m.) w masywie Dom (4545 m n.p.m.). Widok ku S
Dolina była bardzo szeroka lecz powoli, powoli zwężała się aż do Brig. Tam przy braku odpowiedniej nawigacji, zakończonej ślepą drogą, trzeba było cofać się z terenu kolejowego. Nim się zawróciło, dojechało się najdalej jak tylko można bez zsiadania z rowerów. Później udało się znaleźć przejazd pod torami, a kolejny nad rzeką. Trzymając się głównej trasy, dojechało się do ostatniego ronda przed Bish, około godziny 20 spoczywają na ławeczce.
Nie udało się odpocząć. Co kilkanaście minut powtarzał się model troskliwego przechodnia z okolic Genuy. Po przejeździe równie troskliwej policji, lepiej było dać sobie spokój i ruszyć dalej, by ukojenie znaleźć prawie 3 kilometry dalej, przy starej, opuszczonej kapliczce. Była już pewnie 21-21:30, gdy w nocnych ciemnościach wprowadzało się rowery przez dziurę w kamiennym murku i rozkładało namiot. Noc spędziło się prawdopodobnie na starym cmentarzu, bowiem cały czas niesamowicie przeszkadzało nam zarośnięte, trochę kamieniste podłoże. Był to najłagodniejszy z alpejskich dni.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
120.00 km (0.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:15.00 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Rzymu i przez Alpy XXVIII - Przełęcz Św. Bernarda
Wtorek, 2 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią
Dzień 28
Włochy
W skrócie - wyruszyło się wcześnie, skończyło późno. Podróż do przełęczy zajęła cały dzień, a reszta wieczór i część nocy. Noc na przystanku był chłodna. Podobnie jak przy San Marino, nie udało się dobrze wypocząć, a od rana tylko pod górę. Start o 7. Po godzinie przerw przy markecie przed Aostą. Tam ostatnie duże zakupy przed udaniem się do Szwajcarii (nie było franków, by robić tam zakupy). Przerwa ta, wraz ze śniadaniem, potrwała prawie 1,5 godziny.06:55. Nocleg na przystanku w Champagne. Widok ku NWW
W Aoście skręt na północ tak, by podążać trasą SS27. Praktycznie od razu zeszło się z rowerów. Stromizna podjazdu była ponad nasze siły w nogach. Przez resztę drogi do przełęczy tylko się szło, z krótkimi może momentami, gdy droga chwilowo była bardziej płaska lub akurat pozwalała bez wysiłku zjechać kilkaset metrów. Przed Gignod ścięło się trasę, idąc ulicą wśród zabudowań, zamiast wić się serpentyną. Około 11:30 uzupełniło się zapasy wody odpoczywając przy fontannie.
11:18. Kościół pw. Sant' Ilario w Gignod. W tle masyw Grand Combin (4314 m n.p.m.). Widok ku N
12:11. Gignod. Dolina Valpelline. Po lewej Masyw Mont Rion (3487 m n.p.m.). Widok ku NNE
14:08. Etroubles. Grań Grand Créton (3071 m n.p.m.). Widok ku W
15:26. Serpentyny w pobliżu Saint-Léonard. W centrum Mont Mort (2867 m n.p.m.). Widok ku NNW
Między 16 i 17 przerwa na obiad i ponowne uzupełnienie zapasu wody. Tym razem w Saint Rhemy, do którego trochę się zboczyło z trasy. Gdy się opuszczało, właśnie zawitała tam jakaś grupa wycieczkowa. Za 40 kilometrem trasy był ruch wahadłowy na serpentynie. Ustawiło się kilkanaście aut, które pieszo się ominęło. Ciekawym incydentem był przyjazd kogoś w super luksusowym sportowym samochodzie, który wepchnął się na sam początek, został strąbiony przez wszystkich, a przy zielonym świetle ruszył i tyle go widziano, pozostawiając za sobą zniesmaczonych i mocno wkurzonych kierowców.
18:08. Droga do przełęczy Św. Bernarda. Po lewej Mont Fourchon (2902 m n.p.m.). W centrum po lewej Pain de Sucre (2919 m n.p.m.). Po prawej Pointe de Drône (2949 m n.p.m.). Przy prawej krawędzi stoki Mont Mort (2867 m n.p.m.). Widok ku NNW
18:36. Droga do przełęczy Św. Bernarda. W centrum Mont Mort (2867 m n.p.m.). Widok ku NEE
18:55. Droga do przełęczy Św. Bernarda. Pain de Sucre (2919 m n.p.m.). Widok ku NNW
19:00. Dolina Świętego Bernarda. Po lewej Mont Mort (2867 m n.p.m.). W tle odległy o prawie 30 km Monte Emilius (3559 m n.p.m.). Widok ku SEE
19:20. Droga do przełęczy Św. Bernarda. La Cantine u podnóży Petit Mont Mort (2809 m n.p.m.) i Wielkiej Przełęczy Św. Bernarda. Od lewej: Tête de Fonteinte (2775 m n.p.m.), Pointe de Drône (2949m n.p.m.) oraz Grande Chenalette (2900 m n.p.m.) i Petit (2664 m n.p.m.) z galerią na drodze. Widok ku NNE
19:54. Droga do przełęczy Św. Bernarda. Po lewej Mont Mort (dalszy) (2867 m n.p.m.) i Petit Mont Mort (2809 m n.p.m.). W tle Tête Crévacol (2610 m n.p.m.). Widok ku SSE
Szwajcaria
Po 20:20 przekroczyło się 50 kilometr. Osiągnięta została przełęcz Św. Bernarda i weszło się na 2473 m n.p.m. czyli najwyżej w naszym życiu. Z rowerami. Na przełęczy spędziło się około pół godziny. Tam można już było doprowadzić się do ładu i przygotować do zjazdu.20:20. Lago di Gran San Bernardo i schronisko na Wielkiej Przełęczy Św. Bernarda. W tle nieco z lewej Mont Velàn (2727 m n.p.m.); z prawej Bec Noir (2797 m n.p.m.). Widok ku NEE
Powoli zbliżała się noc. W miarę możliwości utrzymywało się bezpieczna prędkość. Zjazd był bardzo stromy, a droga często kręta. Okolica pusta, trawiasta, skalista. Bardzo łatwo można było wypaść z zakrętu, także przy deszczowej pogodzie trudno byłoby nam nawet schodzić z całym bagażem.
20:28. Początek zjazdu przy schronisku na Wielkiej Przełęczy Św. Bernarda. Z lewej Mont Velàn (2727 m n.p.m.). Z prawej Bec Noir (2797 m n.p.m.). Widok ku E
20:43. Zjazd w dolinę Dranse d'Entremont. Po prawej masyw Mont Velàn (3727 m n.p.m.). W tle po lewej masywy Grand Combin (4314 m n.p.m.). Widok ku NEE
20:47. Zjazd w dolinę Dranse d'Entremont. Po prawej masyw Mont Vélan (3727 m n.p.m.). W centrum masyw Grand Combin (4314 m n.p.m.). Po lewej masyw Grande Aiguille (3682 m n.p.m.) w grani Les Maisons Blanches. Widok ku NE
Po 7 km nasza trasa połączyła się z głównym szlakiem samochodowym. Przez ponad 5km jechało się w tunelu z galeriami, przez które widać było dolinę i zaporę wodną. Widać było coraz gorzej, przy coraz większych ciemnościach. Na zewnątrz była już noc i chwilę trzeba było odpocząć na pierwszym skrzyżowaniu. Po kolejnych 8 kilometrach powolnej jazdy na hamulcach, zatrzymując się, gdy przejeżdżało jakieś auto, udało się wypatrzyć skromne schronienie w Liddes. Był to bardzo mały i wąski przystanek. Nocleg był niezmiernie ciężki, ale w tych warunkach nie liczyło się na więcej.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
73.00 km (0.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:9.12 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)