W 40 dni dookoła Bałtyku XIV - Ze Sztokholmu przez Uppland
Poniedziałek, 27 lipca 2009 | dodano: 04.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .LSTR, .Samotnie, .Z Księgowym
Obudziliśmy się jak zwykle koło 9-10. Był to ostatni wspólny nocleg podczas tej podróży. Ku naszemu szczęściu, również i ten nie został zakłócony przez kogokolwiek.
Swe pierwsze kroki skierowaliśmy ponownie do przystani promowej. Mi trzeba było poczekać na zewnątrz i pilnować rowerów, podczas gdy obsługa portu w budynku odsyłała Adama do Nynäshamn. Nieco na uboczu rozdzieliliśmy bagaż. W myśl zasady: "głód = złość” oraz pragnąc jak najszybciej przebyć pozostałą, nieznaną mi część drogi, nie chciało mi się zabierać kuchenki ze sobą. Mając na uwadze niewielką już ilość gazu, niechęć do poszukiwań i zakupu kolejnej, czas jaki trzeba poświęcić na przygotowywanie posiłków, byłby to zbędny balast. Wybrało się trochę mniej ekonomiczną, ale bardziej efektywną metodę. Przez kolejne tygodnie zaopatrywanie odbywało się w przydrożnych sklepach, na bieżąco uzupełniając zapasy żywności. O ile dobrze pamiętam, zrobiliśmy jeszcze śniadanie na kuchence.

11:08. Gmach główny Kungliga Tekniska högskolan w Sztokholmie
Ujechaliśmy kilka kilometrów po ścieżce, do ulicy Valhallavägen w okolicach stadionu. Krótko się pożegnaliśmy i skierowaliśmy w różne strony. Mi przyszło odbić w prawo, ku północy, rozpoczynając samotny etap podróży. Skręt tuż obok pierwszej szwedzkiej politechniki Kungliga Tekniska högskolan. Przejazd przez kampus ulicą Drottning Kristinas, wyjeżdżając ścieżkę rowerową przy trasie Roslagsvägen. Minęło się Naturhistoriska riksmuseet, a kilometr dalej opuszczało granice administracyjne Sztokholmu.

ok. 11:25. Naturhistoriska riksmuseet w Sztokholmie od strony południowej

11:29. Naturhistoriska riksmuseet w Sztokholmie od strony zachodniej
Niestety, opuszczenie całej aglomeracji Sztokholmu było równie ciężkie, jak uprzedni wjazd do niego. Przejechało się krótki fragment Bergshamra, dzielnicy Solna. W Inverness, dzielnicy Stocksund, przejazd wiaduktem na zachodnią stronę trasy 178, wyjeżdżając przy ulicy Mörbygårdsvägen. Mijało się szpital Danderyds sjukhus, przejazd pod ulicą, gdy ścieżka tak poprowadziła, a skręt w Golfvägen. Po krótkiej jeździe dojechało się do Edsviksvägen, prowadzącą mnie przez Danderyd, zabudowane domami jednorodzinnymi. Z miejscowości tej roztaczał się ładny widok w kierunku zatoczki Edsviken, która w zasadzie przypominała wąskie, długie jezioro. Aby przyjrzeć się trochę bardziej, przyszło mi zjechać ze ścieżki i odbić do końca ulicy Kassmans, zakończonej barierkami i prywatnymi działkami. Tam krótka przerwa nim wróciło się na dalszą trasę.
Miasto opuszczone ulicą Danderydsvägen. Przejechało się nią przez tereny Sollentuna kommun. Wpierw przez nijakie Sjöberg. Na ścieżkę wjazd dopiero w Edsberg. Nie była ona zbyt spójna i składna, więc często trzeba było przemieszczać się po obu stronach ulicy. Tak tej, jak i kolejnej Sollentunavägen. Kierując się oznaczeniami na drodze, nastąpił skręt na ścieżkę wzdłuż ulicy Strandpromenaden i przejazd pod torami. Po drugiej stronie zaliczyło się ulice Skolvägen, Stinsgränd oraz Landsvägen, ukrytymi wzdłuż niskich osiedli i zabudowań jednorodzinnych. Minęło się kościół, centrum handlowe w Rotebro, a dalej jazda wzdłuż Norrvikenleden. Zjazd z niej, gdy w pobliżu skrzyżowania nie udało się dostrzec kontynuacji ścieżki. Trochę przyszło mi się cofnąć i ruszyć w kierunku ulicy Antunavägen, z chwilowym odbiciem w ślepą Kavallerivägen. Trasa przez około 1 km stała się szutrową.

13:43. Kamień z runami, wiszący na ścianie Eds Kyrka
Po ponad dwóch godzinach nareszcie udało się opuścić obszar miejski. Kurs Älvsundavägen, tym samym omijając miasto Upplands Väsby. Przez kolejną godziną minęło się, wpierw niewielki obszar zabudowań w pobliżu wiaduktu nad torami, a także kilka pojedynczych zabudowań na całym tym. Zjazd w szutrową drogę, rzekomo rowerową ścieżkę, biegnącą po północnej stronie niewielkiego jeziora Edssjön. Kilometr dalej wyjazd przy kościele Eds Kyrka. Przerwa na cmentarzu o niewielkim murku. Spacer do pompy ręcznej, by uzupełnić brakujące zapasy wody. Przez trzy kolejne dni zapewniła mi w ustach posmak ziemi... Oby nigdy więcej...
Na skróty dojechało się do Runsavägen, która poprowadziła mnie wzdłuż brzegu jeziora Mälaren - trzeciego z największych jezior Szwecji, jednak tak upstrzonego wyspami i poprzecinanego licznymi pasmami lądu, iż zdawałoby się to raczej siecią jezior. Droga dość szybko odsunęła się od brzegu i wąziutkim asfaltem poprowadziła ku północy. Jechało się w otoczeniu pól i lasów, dopóki nie udało mi się spostrzec, iż wnet kończy się on na terenie pałacu Runsa. Skręt w pierwszą lepszą i jedyną sensowną drogę, prowadzącą na wschód. Po północnej stronie drogi obserwowało się wzgórza, na których w dawnych wiekach wznosiły się fortyfikacje i cmentarz. Z braku odpowiedniej informacji, ani pałacu, ani obu miejsc nie przyszło mi odwiedzić. Na tamten czas pałac nie rzucał mi się w oczy, o antycznych pozostałościach nie wspomnę. Dopiero dzięki internetowi udało się odkryć owe miejsca

14:28. Rosendal. Runsavägen. Mostek przez krótką rzeczkę Oxundaån. Widok ku E
Przejazd drewnianym mostkiem, niebawem mijając "niby ruiny" domów, zniszczone auta, nawet wagon kolejowy... Przez dłuższy czas zastanawiało mnie, cóż to mogło być. Z początku przychodziły mi do głowy pomysł, iż widziało się jakiś plac filmowy lub miejsce do ćwiczenia strzelania np. w paintball. Później okazało się, iż był to plac do szkolenia ratowników Räddningsskolan Rosersberg AB. Droga skręciła na północ i kilka minut później nastała przerwa na przystanku autobusowym. Potrzeba mi było wytchnienia. Zniknęła kanapka, gdy podjechał samochód dostawczy z nadwoziem skrzyniowym. Wyszedł stamtąd kilkanaście lat starszy rodak, z którym chwilę się pogadało. Z początku nieco mnie to zmieszało, jednak stopniowo udało mi się wypowiedzieć co nieco o wyprawie i dalszych planach. Przy okazji uzyskało się nieco informacji, o tym jak wrócić w jakieś łatwiejsze nawigacyjnie tereny, aby znów nie trafić na ślepe drogi. Polecił mi również, by odwiedzić niezbyt odległą Sigtunę. Z początku moje nastawienie było niechętnie do wszelkiej zmiany założeń trasy, ale z biegiem czasu zachciało mi się zaryzykować nieco dłuższą trasę.

14:31. Plac szkoleniowy w okolicy Rosersberg
Cała przerwa trwała około 20 minut. Nogi wystarczająco odpoczęły, a żołądek miał się czym zająć. Pojechało się zgodnie ze wskazówkami, wkrótce omijając Rosersberg. Wyjazd na ścieżkę wzdłuż Norrsundavägen. Dojechało się do jej krańca, gdzie ścieżka się urywała. Cofnięcie o 100 metrów, do poprzedniego zjazdu, zmierzającego w kierunku torów. Po kilometrze jazdy wzdłuż nich (wyrysowując kształt "S"), dotarło się do Nymärstagatan w Märsta. Trzymając się asfaltowych ścieżko-chodników między blokami, wjechało się na te przy Tingvallavägen. Przejechało się tak 6 km dzielące mnie do Sigtuny, współdzieląc nawierzchnię z autami tylko na krótkich, podrzędnych odcinkach dróg.

16:10. Ulica Klockaregränd w Sigtunie

Gamla landsvägen dojeżdżało się do ścieżki przy moście, oddzielającym Gamsviken od Malar. Dalej wzdłuż wybrzeża jeziora. Dotarło do mnie, że miasteczko to, z grubsza przypomina moje okolice, nawet biorąc pod uwagę okres powstania, oraz jak wyglądałyby one, gdyby droga nad Wisłą wyłożona została asfaltem, a większą liczbą mieszkańców, rozbudowywała się bliżej rzeki. Niestety nie w najbliższej przyszłości... Już sama możliwość, by na własne oczy dostrzec to podobieństwo starczyło, aby nie żałować nadłożonej drogi. Dalej, wąską Klockaregränd powrót na Stora Gatan. Przejazd wzdłuż domków niewielkich, leciwych, lecz w dobrym wciąż stanie. Pośród nich niewielki plac oraz malutki, drewniany ratusz z 1744. Wyjechało się przy ruinach kościoła z 1100 r. Zaledwie 55 lat starszym niż Czerwiński. Chwilę tam udało się odpocząć i obejrzeć ów zabytek. O ile dobrze pamiętam, przechodziły niewielkie opady. Z powodu chłodu trzeba było założyć kurtkę.

16:17. Ruiny kościoła z 1100 r. w Sigtunie

Ok. 16:20. Ruiny kościoła z 1100 r. w Sigtunie
Miasteczko opuściło się (chwilę się wąchając nad wyborem) kombinacją ulic okupionych niewielkim, ale wyczerpującym podjazdem: Sankt Persgatan, Ormbergsvägen, Fornborgsvägen do Uppsalavägen. Kolejne niemal 1,5 godziny jechało w dość dużym wyczerpaniu, podróżując poprzez nieco pofalowany, rolniczy krajobraz, z licznymi lasami i drzewami w tle. Przez jeden z nich przejeżdżało się pod koniec tego etapu, a przed wjazdem do kolejnego miasta. Właściwie był to szereg podmiejskich dzielnic Uppasali, które przemierzało się długą, prostą drogą, wiodącą w ten sposób niemal do samego centrum. Na 2/3 odcinku owej prostej, gdy akurat złapało się rytm, zagadnął mnie ktoś w samochodzie, kto szukał, pytał, zapewne o dojazd "gdzieś". Prosząc po angielsku o powtórzenie pytania, tylko machnął ręką, gestem sugerującym, iż zrozumiał bezsensowność zaistniałej sytuacji. Z pewnością lepiej znał te okolice.
O 19:00 udało się znaleźć na terenie kampusu Uppsala universitet. Minęło się szkołę podstawową Jensa, po jej stronie zachodniej, dojazd do Artillerigatan okrążając Geocentrum (nauki głównie geologiczne i pokrewne) przeciwnie do ruchu wskazówek zegara (bez etapu południowego). Odpoczywało się tam około kwadrans, lecz raczej aktywnie. Przemieszczając się Villavägen na północ, minęło się Uppsala universitet Evolutionsmuseet, a po skręceniu w Norbyvägen, również Botaniska Trädgården i pobliski zamek.
Przerwa nastała na chwilę przy bibliotece uniwersyteckiej Carolina Rediviva zastanawiając się, gdzie dalej. Podjazd do gotyckiej, protestanckiej katedry z 1435 r. Uppsala domkyrka. Objechało się ją dookoła, porozglądało i ruszyło dalej ulicami Sysslomansgatan oraz Ringgatan do Börjegatan. W mieście tym, licząc tylko centralną część, minęło mi około godziny. Za Uppsalą ciągnęły się spore wiejskie tereny, było w miarę płasko. Jechało się z prędkością około 20 km/h, często dużo wyższą. Przerwa pomogła, choć co prawda, nie na długo. Z wolna pochmurniejące niebo i zbliżający się zachód słońca, zasugerowały mi, by rozglądać się za noclegiem. Długo nie udało mi się natrafić na odpowiednie miejsce, a z drugiej strony chciało mi się jak najbardziej wydłużyć przebytą tego dnia odległość. Namiot rozbiło się ~35 km od centrum miasta. Było to przed wioską Viby, w lesie po zachodniej stronie drogi. W miejscu obozu koszmarnie cięły komary, a drogą co chwila przejeżdżały auta.

19:27. Carolina Rediviva w Uppsali

19:30. Uppsala domkyrka z 1435 r.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
138.00 km (0.00 km teren), czas: 08:30 h, avg:16.24 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku XIII - W Sztokholmie
Niedziela, 26 lipca 2009 | dodano: 14.04.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .2 Osoby, .LSTR, .Z Księgowym
Pobudka i opuszczenie noclegu nieco później niż dnia poprzedniego, ale z wielką radością, że nie trzeba już zsuwać się na dół. Ponownie piękna pogoda i bardzo ciepło. Wróciliśmy na obwodnicę Gnesta, czyli trasę 57. Zjechaliśmy z niej o 12 w Järna. Na skrzyżowaniu chwilę się zastanawialiśmy. Jazda trasą 57 skończyłaby się albo na autostradzie, albo daleko na południe od Sztokholmu i to nawet nie w pobliżu promu. Przez miasto przejechaliśmy główną przelotówką w kierunku północnym. Nim je opuściliśmy, na chwile tylko zajechaliśmy pod stację benzynową. Za miastem krajobraz zrobił się ciekawszy. Często widać było wysokie skalne pagórki z dużymi osłonięciami. No i prawie nikogo tam nie było, poza kilkoma autami, które nas wyminęły.

12:29. AB 515. Tveta. Tvetawägen. 59° 9'6.9"N 17°34'60"E (GE). Widok ku NE

12:42. Wjazd do Södertälje od strony Tveta
Około 13 wjechaliśmy do Södertälje. Jechaliśmy po ścieżkach. W pobliżu autostrady raz jeszcze spróbowaliśmy spróbować szczęścia na stacji benzynowej. Nie udało się. Skręciliśmy w Genetaleden, a potem ku północy. Dopadliśmy kolejna stację przy Bangatan. Z głównej ulicy skręciliśmy w Oxbacksgatan, na główną powracając dopiero przy kościele. Mostem przejechaliśmy do wschodniej części miasta, a tym samym na wyspę Södertörn, po której dane nam było jeździć, aż do centrum Sztokholmu. Gdy chcieliśmy opuścić miasto, o mało nie wjechaliśmy na autostradę. W porę udało nam się zjechać w Bergaholmsvägen, przejeżdżając potem przez teren wielkopowierzchniowych budynków strefy usługowo-przemysłowej. Skręciliśmy w Åkerivägen, a potem w Åkerivägen, po której zrobiliśmy pętelkę. Skrótem przez las dojechaliśmy do Listonhillsvägen, którą wyjechaliśmy na główną, boczna trasę dla ruchu lokalnego. Na przystanku przed Salem zrobiliśmy krótką przerwę na posiłek. Byliśmy zgrzani od jazdy, więc przy okazji odpoczęliśmy. Była to ostatnia przerwa przed wjazdem do aglomeracji. Po przerwie szybko przemknęliśmy bokiem Salem i w Tumba zatrzymaliśmy się na zakupy przed marketem. Po półgodzinie znów byliśmy w drodze.

14:45. Skrzyżowanie tras AB 584 i AB 581 na N od Salem. Widok ku SE
Z głównej trasy zjechaliśmy w Huddinge. Zjechaliśmy w boczną Bergholmsvägen, prowadzącą do Norrängsvägen. Przy niej wjechaliśmy do parku. Po chwili kluczenia dojechaliśmy w pobliże torów. Przejechaliśmy na ich drugą stronę wiaduktem Stationsvägen, ale niedługo, bo w parku Kräpplaparken, wróciliśmy z powrotem na zachodnią stronę torów. Wtedy udało się nam złapać kurs, który niesamowicie łatwo jest stracić w tak dużej aglomeracji. Od zachodu objechaliśmy las Älvsjöskogen. Przejechaliśmy przez tory wiaduktem nad peronami pobliskiej stacji i kolejnym nad trasą 226. Wyjechaliśmy na Gamla Huddingevägen, którą dotarliśmy do trasy wspomnianej wyżej. Stamtąd odbiliśmy w Sockenvägen i Enskedevägen. Minęliśmy Arenę Globe. Ścieżką rowerową przejechaliśmy przez most na wyspę Södermalm. Skręciliśmy w Östgötagatan, którą dojechaliśmy do windy Katarinahissen. Roztaczała się stamtąd panorama na starówkę Sztokholmu. Spędziliśmy tam kilka minut i już o 18 zjeżdżaliśmy ulicą Urvädersgränd, wybrukowaną kamieniami i zakończoną schodami. Nawet nie próbowaliśmy z nich zjeżdżać. Przejechaliśmy przez Gamla Stan obok Zamku Królewskiego i skierowaliśmy na wyspę Skeppsholmen oraz mniejszą Kastellholmen. Przez pierwszą jechaliśmy po stronie południowej, a drugą zjechaliśmy niemal w całości. Cofnęliśmy się do Hovslagargatan, a potem wzdłuż brzegu udaliśmy na wschód do Djurgårdsbrunn, dopóki nie wyjechaliśmy ulicą Lindarängsvägen w kierunku północnym. Udaliśmy się do przystani promowej przy Norra Hamnvägen, ale było już zbyt późno. Szukając noclegu wróciliśmy się do Djurgårdsbrunnvagen i skręciliśmy w Hunduddsvägen do tamtejszego lasu. Dojechaliśmy do ostatnich drzew, ale tam znajdowała się mała przystań. Zawróciliśmy kilkaset metrów i zawinęliśmy w niewielką ścieżkę, uciekającą gdzieś w bok. Mieliśmy nadzieję, że w ciągu nocy nikt nie wpanoszy się do namiotu.

17:32. Sztokholm. 77 Arenavägen. W tle Arena Globe. Wg GSV, rok później rozpoczęto gruntowną przebudowę terenu, a budynki na pierwszym planie przestały istnieć na rzecz nowo budowanego stadionu Tele2 Arena. Widok ku N

17:39. Sztokholm. Most Skanstullsbron z wydzieloną przestrzenią dla rowerów. Widok ku N

17:56. Panorama Sztokholmu z Katarinahissen. Widok ku NNW

17:56. Sztokholm. Na pierwszym planie po prawej wieża kościoła na Riddarholmen. Po lewej ratusz z charakterystyczną wieżą na Kungsholmen. Widok ku NNW

17:56. Sztokholm. Na pierwszym planie, po prawej, wieża Tyska Kyrkan na Gamla Stan. Po lewej Storkyrkan, także na Gamla Stan. Widok ku N

17:57. Widok na Gamla Stan w Sztokholmie. Widok ku N

18:02. Sztokholm. Urvädersgränd. Widok ku E

18:14. Sztokholm. Skeppsholmen. Po prawej Pałac Królewski. Widok na Gamla Stan ku W

18:14. Sztokholm. Pałac Królewski widoczny z Skeppsholmen ku NWW

18:16. Sztokholm. Högvakten na pierwszym planie i Eric Ericsonhallen w tle
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
101.00 km (0.00 km teren), czas: 08:30 h, avg:11.88 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku XII - Przez Las Kolmården i Södermanland
Sobota, 25 lipca 2009 | dodano: 24.09.2009Kategoria 2009 Skandynawia, .2 Osoby, .LSTR, .Z Księgowym
Tego dnia było słonecznie, ale pochmurnie. Zdarzył się nawet przelotny opad deszczu z rana. Ruszyliśmy o 10:30. Przez większość dnia zmagaliśmy się z wiatrem. Początkowo jechaliśmy przez otwarte tereny rolnicze, dość wąskim, ale ładnym, wijącym się asfaltem. Później szutrową drogą po północnej stronie jeziora Avern. Prowadziła ona przez lasy, a sama trasa obficie się wiła. Szuter był świetnej jakości. Ubity niemal jak asfalt, toteż nawet niespecjalnie odczuwaliśmy, że podróżujemy w terenie. Okolica ta była bardzo odludna, ale zdarzało się nam minąć kilka domów. Tuż za Börstorp, w Regna kapeć w rowerze. Przerwa trwała prawie pół godziny. Przy okazji chcieliśmy zrobić jakieś zakupy, ale na pytania o sklep, wskazywano tylko jeden, który nijak nie spełniał naszych minimalnych potrzeb. Po naprawie dojechaliśmy do lasu i zawróciliśmy do głównej trasy. Pojechaliśmy na północ, zaznając 1,5 kilometra asfaltu i skręciliśmy w szutrową drogę nad jeziorem Regnaren.

10:41. Trasa T 617. Gålö w pobliżu Hjortkvarn. Widok ku E

10:42. T 617. W pobliżu Hjortkvarn. Między Gålö a Nain .58°55'3.9"N 15°28'42.4"E (GE).Widok ku NE

10:52. T 619 i T 617. Bo. W tle tamtejszy kościół. 58°55'34.0"N 15°30'54.2"E (GE). Widok ku N

10:52. T 619 i T 617. Bo. Dzwonnica tamtejszego kościoła. 58°55'34.0"N 15°30'54.2"E (GE). Widok ku SW

11:00. T 619. Lindhult. 58°54'39.00"N 15°31'37.00"E (GE). Widok ku SSE

11:38. E 1130. Regna. Widok ku E

12:15. Regna. Prezbiterium tamtejszego kościoła. Widok ku N

12:44. Gdzieś przy E 1178.

12:47. Gdzieś na E 1178. Widok ku SEE
Asfaltu zaznaliśmy ponownie na ~2 kilometry przed Hävla. Tam zatrzymaliśmy się na przystanku i ugotowaliśmy obiad. Przerwa trwała tylko tyle co przygotowanie i zjedzenie posiłku. Kończył się gaz, więc używaliśmy go oszczędnie. Dalsza podróż przebiegała wzdłuż południowego brzegu jeziora Tisnaren. O 15:11 osiągnięta granica Södermanland i Östergötland przy metalowym słupie granicznym z 1935 r. Wciąż też rozglądaliśmy się za jakimkolwiek sklepem, ale udało się osiągnąć ten cel dopiero po 16 w mieście Katrineholm. Najpierw kupiliśmy mniejszą część w małym sklepie, a później większą część w markecie odkrytym w centrum miasta.

18:09. Trasa 57. Wjazd do gminy Flens. W tle jezioro Valdemaren. Widok ku E

18:22. Bernikla kanadyjska

18:56. Flen. Rondo łączące Kungsvägen (trasy 57) i Brogatan. Widok ku NE
Po 18 zatrzymaliśmy się na parkingu postojowym nad niewielkim jeziorem Valdemaren. Lekka mleczna kolacja z czekoladowymi kulkami i półgodzinny odpoczynek po wyczerpującej, ale przyjemnej jeździe. Po przerwie przejechaliśmy przez Flen. Około 20 przejechaliśmy długi mostem w Sparreholm i uzupełniliśmy wodę w domu za miasteczkiem, przy okazji dostając torebkę wiśni. Na nocleg zatrzymaliśmy się w porze zmierzchu, na zboczu pagórka po południowej stronie miasta Gnesta. Było na tyle stromo, że śpiąc ciągle się zsuwaliśmy. W tych warunkach ledwo udało się wyspać. Krajobrazowo najciekawszy dzień w Szwecji, jednak do pełni szczęścia brakowało nam pełnych zapasów w sakwach, tak aż do godzin popołudniowych.

19:21.Trasa 57. Töversta. 59° 3'44.40"N 16°44'33.50"E (GE). Widok ku NEE

19:41. Trasa 57. Północny kraniec Sparreholm. Most przez jezioro Skarvnäsviken. Widok ku NE

20:03. Trasa 57. Eknäs. 59° 4'37.3"N 16°55'53.8"E (GE). Widok ku SE

20:55. Trasa 57. Norrby. 59° 4'29.80"N 17° 6'19.60"E (GE). Widok ku NW
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
140.14 km (0.00 km teren), czas: 07:06 h, avg:19.74 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku XI - Od Vättern do Lasu Kolmården
Piątek, 24 lipca 2009 | dodano: 13.04.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .2 Osoby, .LSTR, .Z Księgowym
Ten dzień również można zaliczyć jako regeneracyjny, choć już wróciliśmy do formy na tyle, by nie przeszkadzała, a pogoda słoneczna, aż zachęcała do podróży. Obudziliśmy się przed 10. Nie znając terenu, wydawało się nam w nocy, że byliśmy nie wiem jak głęboko schowani w lesie, a tu taka pomyłka. Tymczasem, po wyjściu z namiotu okazało się, że pomimo naszego przekonania o niewidoczności namiotu, był widoczny z odległej o kilkanaście metrów ścieżki. Ścieżka owa biegła tuż nad brzegiem jeziora i właśnie spacerowały tam dwie kobiety w średnim wieku, które rzuciły krótkie powitanie w stronę Księgowego, który pierwszy wyszedł z namiotu. Z wolna spakowaliśmy manatki i wyszliśmy na ścieżkę. Tam się okazało, że w pobliżu był budynek latarni. Dłuższy czas odpoczywaliśmy przy pomoście, ogólnie relaksując się nad jeziorem Vättern. Prawie niewidoczny, odległy brzeg sprawiał, że przypominało to pobyt nad morzem.

10:50. Karlsborg. Mosskärr. Latarnia morska Vanäs fyr nad jeziorem Vättern. Widok ku SEE

11:50. Karlsborg. Mosskärr. Jezioro Vättern po N stronie latarni morskiej Vanäs fyr. Widok ku NE
Po wszystkim zjedliśmy jeszcze śniadanie i ruszyliśmy, ale jazda nie trwałą długo. Wnet wjechaliśmy na teren fortu. Początkowo trzymaliśmy się części wschodniej, a później centralnej i całą drogę południową, przy której zatrzymaliśmy się obok wejścia do muzeum. Nie wchodziliśmy ze względu na budżet. Skorzystaliśmy za to z darmowego cienia i chłodu, a także możliwości jakie zaoferował nam ów obiekt za darmo. Karlsborg opuściliśmy około 13, trzymając się najbardziej wschodnich ulic. Z głównej trasy skręciliśmy w pierwszą drogę w lewo w Hanken, kilkaset metrów od lasu. Droga była lokalna. Wyjechaliśmy nią w kierunku Töreboda, uprzednio przecinając ją w inną lokalna dróżkę, ale w porę zawróciliśmy.

12:05.Karlsborg. Kommendantsgatan. Południowy budynek fortu. Widok ku SSW

12:56. Karlsborg. Strandvägen 21. Widok ku NW

13:00. Karlsborg. N kanał łączący Bottensjön i Vättern.Widok ku E

13:00. Karlsborg. N kanał łączący Bottensjön i Vättern. Widok ku W
O 13:45 dojechaliśmy do Forsvik, w którym znajdowała się jedna z wielu śluz na kanale Göta, łączącym oba największe jeziora w Szwecji. Tam obejrzeliśmy elektrownie wodną z XIX w., prawdopodobnie najstarszy stalowy most w tym kraju (na stałe podniesiony), oraz proces napełniania śluzy, by statki mogły nim przepłynąć. Przerwa trwała do 14:30, ale aspekt zwiedzania, pozytywnie wpłynął na dalszą chęć jazdy.

Forsvik. Schematy maszyn wodnych w tej miejscowości ulokowanych.

Forsvik. Schematy maszyn wodnych w tej miejscowości ulokowanych.

Forsvik. Schematy maszyn wodnych w tej miejscowości ulokowanych.

Forsvik. Schematy maszyn wodnych w tej miejscowości ulokowanych.

Forsvik. Schematy maszyn wodnych w tej miejscowości ulokowanych.

Forsvik. Schematy maszyn wodnych w tej miejscowości ulokowanych.

Forsvik. Schematy maszyn wodnych w tej miejscowości ulokowanych.

13:48. Forsvik. Młyn wodny na północnym kanale łączącym Dammsjön i Bottensjön. Widok ku SE

14:11. Forsvik. Południowy kanał łączący Dammsjön i Bottensjön. Śluza Karla XIII. Widok ku SEE

14:25. Forsvik. Południowy kanał łączący Dammsjön i Bottensjön. Śluza Karla XIII. Widok ku SSW

14:25. Plan Forsviku
Wróciliśmy do Hanken, zmagając się z wiatrem. Pagórkowatą i lesistą trasa 49 jechaliśmy w pobliżu jeziora. Było tam też chyba największe nagromadzenie odkrywek skalnych, przez które poprowadzono drogę. O 15:30 był niewielki problem z moim rowerem (łańcuch albo kapeć), w skutek czego nastąpiło rozdzielenie. Księgowy zdążył się już gdzieś oddalić, w międzyczasie pomagając usunąć drzewo, które zwaliło się na drogę. Półgodzinną przerwę zrobiliśmy na przystanku dla podróżnych w Stora Koviken. Chwilę podjedliśmy i odpoczęliśmy po intensywnej jeździe.

15:53. Trasa 49. Chyba okolice Granvik.
Od Olshammar trasa przebiegała w bardziej odkrytym terenie, z widocznymi polami uprawnymi. Wciąż widoczne jezioro Vättern było tam pokryte znaczną liczbą wysepek. Ostatni raz ujrzeliśmy je w Åviken. Kwadrans po 18 na krótko zatrzymaliśmy się przy kościele w Askersund, na samym początku miasta. Zachciało mi się tam zrobić kilka zdjęć. Samo miasto objechaliśmy obwodnicą. W Skyllberg, skręcając ku SE, odbiliśmy na wschód, jako że była to pierwsza dogodna możliwość, by skierować się do Sztokholmu.

18:10.Trasa 50. Widok na Askersund ku NNE

18:15. Kościół w Askersund. Widok ku E

18:16. Kościół w Askersund

18:17. Kościół w Askersund
Na chwilę zatrzymaliśmy się przy pobliskiej ruinie (Adam został przy drodze, a mnie poniosło na zwiedzenie zrujnowanego domu (współrzędne wg googlemaps 58°55'41.7"N 15°01'51.4"E), z którego to do sakwy powędrowały: mały skórzanopodobny pojemniczek (po latach oddany do kościoła, jako że była to rzecz przywłaszczona), książka o ptakach po szwedzku (był zamiar oddania książki przynajmniej do kościoła, ale nie udało się), szmatki i być może jakieś dwie fotografie (szmatki wyrzucone najpóźniej w Finlandii, a fotografie, jeśli faktycznie zostały zabrane, przestały istnieć)), a wkrótce udało nam znaleźć miejsce, gdzie mogliśmy zaopatrzyć się w wodę. Było to w Rönneshytta. Osoba, która nas poratowała właśnie wróciła z konnej przejażdżki. Księgowy chwilę pogawędził, chwilę się pozachwycaliśmy psem (podobnym do psa u P. i M., wabiącego się Robin). Stamtąd ujechaliśmy dość niewielką odległość i skręciliśmy w Hyttvägen. Dzięki świeżym zapasom wody przygotowaliśmy ciepły posiłek. Przy stole przesiedzieliśmy na ławce do 21.

19:24. Pies w Rönneshytta

21:05. Obiadokolacja w Rönneshytta. Drzewo w tle ścięto między 2015 a 2019 (wg GE)
Po posiłku ruszyliśmy dalej na wschód, bardzo przyjemną trasą kończąc w pobliżu Hjortkvarn. Tam tylko na moment zjechaliśmy do centrum wioski, ale wnet wyjechaliśmy, gdyż nie tędy mieliśmy jechać. Było to tuż po zmierzchu. Wystarczająco ciemno, by włączono przydrożne lampy, a na tyle jasno, by bez trudu rozłożyć namiot. Stało się to kilometr na północ od wioski, tuż przy skręcie w trasę 617. Teren był niewielkim, wyasfaltowanym placem, ze sporą ilością roślin, które nas zasłaniały w stopniu wystarczającym, by nie czuć się łatwymi do wypatrzenia. Sam asfalt powodował, że obawialiśmy się o to, że ktoś mógłby tu przyjechać, ot tak sobie w środku nocy, np. w celu popijawy. Na szczęście była to kolejna spokojna noc.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
113.94 km (0.00 km teren), czas: 06:15 h, avg:18.23 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku X - Chmury nad jeziorem Vättern
Czwartek, 23 lipca 2009 | dodano: 12.04.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .2 Osoby, .LSTR, .Pół nocne, .Z Księgowym
Poranek dokładnie taki, o jakim myśleliśmy, że będzie. Cały dzień dokładnie taki jak poranek. Podróż dokładnie tak samo przyjemna jak wczoraj, tylko w innych warunkach... Przez prawie CAŁY, z krótkimi przerwami, dzień padał deszcz. Smutny, rzęsisty, albo spokojny, ale przede wszystkim rozmiękczający nasze morale i chęć podróż. Obudziliśmy się około 12:00, ale w stodole przesiedzieliśmy do 14:30!!! Szczególnie mi się nie chciało opuszczać ciepłego śpiwora i dużo później nastąpiło wylezienie z namiotu. Przynajmniej można było długo i w spokoju regenerować się po dwóch poprzednich dniach.

13:16. Kortebo. W stodole, przed wyjazdem
Z wolna zjedliśmy śniadanie. Wypatrywaliśmy jakiegoś okienka bez opadów. W Bankeryd krótka pętla przy sklepie w ulicy Sjöåkravägen. Kilka minut postoju na stacji przy wyjeździe z miasta. Trzymając się głównej trasy przez miasto dojechaliśmy do ważniejszej trasy, prowadzącej wzdłuż brzegu jeziora. W Fiskebäck krótka przerwa nawigacyjna, zakończona deszczem. Opuścić miejsce chcieliśmy ścieżką, ale w skutek tej nadgorliwości przejechaliśmy wiaduktem na drugą stronę, aby dosłownie chwilę później, już dołem, wjechać z powrotem na główną trasę.
Kolejnym istotnym punktem był postój na stacji przy pierwszym rondzie obwodnicy Hjo. Rozłożyliśmy się z rzeczami na ławeczce. Mieliśmy się zabrać za jedzenie, ale wynikły dwie rzeczy. W budynku stacji była normalna pizzeria, a po chwili zaczął padać deszcz. Spakowaliśmy się więc, doprowadziliśmy rowery pod ścianę i spędziliśmy w środku czas od 19 do 21. W tym czasie zdążyliśmy wchłonąć pizzę i dwie kawy. Udało mi się naładować telefon i wysłać komunikat z trasy. Gdy sięgnęło się po komórkę jakiś czas później, okazało się, że pomimo przebywania w stanie wyłączonym, sama rozładowała baterię już po jednej dobie...

19:08. Hjo. Przerwa na posiłek
W Hjo przekroczyliśmy 60 kilometr tego dnia. Po smacznym posiłku, rozgrzaniu ubrań i zwiększeniu temperatury ciała w pizzerii, nieco się ożywiliśmy i wzrosła chęć na przejechanie jeszcze kilkunastu kilometrów. Oby do zachodu słońca. Noc dopadła nas na długo przed okolicami Mölltorp. Jechało się już po ciemku, ale jeszcze zdołaliśmy dojechać do Karlsborg. Objechaliśmy twierdzę od zachodu i rozbiliśmy namiot w lesie, schowani około 300 metrów od obwałowań fortu. Byliśmy przekonani, że jest to najlepsza dostępna miejscówka, ale było tak ciemno, że trudno było nawet namiot rozłożyć. Zasnęliśmy około północy.
W kilku słowach podsumowując ten dzień. Początkowo trasa układała się dość pagórkowato, później raczej równinne, ale ze względu na pogodę było nam to serdecznie obojętne. Przed nocą było już nawet dość sucho. Z powodu pogody, niespecjalnie nawet mogliśmy podziwiać jedno z największych skandynawskich jezior. Mimo wszystko, udało się przekroczyć 100km, co niezmiernie nas zdziwiło, biorąc pod uwagę okoliczności.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
100.82 km (0.00 km teren), czas: 05:10 h, avg:19.51 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku IX - Do Jönköping
Środa, 22 lipca 2009 | dodano: 12.04.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .2 Osoby, .LSTR, .Z Księgowym
Jakież było moje zdziwienie, gdy po męczącej jeździe poprzedniego dnia i nocy, po obudzeniu się przyszło spojrzeć na czas w aparacie. Udało się obudzić wcześniej niż dnia poprzedniego. Inna sprawa, że nocleg opuściliśmy pół godziny później niż wczorajszy.

10:37. Ranek

10:49. Po noclegu
Moje wylezienie z namiotu było pierwsze. To dobre słowo, w pełni oddające stan ciała po wczorajszej podróży. Zachciało mi się rozprostować. Kolano znacznie odpoczęło, ale dużo brakowało do standardowej sprawności z poprzednich dni. Udało mi się dostrzec, że w okolicy rośnie pełno najróżniejszej flory, której nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się widzieć. Zabrało się aparat, korzystając z porannego rozleniwienia, by jakoś jednak ten czas zagospodarować. Chyba pół godziny po mnie, legowisko opuścił i Księgowy. Po nim również widać było zmęczenie. Trochę w mimice twarzy, trochę w ruchach. Gdy się ruszyło, było po 11:40. Dla dobra kolana lepiej było jednak jeszcze nie jechać i do szosy dobrnąć pieszo. Na asfalcie okazało się, że tego dnia, to jakoś specjalnie dobrze mi się nie będzie jechało.

10:53.Wierzbówka kiprzyca

10:53

10:54

10:57. Po noclegu

11:03. Naparstnica

11:05. Dzwonek

11:44. Owad strangalia
Początkowe tempo to takie zacne emeryckie. Mimo to, w kwadrans przejechaliśmy około 5 kilometrów. Wtedy to naszym oczom ukazał się kolejny na trasie parking dla kierowców. Zjechaliśmy, zjedliśmy lekkie śniadanie i przez blisko pół godziny doprowadzaliśmy się do stanu używalności na dalszą trasę. Parking był niewielki, ale rowerzystom wiele nie trzeba. No i tuż obok znajdowało się niewielkie jezioro Fräjen.

11:59. Trasa 23. Jezioro Fräjen na S od Lammhult. Widok ku NEE
O 14:30 dotarliśmy do Vrigstad. Odwiedziliśmy dwie stacje, z czego tylko jedna spełniała nasze wymagania. Tuż za miastem zatrzymaliśmy się na przystanku. Rozsiedliśmy się i powoli sobie zdychaliśmy. Dotychczasowa jazda może nie była zbyt intensywna, ale w naszym stanie dość wymagająca. Ciężko, chłodno i pochmurnie. Wręcz słabo. W ramach dłuższej przerwy ugotowaliśmy obiad. Nawet niespecjalnie chciało się rozmawiać. Tak bardzo nie chcieliśmy dalej ruszać, że spędziliśmy tam 1,5 godziny. Uogólniając każdy, nawet najkrótszy postój, był dłuższy niż dotychczasowe. Do dalszej jazdy bardziej się zmusiliśmy, niż chcieliśmy. Ostatecznie, trasa się sama nie przejedzie. Pocieszaliśmy się, że 1/3 zakładanego dystansu już zrobiliśmy. Była 16:00. Ruszyliśmy, odliczając kolejne kilometry do jeziora.

13:52.

13:53. Gdzieś między Lammhult a Vrigstad przy trasie 30.
W Svenarum krótki postój. Później z trasy na chwilę zjechaliśmy w Hok. Na rondzie skręciliśmy na zachód. Dojechaliśmy pod sklep, po czym zawróciliśmy. Mniej więcej na 2/3 zakładanego dystansu, skręciliśmy w trasę 835 do Ödestugu. Jechaliśmy wzdłuż jeziora Hökasjön, a okolica niebawem zrobiła się trochę bardziej malownicza, niż tylko widok lasu z głównej trasy.

19:02. Przerwa przy skrzyżowaniu F 826 i F 837. W centrum Sjöbergs säteri. W tle jezioro Tenhultasjön. Widok ku N
Tuż za Ödestugu Księgowy złapał kapcia. Naprawa długo nie trwała. Chwilę potem czekała nas seria podjazdów o 70 metrów wyżej. Niebawem dotarliśmy do rozjazdu z widokiem na jezioro Tenhultasjön. Po 19 dojechaliśmy do Tenhult. Tuż za miastem przerwa z powodu wykończenia. Razem - fizycznie. Sam Księgowy mentalnie, a mi wciąż dokuczało, choć już słabiej, kolano. Po przerwie 30 metrów w górę i chwila przerwy na zjeździe do 200 metra n.p.m. we wsi Bogla.

19:47. Trasa F 931 między Tenhult a Jönköping. W tle masyw wzniesienia Lönneberg (292 m n.p.m.). Widok ku N

20:05. Trasa 40. Zjazd do Jönköping. W tle jezioro Vättern. Widok ku N

20:06. Trasa 40. Zjazd do Jönköping. W tle jezioro Vättern. Widok ku NNW
Stamtąd zaczęła się najlepsza zabawa. ~70 metrów w górę przez ~1km. Wrzuciliśmy najniższe biegi i ciągnęliśmy pod górkę. Ledwo, ledwo daliśmy to przejechać bez konieczności podprowadzania. Nagrodą był wspaniały widok na jezioro Vättern i ostry zjazd na wysokość 170 m n.p.m., gdzie przy tablicy powitalnej zrobiliśmy sobie 20 minut przerwy. Potem już łagodniejszy zjazd przez całe Jönköping nad brzeg jeziora przy ~80 m n.p.m.

20:28. Wjazd do Jönköping. Widok ku N
Jechaliśmy blisko wybrzeża w kierunku zachodnim. Powoli zaczynało zmierzchać, choć do nocy jeszcze zostało trochę czasu. Odbiliśmy w ulicę Kapellgatan. Polowaliśmy na otwarty market, który udało się znaleźć przy Åsenvägen. Po sowitych zakupach wyjechaliśmy ulicą Kortebovägen w kierunku północnym. Tuz za rondem skręciliśmy w boczną przez las, szukając noclegu, ale ten znaleźliśmy w niedalekiej, krzywej stodole przy Gamla Kortebovägen. Trochę się obawialiśmy o jej wytrzymałość, bo niezbyt miłym byłoby obudzić się z belką albo przynajmniej dachówką na nogach.
Padło na to miejsce, bo na niebie widać było oznaki deszczu w nocy. Zwijanie do sakw mokrego namiot o poranku to niezbyt przyjemna rzecz. Poza tym było późno, dystans zakładany pokonaliśmy i mieliśmy już serdecznie dość, kulturalnymi słowy opisując nasz ówczesny stan emocjonalny.

20:42. Jönköping. Jezioro Vättern. Widok ku NE

20:45. Jönköping. Jezioro Vättern. Widok ku NE
Na koniec w skrócie, o nie w pełni umiejscowionych zdarzeniach z tego dnia. Przed Vrigstad mijaliśmy coś w rodzaju biblijnego parku miniatur. Za Vrigstad mijał nas cały łańcuch pojazdów wojskowych. Tego dnia po raz pierwszy udało mi się zwrócić po angielsku z prośbą o wodę. Było mi już tak źle, że wszystko jedno. Na szczęście ją dostaliśmy, a gospodarz otrzymał krótką opowieść o naszej wyprawie. Przez Jönköping przemieszczaliśmy się ścieżkami/chodnikami. Całą poprzednią trasę głównie po drodze.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
106.80 km (0.00 km teren), czas: 06:00 h, avg:17.80 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku VIII - W Szwecji dzień pierwszy
Wtorek, 21 lipca 2009 | dodano: 09.04.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .2 Osoby, .LSTR, >200, .Nocne, .Z Księgowym
Poranek pogodny. Niebo pełen cumulusów. Silny wiatr. Opuściliśmy nocleg w sadzie w miarę niepostrzeżenie. Wnet wyjechaliśmy na trasę 111. Po kilometrze skręciliśmy w Välavägen. Po kilkunastu minutach ujrzeliśmy centra handlowe przy Djurhagshusvägen.

12:26. Centrum handlowe Väla, na S od Ödåkra. Fastfood MAX. Pierwszy zakupiony ciepły posiłek na wyprawie. Widok ku NNW
Byliśmy niesamowicie głodni i zmęczeni. Podążając bardziej za instynktem, niż za rozsądkiem, wstąpiliśmy do jakiejś sieciowej jadłodajni w stylu McD, o nazwie MAX. Zamówiliśmy coś niewielkiego i ciepłego na pierwszy głód oraz picie. Wykorzystaliśmy możliwość dolewki, by uzupełnić zasoby cukru. Odchodząc, przyszło mi na myśl, że ta dolewka to jednak mogła nie była taka darmowa jak w KFC, ale nie znaliśmy szwedzkiego, a nikt się nie dopominał od nas żadnej dodatkowej należności.

12:29. Ulica Djurhagshusvägen. Trasa M 1379 na E od centrum handlowe Väla. Widok ku NE
Początkowo było trochę chłodno ze względu na wiatr, wyziębienie z powodu deszczów i nocnej jazdy oraz brak świeżych kalorii w organizmie. Po posiłku trwającym pół godziny, zrobiło się cieplej, słońce bardziej przygrzewało, ale z kolei silny, chłodzący wiatr zniechęcał do zdjęcia kurtek. Pojechaliśmy na wschód, w kierunku Hyllinge. Przejechaliśmy wiaduktem nad autostradą E6, skąd roztaczał się rozległy widok, pełen pagórków pokrytych zbożem i lasami.
Pół godziny po posiłku wystarczająco rozgrzaliśmy się jazdą na rowerze, tak że zdjęliśmy kurtki. Mi zachciało się spróbować swoją przekształcić na żagiel, rozpięty na przedniej kierownicy. Próżny trud. Cała moja powierzchnia lepiej łapał ów wiatr, niż ten "wynalazek" przez który tylko zniknęło trochę czasu. Kilka minut później dogoniło się Księgowego, który w tym czasie robił zdjęcia i kręcił relację filmową.
Z Hyllinge na Bjuv, ale dalsza trasa zbyt oddalała się od naszego celu, wiec odbiliśmy na północ. Przejechaliśmy przez Åstorp. Pobliskie Kvidinge przejechaliśmy boczna ulicą Boulevarden. Tuż za Klippan krótka przerwa na uzupełnienie płynów. Zaraz też skończył się etap jazdy wśród terenów uprawnych, a zaczęły lasy. Do Perstorp wjechaliśmy całkiem boczną, wąską dróżką w malowniczej okolicy. Wyjechaliśmy na ulicę Järnvägsgatan, którą wróciliśmy na główną trasę.

14:08. Trasa M 1815 między Sönnarslöv a Klippan. Przejazd pod torami kolejowymi. Widok ku NNE
Później mijaliśmy jeszcze jakieś mniejsze miejscowości. Do Tyringe prawie ciągły podjazd na wysokość ~130 metrów. Od Tyringe, w Finja zjechaliśmy z trasy 21 na lokalną asfaltowa dróżkę. Skrót, ale też i jedyna droga dla rowerzystów, omijająca węzeł drogowy, jaki prowadził na obwodnicę Hässleholm. Na samym początku dróżki zrobiliśmy pierwszą, dłuższą (ponad pół godziny) przerwę. Wcześniej zatrzymywaliśmy się właściwie tylko po to, by nawigować o kolejnego punkty i w ramach kultury/potrzeb ruchu drogowego.

16:27. Wąska ulica Saxabäcksvägen, odbiegająca od trasy 21 do Finja. Zabawy piłką na wietrze. Po lewej tablica na trasie 21. Widok ku E
Przerwa po 70 kilometrach od noclegu była jak najbardziej potrzebna. Tam też zdemontowało się "żagiel", który na nic mi się nie przydał poza doświadczeniem, że w tej formie jest nieprzydatny. Księgowy pobawił się piłką z MAXa, toczoną przez wiatr. Gdy już się zbieraliśmy, przejechaliśmy kilkaset metrów, okazało się, że mój rower złapał kapcia. Problem został rozwiązany bardzo szybko i sprawnie. Przez Hässleholm przejechaliśmy nieco wolniej niż dotychczas. Miasto było spore. Pod koniec miasta, przy skrzyżowaniu z Kringelvägen, zrobiliśmy pierwsze w Szwecji zakupy na dalszą drogę. Miasto opuściliśmy trasą 23, po 17:30.

17:45. Trasa 23. Obwodnica Hässleholm. 56° 8'40.2"N 13°48'13.8"E (GE). Widok ku N

18:12. Trasa 23. Most przez rzekę Almaån. 56°12'45"N 13°52'24.48"E (GE). Widok ku N

18:14. Trasa 23. Rzeka Almaån. 56°12'48"N 13°52'27.4"E (GE). Widok ku E

18:39. Trasa 23 na E od Hästveda. 56°16'32"N 13°57'48"E (GE). Widok ku NNE
O 18 na bardzo krótko zatrzymaliśmy się nad rzeką Almaån. W pobliżu Osby odbiliśmy od głównej trasy, wjeżdżając w Radiatorvägen. Wróciliśmy na główną i tuż za ostatnim skrętem do centrum miasta, zjechaliśmy na duży teren ze stacją benzynową. Znajdował się tam plac, gdzie podróżujący kierowcy mogli się zatrzymać i odpocząć. My też tak zrobiliśmy. Była 19:30, gdy zatrzymaliśmy się przy Lars Dufwa.

19:41. Lars Dufwa. Obszar przygotowania się do nocnej jazdy. Widok ku W
Usiedliśmy na ławeczce przy tablicy z mapą i fotografiami atrakcji w okolicy. Było to o tyle korzystne, że tablica zapewniała wiedzę o dalszym kierunku podróży i osłaniała od wiatru. Mniej więcej po pół godziny od przybycia i rozłożenia się ze sprzętem, zaczęliśmy gotować obiad. Tradycyjny makaron, zakąszany szwedzkimi słodkościami na deser. Około 21 w zasadzie już odpoczęliśmy, zjedliśmy i częściowo spakowaliśmy, ale jeszcze wychodziło z nas zmęczenie. Podjęliśmy decyzję, by wciąż dalej jechać, byliśmy bowiem mimo wszystko w dobrej formie. Założyliśmy nocny ekwipunek i jeszcze, jeszcze chwilę odpoczywaliśmy, nim z wolna ruszyliśmy o 21:30. W nogach mieliśmy już ~115km. Z wolna zbliżała się noc
O dalszej jeździe już niewiele zostało do powiedzenia. Od poprzedniego etapu, krajobrazowo różniła ją tylko ciemność nocna. Zamiast ściany lasu złożonej z drzew, widzieliśmy ścianę lasu jako jednolitą czarną masę. Ciekawostką była jasnoniebieska łuna, która utrzymywała się nawet w późnych godzinach nocnych. Nie była może zbyt wielka, ani jasna, ale w jakiś sposób wzrastało dzięki niej morale.
Naszym celem było dotrzeć w okolice Växjö, którym się sugerowaliśmy patrząc na znaki, wpierw omijając gdzieś z boku Älmhult. Jak to nocą bywa, trasa była dość jednorodna, wiec nawet niespecjalnie się zatrzymywaliśmy. Po 60 kilometrach, a więc do godziny po północy, zjechaliśmy z głównej trasy, zamieniając dotychczasowy cel na Alvesta. Gdzieś, sporo za Vislanda, zauważyliśmy rowerzystę, jak i my jadącego późną, nocną porą. Nie odezwaliśmy się doń, ani on tego nie zrobił. Zatrzymaliśmy się na krótką przerwę, póki nas nie minął i odjechał dość sporo. Mogliśmy wrócić do swobodnej rozmowy, którą od czasu do czasu zabijaliśmy nocną ciszę. Kilka minut później ujrzeliśmy go raz jeszcze, jak stojąc na poboczu ćmił lekko żarzący się papieros. Minęliśmy go i chwilę potem zdwoiliśmy wysiłki, by jak najbardziej oddalić się od nieznajomego. Potem przejechaliśmy przez Alvesta i już nikogo nie zobaczyliśmy tej nocy.
W okolicach Moheda zaczął mi silniej dokuczać ból kolana. Do tej pory albo go się nie czuło, albo prawie wcale. Na tym etapie jednak, przy blisko 200 km z ciężkim bagażem, dość gwałtownie dał o sobie znać. Zatrzymaliśmy się o 3:40 na terenach wsi Ölsåkra, tuż przy drodze, z dala od zabudowań. Z wolna zaczynało świtać. Było już bardzo jasno. Trochę rozciągania, rozmasowanie kolana i generalne odpoczęcie. Ból zmniejszył się mniej więcej o połowę na pierwszym kilometrze, ale wnet wrócił do poprzedniego stanu. Była to już w oparciu o siłę lewej nogi, prawą starając się jak najsłabiej naciskać na pedał i nie zmieniać jej pozycji zbyt drastycznie. Ból był okropny i przypominał trochę ten sprzed pięciu lat, gdy po raz pierwszy, boleśnie uszkodziło mi się kolano.

3:41. O świcie w okolicy Ölsåkra.
Nie dało rady. Mimo zachęcającego poranka, świetnych warunków i dużego dystansu, nie udało się pobić żadnego rekordu. Jedynie tylko ustaliliśmy nowy - ~215 km z pełnym sakwiarskim obciążeniem. Wyjechaliśmy na trasę nr 30. Do Jönköping zostało raptem 90 kilometrów. Gdyby nie awaria kolana, może około południa byśmy tam dojechali. Po pół kilometra jazdy nową trasą skręciliśmy w lewo do lasu i rozłożyliśmy namiot na leśnej drodze, zostawiając trochę miejsca dla ewentualnych, raczej wątpliwych pojazdów. Była godzina 4:30 i nastała poranna szarówka. Wleźliśmy do namiotu, gdzie w pełni odczuliśmy wyczerpanie po takiej trasie, intensywnie wspomaganej wiatrem.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
215.00 km (0.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:19.55 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku VII - Przez Kopenhagę na prom
Poniedziałek, 20 lipca 2009 | dodano: 08.04.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .2 Osoby, .LSTR, .Pół nocne, .Z Księgowym
Zwinęliśmy się w pół godziny. Dużo wcześniej, bo już kwadrans po 10, byliśmy z powrotem na kolach. Wjechaliśmy miedzy domy na osiedlu w pobliskim mieście, przybliżając się do ulicy Skovledsvej. Po przejechaniu całej, wyjechaliśmy na główną.

10:45. Trasa 151. Køge. Po prawej ulica Gyvelvej. Widok ku NNE

11:39. Południowe Karlslunde. H.C.Andersensvej.
O dalszej podróży można powiedzieć niewiele. Trzymaliśmy się świetnej, rowerowej drogi przy głównej trasie. Wiodła przez szereg miast i miasteczek otaczających Kopenhagę. Gdyby nie znaleziony nocleg, zwiedzalibyśmy ja w nocy, nie mogąc nigdzie się przespać. Jazda byłą niesamowicie przyjemna i odświeżająca. Większość trasy przejechaliśmy w cieniu domów i drzew, gdyż podążaliśmy prawie dokładnie na północ. Z biegiem czasu coraz bardziej zmienialiśmy kierunek na wschodni. Tak to bowiem biegła trasa, naśladując kształt wybrzeża.

11:50. Mosede Strand. Fort Mosede
Jedynym miejscem, gdzie odbiliśmy od głównej trasy, była droga przelotowa przez centrum Køge. Po 1,5 godziny jazdy, zatrzymaliśmy się na turystycznym parkingu między Karlslunde i Mosede. Śniadanie skończyliśmy w pół godziny. Obejrzeliśmy z daleka, dość pobieżnie pobliski fort nabrzeżny. Kilka minut później dogonił nas jadący na rowerze Holender. Wiózł ze sobą tylko wór podróżny. Chwila rozmowy w trakcie jazdy, po czym odjechał dużo wyższym tempem, niż nasze objuczone rowery mogły wyciągnąć.

13:32. Kopenhaga. Borgmester Christiansens Gade. Za drzewami skrzyżowanie z Louis Pios Gade. Widok ku E
O 13:30 wjechaliśmy między pierwsze zabudowania stolicy. Z głównej trasy dojazdowej zjechaliśmy w przyjemną ulicę Borgmester Christiansens Gade. Przejechaliśmy przez most Sjællandsbroen i w lewo, w Artillerivej. Oczywiście ścieżkami rowerowymi, jeśli tylko takie były. Zarówno wcześniej, jak i później, co nie było szczególnym problemem. Często stanowiły jedną całość z drogami samochodowymi, z rzadka tylko odbijając gdzieś w bok lub biegnąc równolegle do nich. W owym czasie droga skręcała przed marketem Rema 1000 przy Rundholtsvej. Zatrzymaliśmy się tam po 14, kryjąc w cieniu. Księgowy jako jedyny posiadał duńską walutę i euro, więc udał się na obfite zakupy. Wciągnęliśmy po litrze mleka z czekoladowymi kulkami, skryci w cieniu sklepu. Nie będę przypominać o temperaturze, gdyż zasadniczo nie zmieniła się od początku wyprawy. Dalej ruszyliśmy Vilhelm Buhls Gade (w 2017, po kilku latach reorganizacji przestrzeni, powstał tam mały kanałek, przepoławiając tę ulicę).

Ulica Karen Blixen vej. Widok z Njalsgade ku S

14:53. Ulica Njalsgade. Emil Holms Kanal. Widok ku S
Po ponad półgodzinnej przerwie pojechaliśmy dalej ku północy. Skręciliśmy w Njalsgade, zatrzymując się chwilę przy Københavns Universitet. Księgowy odbił na chwilę w prawo, przejeżdżając mostkiem nad niewielkim Emil Holms Kanal. Wkrótce skręciliśmy w ulicę Amagerfælledvej, zmierzając w kierunku Torvegade. Krótkim mostem wjechaliśmy do dzielnicy Christianshavn, poprzecinanej licznymi kanałami i prostokątną siecią ulic.

15:01. Ulica Torvegade (na wprost) i Prinsessegade (w poprzek). Widok ku NW
Zabraliśmy się za zwiedzanie. W tej dzielnicy przejechaliśmy ulicami Wildersgade i Sankt Annæ Gade do Prinsessegade. Tam skręciliśmy na północ, przejeżdżając przez obszary dużych, długich i zabytkowych już budynków. Dotarliśmy do ulicy Forlandet , wyjeżdżając z obszaru dawnej twierdzy. Stwierdziliśmy, że tak się nie da i wróciliśmy tą samą trasą. Skręciliśmy dopiero w Bådsmandsstræde, docierając do jej końca. Wzdłuż kanału znów dojechaliśmy do głównej i wjechaliśmy do dzielnicy Indre By. Próbując w ludzki sposób zjechać z mostu, okrążyliśmy budynek Nationalbank Kopenhagen i przejechaliśmy pod mostem na południe. Trzymając się wybrzeży kanałów, dojechaliśmy do ulicy Tøjhusgade i udaliśmy się pod budynek Folketinget - siedzibę parlamentu owego kraju. W pobliżu znajdowało się mnóstwo innych istotnych budynków, lecz pominę ich wyliczanie, nazywając tylko te istotniejsze, które zwróciły uwagę.

15:08. Kościół Vor Frelsers przy Sankt Annæ Gade i Prinsessegade. Widok ku SEE

15:08. Kościół Vor Frelsers przy Sankt Annæ Gade i Prinsessegade. Widok ku SEE

Ulica Børsgade. Børsen. Dawna giełda. Widok ku W

15:41. Ulica Holmens Kanal. Statua admirała Nielsa Juela. W tle budynki przy Holbergsgade. Widok ku NNE
W każdym razie wjechaliśmy na teren parku Det Kongelige Biblioteks Have, gdzie przez kwadrans odpoczywaliśmy, planując kolejne atrakcje od obejrzenia. Wciąż jeszcze myśleliśmy, o przejechaniu przez mosty do Malmo, ale nie będąc pewni możliwości przejechania przez nie rowerem, wkrótce zrezygnowaliśmy. Wróciliśmy nad kanał. Skręciliśmy w Vester Voldgade do Niels Brocks Gade. Stamtąd ruszyliśmy Bernstorffsgade mijając Ogrody Tivoli. Wkrótce dotarliśmy do Placu Ratuszowego, gdzie ponownie spędziliśmy ponad kwadrans. W międzyczasie zaobserwowaliśmy pewną grupę rowerzystów, na takich samych rowerach i w identycznych kaskach. Nie była to żadna sportowa grupa na manewrach. Tak tu organizuje się wycieczki turystyczne dla aktywnych.

15:49. Det Kongelige Biblioteks Have. Widok ku SSE

15:56. Det Kongelige Biblioteks Have. Widok ku E

16:27. Rådhuspladsen. Ratusz. Widok ku SE

16:38. Frederiksberggade przy skrzyżowaniu z Mikkel Bryggers Gade w deszczu. Widok ku SW
Plac opuściliśmy niezwykle zatłoczoną ulicą Frederiksberggade. Nie dało rady jechać, więc przeciskaliśmy się z rowerami w nurcie ludzi. Wnet jednak wszyscy zniknęli, gdyż zerwał się silny, porywisty wiatr i lunął deszcz. Przeczekaliśmy go pod ścianą jednego z domów. Bo opadach ulica z powrotem wróciła do poprzedniej gęstości, lecz my zdążyliśmy ją wcześniej opuścić. Wyjechaliśmy na placu Gammeltorv i tuż za pobliską katedrą Vor Frue Kirke, objechaliśmy budynek Københavns Universitet od wschodu. Ulicą Nørregade dojechaliśmy do brzegu jeziora Peblinge Sø. Jadąc wzdłuż brzegu ku północy, skręciliśmy w Gammeltoftsgade i wróciliśmy na południe, przejeżdżając przez tereny Syddansk Universitet København. Ulicą Gothersgade mijaliśmy Botanisk Have. Wzdłuż wschodniej jego krawędzi, ulicą Øster Voldgade, ponownie jechaliśmy na północ. Dojechaliśmy prawie do jej końca, w pobliżu wiaduktu nad torami kolejowymi, ale zawróciliśmy. Minęliśmy nasz cel, jakim był budynek wydziału duńskiego odpowiednika naszych studiów. Zrobiliśmy kilka zdjęć, ale drzwi były zamknięte, otwierane przy pomocy legitymacji. Trochę odpoczęliśmy i już się zamierzaliśmy zbierać, gdy wychodzący student, po krótkim, nieskładnym wytłumaczeniu po angielsku, otworzył dla nas drzwi.

17:16. Statens Museum for Kunst. Widok ze skrzyżowania Øster Voldgade z Sølvgade ku NNW

17:32. Wahadło Foucaulta na wydziale geo.
Ponad pół godziny spacerowaliśmy po prawie opustoszałym wnętrzu. Nie trafiliśmy w porę zajęć, a przynajmniej niezbyt wielu. Pomieszczenia, do których można było zajrzeć przez okno w drzwiach, zawierały tylko wyposażenie sal i zgaszone oświetlenie. Z pozostałych sal nie dobiegał nawet szmer. Nim wyszliśmy, nad Kopnehagą przechodziła jeszcze jedna deszczowa chmura. Przeczekaliśmy ją obserwując Wahadło Foucaulta w pomieszczeniu centralnym i pooglądaliśmy wystawę wyników praca magisterskich czy doktorskich. Od północy minęliśmy Kongens Have i ulicą Dronningens Tværgade dojechaliśmy na plac Amalienborg Slotsplads, skąd dobrze widoczna była, mijana uprzednio kopuła Frederiks Kirke i budynki Det Gule Palæ. Z placu udaliśmy się prosto na północ do Pomnika Syrenki, zatrzymując się na chwilę przy fontannie Gefionspringvandet. Po kilku zdjęciach wróciliśmy się przez środek fortu Kastellet.

18:16. Frederiksgade. W centrum Marmorkirken. Widok ku NWW

18:47. Kastellet

18:51. SE fosa Kastellet. W centrum kościół Den Engelske. Widok ku SEE
Dojechaliśmy do ulicy Grønningen i przejechaliśmy przez centralną ulicę dzielnicy Østerbro . W pewnym momencie natknęliśmy się na mieszkającego w Danii Polaka na rowerze, o wygórowanym ego i nietrafnym osądzie, patrzącym płytko i powierzchownie. Z kategorii takich, co to wszystko wiedzą najlepiej i co to to oni nie są. Ocenił mianowicie, że Księgowy bez problemu dojedzie do Sztokholmu, a ja najpewniej wsiądę w pierwszy lepszy samolot do kraju. Przez długi czas wspominaliśmy tego dziwnego, mało sympatycznego człowieka. Rzadko kogo zapamiętuje w tak negatywnym świetle. W czasie rozmowy czuć było, że niepotrzebnie tracimy czas.

21:05. Trasa 152. Gdzieś między Kopenhagą a Helsingør
Niedługo potem przez miasto przechodziła jeszcze jedna partia opadów. Bardzo duży, ciężki deszcz przeczekaliśmy pod rozkładanym daszkiem sklepu Irma, w pobliżu skrzyżowania z Tåsingegade. Po ich przejściu, dalsza jazda nie sprawiała problemu. Zrobiło się co prawda zimno, ale wystarczyło założyć odpowiednie elementy ekwipunku. Raz przyszło mi zostać nieco z tyłu, by obejrzeć przygodne ruiny. Z biegiem czasu trochę się rozpogodziło, trochę ociepliło, ale wciąż widać było interesujące, niemiłe chmury. Cały czas jechaliśmy trasą wzdłuż morza i naprawdę bardzo rzadko traciliśmy je z oczu, bo jakiś las, bo jakaś zabudowa. Tuż przed zmrokiem, po 22 dojechaliśmy do przystani promowej w Helsingør. Tym razem poszło sprawniej. Kwadrans oczekiwania, nim wjechaliśmy na kolejny środek transportu. Do przepłynięcia około 5 kilometrów. Większość tego czasu spędziliśmy przy rowerach, niespecjalnie wędrując po promie. Zapadła noc, a trzeba było znaleźć nocleg na drugim brzegu.

22:11. Coraz bliżej promu w Helsingør (miejscowość w tle)

22:46. Helsingborg widziany z promu

23:01. Zjazd z promu do Helsingborg
Do Helsingborg dobiliśmy o 23:00. Obyło się bez emocji jak przy pierwszym promie. Przed nami czerń nocy, rozjaśniana światłami nieznanego miasta. I deszcz. Dosłownie chwilę przed przybiciem do brzegu, nieprzyjemnie się rozpadało. Bardzo uradowani z tego faktu, zjechaliśmy na ląd. Oh! Jak bardzo byliśmy szczęśliwi... I tak mieliśmy dużego farta. Przestało padać w kilka czy też kilkanaście minut po opuszczeniu suchego schronienia na pokładzie. Druga trudność, to wydostać się z przystani. Tu pomagały nam auta, których śladu się trzymaliśmy. Korzystając ze ścieżek rowerowych jechaliśmy Bredgatan do Furutorpsgatan. Wyjechaliśmy ze ścisłego centrum w obszar domów jednorodzinnych i szeregowych. Korzystając z Södertäljegatan wyjechaliśmy na Växjögatan, kolejny skręt w Mästaregatan do Decembergatan. Przejechaliśmy krótki odcinek przez łąki do Ragnvallagatan, gdzie zatrzymaliśmy się na krótką przerwę i gruntowne rozpatrzenie kierunku dalszej jazdy. Byliśmy już bardzo zmęczeni i sfrustrowani. Sytuacji nie poprawiał chłód po opadach deszczu. Na szczęście nasz trud nie trwał już długo. Wyjechaliśmy na Filbornavägen i przy Norra Hunnetorpsvägen wypatrzyliśmy niewielki las, który okazał się sadem. Skręciliśmy w szutrową drogę i zatrzymaliśmy się przy wjeździe. Przez kilka chwil wypatrywaliśmy, czy aby ktoś nas nie widzi. Kto miał nas widzieć, jeśli nawet w centrum miasta nie było śladu żywego ducha. Była północ, a my padliśmy niesamowicie wykończeni.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
123.30 km (0.00 km teren), czas: 07:28 h, avg:16.51 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku VI - Dzień przez Danię
Niedziela, 19 lipca 2009 | dodano: 24.09.2009Kategoria 2009 Skandynawia, .2 Osoby, .LSTR, .Z Księgowym
Tego dnia regenerowaliśmy się po wysiłku w drodze na prom. Po 10 wyszliśmy z namiotu i zbieraliśmy się około godzinę. Wyszliśmy na wspomniany szlak, o czym dowiedzieliśmy się już po starcie, gdy natknęliśmy się na stosowną informację. W międzyczasie ktoś chyba jeszcze korzystał z niego, zdaje się że konno. Cały dzień towarzyszył nam silny wiatr, szczególnie mocno odczuwany w pobliżu morza.

10:29. Holeby. Po nocleg przy turystycznym szlaku Jernbanestien, którym następnie podążaliśmy ok. pół kilometra. Widok ku SW

10:30. Holeby. Po nocleg przy turystycznym szlaku Jernbanestien, którym następnie podążaliśmy ok. pół kilometra. Widok ku SEE
Pół kilometra dalej wyjechaliśmy na trasę 297. Nie wjeżdżaliśmy do miasteczka. Od razu skierowaliśmy się na wschód. Przejeżdżaliśmy przez malownicze tereny, równinne lecz nie tak płaskie. Zdarzały się mniejsze czy większe podjazdy. Oczywiście nie można wymagać, by ich skala była podobna do górskich podjazdów. Były za to przyjemne i urokliwe. Prawie nie przejeżdżaliśmy przez miejscowości. Głównie zdarzały się pojedyncze albo zbite w kilka sztuk zabudowania. Większe skupiska budynków sąsiadowały z trasą w odległości kilkuset metrów.

11:27. Fuglse. Kościół po W stronie wsi. Widok z trasy 297 ku NNE

12:07. Zachodnia część Kettinge. Trasa 297. 54°41'58"N 11°42'17"E (GE). Widok ku E
Po przeszło godzinie tej dość lekkiej jazdy, zatrzymaliśmy się na parkingu turystycznym, zaopatrzonym w ławki ze stołami oraz toalety. Przesiedzieliśmy tam dwie godziny, spędzając czas na gruntownym przepraniu ciuchów i sporządzeniu strawy. Akurat dogrzewało silne słońce, więc ubrania schły szybko. W międzyczasie parking odwiedzało kilkoro innych, różnych ludzi zjeżdżających z trasy. Takie miejsca i w naszym kraju by się przydały, ale stosunkowo szybko stałyby się obiektem zwandalizowanym.
Była godzina 14:30, gdy w końcu się zebraliśmy w dalszą trasę. Po kwadransie dojechaliśmy do Nykøbing Falster. Wjechaliśmy doń przez pierwszy most nad Cieśninami Duńskimi. Od bagażnika odpadła mi jedna ze śrubek. Zgubiona nie wiadomo gdzie. W skutek napraw, całość została efektownie zzipowana. Powodem była śrubka zastępcza, pochodzącą z miejsca od bidonu. Załatwiła ona gwint w nowym siedzisku. Nim jednak to się stało, przejeździliśmy przez miasto w poszukiwaniu nowej śrubki.
Tuż za mostem skręciliśmy w lewo, do centrum miasta. Pojechaliśmy ulicami Fejøgade, skręcając w Færgestræde przez parking przed marketem. Zawróciliśmy ulicą Langgade na południe. Objechaliśmy wszystkie budynki i tym razem skierowaliśmy się ku północy, wjeżdżając w ulicę Klosterstræde. Przejechaliśmy przez centrum korzystając z Østergågade i dojechaliśmy do ronda. Tam skręciliśmy w Rosenvænget, potem w Skolegade.
Przecięliśmy trasę nr 9, docierając do lasu u krańca ulicy Østre Alle. Znajdowało się tam zoo, ale dla nas była to ślepa uliczka. Chcieliśmy wyjechać na jakąś lokalną trasę, ale przeliczyliśmy się z jazdą bez mapy. Zawróciliśmy do trasy nr 9 i prawie się już pogodziliśmy z podróżowaniem wśród aut, ale znów zjechaliśmy - tym razem w ulicę Energivej. Kontynuując jej następcami, ponad kilometr przejechaliśmy leśną, asfaltową ścieżką. Po tym przybliżyła się do głównej trasy i tak sobie jechaliśmy nią na takiej zasadzie, jak ścieżkami w Niemczech.
Korzystając z niej, jechaliśmy przez bardzo długi czas. Tuż za Ønslev ścieżka przerzuciła nas na wschodnią stronę drogi. Zatrzymaliśmy się tam na krótką przerwę, głównie nawigacyjną. Potem wpierw przejechaliśmy krótkim tunelem, a potem wiaduktem nad kontynuacją wczorajszej autostrady, w tym miejscu częściowo remontowanej. Pół kilometra dalej wróciliśmy na właściwą stronę. Przyjemna ta jazda skończyła się w Norre Alslev. Na szczęście do naszej dyspozycji pozostał jeszcze pas serwisowy, oddzielony grubą, białą linią.

17:38. Masnedø. Trasa 153. Widok ku S na most Ny Storstrømsbro.
O 17:30 przejeżdżaliśmy przez kolejny most nad cieśninami. Ten był już sporo dłuższy i pokonanie go zajęło kilkanaście minut, wraz z przerwą na zachwyty i zdjęcia. Po drugiej stronie czekało miasteczko Vordingborg. Postanowiliśmy zrobić zakupy, ale z powodu niedzieli, mogliśmy tylko pomarzyć. Zajechaliśmy na parking pod lidlem, uprzednio przejechawszy pod wiaduktem kolejowym. Krótką przerwę pod marketem spędziliśmy nad dobieraniem kolejnego odcinka trasy.
Ulicą Færgegaardsvej zaczęliśmy wyjeżdżać z miasteczka. Skorzystaliśmy z krótkiego odcinek nad wybrzeżem. Od wschodu minęliśmy ruiny tamtejszego zamku. Ulicą Riddergade dobrnęliśmy do Københavnsvej i tą wyjechaliśmy ku północnemu wschodowi. Z głównej trasy zjechaliśmy w Ørslev. Kierując się na Præstø, wjechaliśmy w ulicę Ugledigevej, tym samym omijając ścisłą zabudowę miasteczka i przejeżdżając przez jeden z poważniejszych podjazdów na trasie. Z lewej pola. Z prawej las. Przejechaliśmy pod autostradą. Wjechaliśmy w przyjemny las, z nieco wijącą się drogą.

19:06. Kościół Beldringe. 55° 6'21"N 11°59'57"E (GE). Widok ku NW

19:10 Frontowy budynek z bramą dworu Beldringe. 55° 6'27.4"N 11°59'28"E (GE). Widok ku SE
Trasa ta zakończyła się w Ugledige nad jeziorem Mern Å. Drogą Ronesbanke dojechaliśmy pod Skibinege, gdzie odbiliśmy na zachód w Bellevuevej. Minęliśmy zabudowania dworku w Beldringe i nieodległego gotyckiego lub neogotyckiego kościoła. Wyjechaliśmy na trasę 151. 10 minut później zatrzymaliśmy się na poboczu drogi i rozłożyliśmy z miskami. Zmęczenie i głód dały o sobie znać. Przerwa trwała około pół godziny. Wiatr silny - utrudniał gotowanie, więc zasłanialiśmy palnik miskami i własnymi ciałami, by płomień bezproblemowo dogrzewał wodę na budyń z czekoladowymi kulkami.

19:18. Gishale. Wjazd na trasę 151. 55° 6'17.50"N 11°57'55.30"E (GE). Widok ku W
Wkrótce po posiłku, gdy już jechaliśmy, minęła godzina 20:00. Zaczęliśmy rozglądać się za jakimś miejscem na nocleg. Pół godziny później słońce znajdowało się w fazie zmierzchu. Droga przed nami była prosta jak strzała, ale teren nie zachęcał do bezpiecznego nocowania. Od Tappernøje przez siedem kilometrów jechaliśmy do najwyższego wzniesienia w czasie przejazdu przez Danię. Było to około 110 metrów n.p.m., osiągnięte na granicy regionów, jeszcze przed Rønnede.

20:55. Rønnede. Trasa 151. 55°14'51.57"N 12° 0'53.45"E (GE)
Na noc zjechaliśmy do lasu przed Herfølge. Zjechaliśmy na pół kilometra od głównej szosy i 150 metrów od głównych zabudowań miasteczka. Jedynym minusem był dom pod samym lasem, dlatego przed rozbiciem namiotu wjechaliśmy kolejne 150 metrów, po czym zboczyliśmy do północnej granicy lasu. Wszystkiemu winna była dość duża przejrzystość lasu, ubogość w maskujące krzewy i po prostu spory prześwit miedzy drzewami, nie tylko przy głównych ścieżkach. Było to po 22 i rozłożyliśmy się błyskawicznie, równie szybko zasypiając.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
126.50 km (0.00 km teren), czas: 06:36 h, avg:19.17 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku V - Niemieckie wybrzeże. Ku Danii
Sobota, 18 lipca 2009 | dodano: 07.04.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .2 Osoby, .LSTR, .Pół nocne, .Z Księgowym
Poranek niezbyt sympatyczny. Przez niebo przetaczały się ponure, szare chmur. O słońcu mogliśmy pomarzyć, albo powspominać. Ruszyliśmy dopiero o 10:30. Jechaliśmy jak najkrótszą trasą do Danii. Zrezygnowaliśmy z wizyty w centrum Lubeki. W Neuenhagen skręciliśmy na podrzędną drogę prowadzącą do Harkensee. Po raz pierwszy, na polach zamiast zbóż, rosło pełno kapusty.
W pobliżu Pötenitzer Wiek skręciliśmy w prawo, objeżdżając ów zbiornik od północy. Wjechaliśmy do Priwall i skręciliśmy na północ w ulicę Am Priwallhafen. Jechaliśmy wzdłuż nabrzeża portowego do promowego przejścia dla pieszych. Tam się okazało, że musimy jechać do samochodowego. Wróciliśmy do głównej o skrzyżowanie wcześniej, uprzednio robiąc przerwę przy kampingu. Musieliśmy trochę poczekać na przewóz, więc wykorzystaliśmy go z pożytkiem.

12:33. Nabrzeże w Priwall. Widok ku NE

12:35.Nabrzeże w Priwall. Widok ku W.

13:21. Na promie przez kanał Trave. W tle Travemünde.
Przeprawa trwałą niespełna pięć minut. Byliśmy na przedzie promu, więc wyjechaliśmy jako pierwsi. Już w Travemünde, na drugim brzegu, byliśmy nieco zdezorientowani. Skorzystaliśmy z tamtejszej mapy. Po ogarnięciu dalszego kierunku jazdy, przejechaliśmy ulicą Kurgartenstraße do parku i zorientowaliśmy się, że ponad torami kolejowymi, o których nie wiedzieliśmy, gdzie się kończą. trochę się cofnęliśmy do ulicy Rose - tam gdzie najbliższy przejazd. Po drugiej stronie wjechaliśmy w Mühlenberg do Fallreep. Tuż za parkiem ze jeziorkiem, dojechaliśmy do promenad nadmorskiej. Pojechaliśmy nią na północ.

14:47. Brodten. Stromy brzeg w Obszarze Ochrony Krajobrazu (LSG) Brodtener Winkel.
Droga wyłożona różnokolorową kostka, tworzącą geometryczne wzory, w pewnym momencie odbiła od wybrzeża i zmieniła się w zwykłą szutrówkę. Wyjechaliśmy na wierzch wybrzeża klifowego, skąd roztaczały się odległe, przyjemne widoki. Tuż za miejscowością, w czasie robienia zdjęcia, zagadała do nas pewna para ze Śląska, będąca na wczasach. W czasie pogawędki przejeżdżał jakiś Niemiec na rowerku, pytający czy nie pomoglibyśmy mu z jego rowerem. Przerwa trwała ponad pół godziny.

14:55. Brodten. Stromy brzeg w Obszarze Ochrony Krajobrazu (LSG) Brodtener Winkel. Po prawej w tle Niendorf. Widok ku W

14:55. Brodten. Stromy brzeg w Obszarze Ochrony Krajobrazu (LSG) Brodtener Winkel. W centrum w tle Niendorf. Widok ku W
O 15 wjechaliśmy do Niendorf. Szutrowy szlak przeszedł w deski nadbrzeżnego chodnika. Końcówkę opuściliśmy schodząc grzecznie po niewysokich schodach, by wkrótce jechać Strandstraße. Przez ponad 10 kilometrów podróżowaliśmy przez szereg nadmorskich miejscowości, trzymając się dróg blisko wybrzeża. Zdumiewając, większość mogliśmy podróżować po szerokiej, nieco wijącej się, asfaltowej ścieżce rowerowej. Była położona miedzy wydmami i główną ulicą. Jechało się tak przyjemnie, jak nigdy wcześniej od początku wyprawy. Obserwowaliśmy ludzi na wakacjach, nowoczesne i zadbane budynki tak mieszkalne, jak i zwykłe obiekty turystyczne. Spacerujących, jadących i leżących ludzi była po prostu rzesza.

15:00. Niendorf. Plaża w pobliżu uliczki Osseeallee Widok ku E
Z wybrzeżem pożegnaliśmy się przed Sierksdorf, które przemierzyliśmy już ulicą Pohnsdorfer. Ponownie ujrzeliśmy morze, gdy znaleźliśmy się w Neustadt in Holstein, tuż po przekroczeniu mostu. Odpoczęliśmy tam kwadrans. Tym razem jazda wybrzeżem trwało krócej. W Pelzerhaken zatrzymaliśmy się, by raz jeszcze odpocząć i zastanowić, jak wrócić na główniejszą trasę. Po kwadransie pojechaliśmy ulicami Mastkobener Weg i Sonnenblumenweg, którymi wróciliśmy do lokalnej przelotówki przez miasteczka, biegnącej z dala od wybrzeża.

16:42. Ograniczenie prędkości gdzieś między Sierksdorf a Neustadt in Holstein.

16:55. Neustadt in Holstein. Lienaustraße. W centrum widoczna wieża kościoła Stadtkirche. Widok ku E

16:58. Nadmorska dróżka w S części Neustadt in Holstein.

17:01. Port w S części Neustadt in Holstein. Widok ku NNW

17:24. Schody po w SE części Neustadt in Holstein. Na horyzoncie wybrzeże w okolicy Niendorf
Gdy tylko oddaliliśmy się od morza, prędkość znacznie wzrosła. Minęliśmy wiele nieistotnych wtedy miejscowości. Gdy tylko się pojawiały ścieżki rowerowe, od razu na nie wjeżdżaliśmy. Zaliczyliśmy kilka krótkich przerw na nabranie oddechu, a gdy tylko dotarliśmy do Heiligenhafen, skończyło się wszelkie pobłażanie. Wyjechaliśmy na trasę nr 207. O 21 przejechaliśmy przez most na wyspę Fehrman. Trzymaliśmy tempo w okolicach 35-40 km/h. Nie wiedząc o której odpływa ostatni prom, gnaliśmy na złamanie karku. Najważniejsze było dotrzeć TAM i dowiedzieć się na czym stoimy. Awaria nawet nie wchodziła w grę. Nocleg na wyspie także. Później długo wspominaliśmy ten szaleńczy pęd na prom.

19:46. Augustehof. Tu prosto, zamiast na zachód, bo krócej. Widok ku N

20:01. Silosy w Heringsdorf po E stronie szosy. Widok ku NE

21:02. Most Fehmarnsund.Widok ku NNE

21:05 Już na wyspie, a za mostem. Widok ku NW

21:05. Już na wyspie, a za mostem. Widok ku E
Pół godziny po wjechaniu na wyspę, dotarliśmy do bramek w porcie. Po kwadransie trzymaliśmy już kartoniki z przepustką na prom do Danii. Kolejne kilka minut oczekiwania w kolejce aut i dostaliśmy sygnał do pakowania się na prom. Wjechaliśmy na pokład, przypięliśmy rowery za pomocą specjalnego pasa i udaliśmy się na górny pokład, by obserwować morze, wyspę i zachodzące słońce.

21:34. Bramki przed wjazdem na prom Widok ku N
Była 22:00 gdy odbiliśmy od brzegu. Po zlustrowaniu pokładu i wiszącej na ścianie mapy, zasiedliśmy przy stoliku, dając odpocząć tak bardzo dziś wymęczonym nogom. Przerwa na promie trwała około trzy kwadranse. Wybrzeże Danii oglądaliśmy już w nocy. Wyjazd z promu przypominał start w jakimś wyścigu czy maratonie.

21:57. Na promie
Oczywiście, nie znaliśmy tego miejsca, zasad, skrzyżowań, rozjazdów, objazdów i było zbyt ciemno, by cokolwiek kombinować. Założyliśmy, że droga, którą jechaliśmy, była analogiczna do tej po niemieckiej stronie. Nie była. Pędząc dość znacznie, choć już nie tak intensywnie jak do promu, zauważyliśmy samochód, którego kierowca zechciał nas poinformować, iż jechaliśmy po autostradzie. Zdążyliśmy zorientować się, że trasa nie jest tym, czym byśmy chcieli, ale nie znaliśmy żadnej alternatywy. Tuż po opuszczeniu promu chcieliśmy wjechać do Rødbyhavn. No i wyszło... W to miejsce przemierzyliśmy 4 kilometry autostrady Sydmotorvejen.

22:51. W Danii po raz pierwszy
Lekko sfrustrowani opuściliśmy pas autostrady, przy wiadukcie ponad poziomem drogi. Przerzucaliśmy rowery przez barierkę, leźliśmy przez krzaki, a wszystko po ciemku. Nie był to koniec dnia, gdyż trzeba było znaleźć nocleg. Pierwsze kilometry po lokalnych drogach - wsie, pola i drzewa rosnące prawie zawsze tylko przy domach.
Od autostrady ujechaliśmy ~10 kilometrów, nieco klucząc. W akcie desperacji, nocleg rozłożyliśmy tuż przy Holeby. Ściślej - pomiędzy drogami Højbygårdvej i Nystedvej. Jeszcze dokładniej - tuż za ścianą krzewów, które posadzono przy turystycznym szlaku pomiędzy tymi dwiema drogami. Wreszcie z radością zasnęliśmy.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
141.60 km (0.00 km teren), czas: 08:16 h, avg:17.13 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/h